– Często kosząc miejskie przestrzenie zielone, w tym trawniki czy przydomowe ogródki, przyczyniamy się do spadku różnorodności biologicznej roślin, owadów i ptaków – ocenił w rozmowie z PAP botanik prof. Łukasz Łuczaj. Naukowiec podkreślił, że powinno się kosić najwyżej raz lub dwa razy w sezonie.
CZYTAJ: Uwaga na niebezpieczny barszcz. Pojawił się w Chełmie
Moda zubaża
– W przeszłości nasze miasta były mniejsze, zielonych przestrzeni miejskich też było w nich mniej, i jeszcze w latach 60. wykaszano je przy pomocy kosy. Na wsiach z kolei trawniki wokół domów były wygryzane przez pasące się zwierzęta: krowy, owce, kury czy gęsi – powiedział prof. Łukasz Łuczaj z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Według niego moda na równo skoszone trawniki przyszła do Polski z krajów zachodnich, pod wpływem oglądanych filmów i podróży. – W użycie weszły kosiarki, a piękne wykoszone trawniki stały się – wśród mieszkańców klasy średniej – standardem dobrego utrzymania posesji. Stał się to nawet ogólnie przyjęty standard. Tymczasem taki sposób utrzymania terenu bardzo zubaża roślinność – tłumaczył botanik.
Zaznaczył, że zielone przestrzenie wygryzane przez zwierzęta były znacznie bardziej różnorodne pod względem gatunkowym. – Utrzymanie bioróżnorodności gatunkowej jest ogromnie istotne, ponieważ tylko istnienie wielogatunkowych zbiorowisk roślinnych stanowi gwarancję istnienia wielogatunkowych ekosystemów zwierząt – podkreślił naukowiec.
Tracimy gatunki
Prof. Łuczaj wyjaśnił, że przystrzyżone równo trawniki to w zasadzie monokultury jednego do trzech gatunków traw. – Ludziom ciężko zrozumieć, że ekosystemy są bardzo skomplikowane. Około jedna trzecia gatunków owadów są to gatunki monofagiczne, które żerują na jednym gatunku lub rodzaju rośliny. Gdy tej rośliny zabraknie w ekosystemie, to nie będzie też danego gatunku owada – tłumaczył botanik.
Za przykład podał motyle z rodzaju czerwończyk – np. z gatunków czerwończyk dukacik i czerwończyk nieparek. – Ich gąsienice żerują tylko na szczawiu. I jeśli jest dziko porośnięty trawnik ze szczawiem, to będą tam żerować. A gdy mamy trawnik, gdzie zniszczono rośliny dwuliścienne, to czerwończyka nie będzie – wyjaśnił.
Innym przykładem jest gatunek pszczoły samotnej – pszczolinki świerzbnicówki, która żeruje tylko na kwiatach świerzbnicy. Jeśli tego gatunku nie będzie na trawniku czy łące, to nie będzie i pszczolinki. Inny gatunek pszczoły samotnej, nożycówka jaskrzanka, żywi się głównie pożytkami w postaci pyłku jaskra. Jeśli jaskrów zabraknie, nie będzie również tego gatunku pszczół.
– Przeciętny Polak nie jest jednak świadomy, że gdy ubożeje roślinność ekosystemu, tracimy pewne owady, a co za tym idzie – tracimy pewne gatunki ptaków – wyjaśnił prof. Łuczaj. Dodał, że nawet roślinożerne gatunki ptaków żywią swoje młode owadami. – Jeżeli tych owadów mamy mniej w ekosystemie, to mniejsza liczba osobników ptaków może się wyżywić – powiedział.
Spadek bioróżnorodności dotyczy również pól uprawnych. – Kiedyś w pszenicy czy w życie można było znaleźć maki polne, chabry bławatki, kąkole, wykę i wiele innych pięknych chwastów. Obecnie pola stały się monokulturami zbóż, ponieważ mamy bardzo efektywne herbicydy, które eliminują inne gatunki roślin – konstatował botanik. – “A na dodatek uprawy opryskiwane są pestycydami zaburzającymi życie całego świata owadów”.
Wystarczy zmienić rytm koszenia
Z powodu spadku bioróżnorodności ekosystemów na świecie pojawił się trend, żeby trawniki w przestrzeni miejskiej czy w przydomowych ogródkach zmieniać w łąki bogate w gatunki roślin.
– Możemy oczywiście wysiewać łąki kwietne z określonym składem gatunkowym, ale wystarczy tylko zmienić rytm koszenia i to – w sposób naturalny – po kilku latach doprowadzi do zwiększenia bioróżnorodności. Nie trzeba nic robić, i jest to mniej kosztowne – przekonywał prof. Łuczaj.
Są na to dowody naukowe. – Słynny eksperyment przeprowadzono w jednym z miast niemieckich, Tybinga, gdzie przez sześć lat część trawników zaczęto wykaszać tylko dwa razy lub raz w roku. Po kilku latach różnorodność gatunków roślin i owadów w tych miejscach wzrosła o kilkadziesiąt procent, bez dosiewania czegokolwiek – przypomniał naukowiec.
Park narodowy we własnym ogrodzie
Jak dodał, amerykański ekolog Douglas Thallamy zaczął już kilka lat temu popularyzować ideę tworzenia “parków narodowych we własnym ogrodzie”. – Chodzi o to, żeby zamiast równo przyciętych trawników, sadzenia tui i innych obcych gatunków roślin, tworzyć rabaty z gatunkami rodzimymi, należącymi do lokalnych ekosystemów, będącymi źródłem pokarmu dla zwierząt, które na nich żerują – wyjaśnił botanik.
Niektóre miasta w Europie i USA próbują od lat ograniczyć koszenie trawników, dzięki czemu bioróżnorodność w zielonych przestrzeniach miejskich rośnie. Popularyzuje się tam ruch “no mow May” czyli “maj bez koszenia” – przypomniał.
– W Polsce od wielu już lat mamy akcję rzadszego koszenia trawników w Warszawie. Podobny trend obserwujemy w Krakowie, Poznaniu, Wrocławiu. Gdy jadę przez Warszawę, jestem jako botanik zachwycony, że jest tyle miejsc, gdzie rosną rośliny z gatunków ruderalnych i łąkowych – powiedział naukowiec.
Jak dodał, coraz większą popularność zyskuje tzw. partyzantka ogrodnicza, polegająca na potajemnym sadzeniu rożnych gatunków roślin na terenach zielonych, między innymi po to, by zwiększyć bioróżnorodność.
Gorzej w małych miastach
Prof. Łuczaj ocenił, że znacznie gorsza sytuacja jest w małych miasteczkach i miejscowościach, nawet sąsiadujących z dużymi miastami. – Nie ma tam świadomości; królują krótko przystrzyżone trawniki – zarówno na posesjach prywatnych, jaki i w przestrzeni miejskiej. Są one tam synonimem porządku i statusu – powiedział.
– Niedawno jeden z radnych krośnieńskich siłą wykosił miejsce, gdzie Urząd Miejski w Krośnie – za moimi poradami – utrzymywał piękne, wielogatunkowe zbiorowisko jednorocznych chwastów ruderalnych, jak komosa biała, gorczyca i inne gatunki. Radny uważał, że miasto wygląda na zaniedbane i bezprawnie wjechał na ten teren z kosiarką – wspominał botanik.
Zagrożeniem gatunki inwazyjne
W jego ocenie kolejnym zagrożeniem dla bioróżnorodności ekosystemów jest wzrost udziału obcych gatunków drzew, krzewów i roślin zielnych w przestrzeniach ogrodów i miast.
– Gatunki inwazyjne zaczynają dominować nad rodzimymi. Z drzew i krzewów niebezpieczne i bardzo inwazyjne są czeremcha amerykańska, klon jesionolistny, a z roślin zielnych – takie gatunki, jak rdestowiec japoński i sachaliński, nawłoć kanadyjska i późna, niektóre gatunki z rodzaju przymiotno, niecierpek himalajski i drobnokwiatowy, barszcz Sosnowskiego czy przegorzan węgierski – tłumaczył prof. Łuczaj.
Dodał, że są też drzewa i krzewy sprowadzone z innych kontynentów, które wprawdzie nie są inwazyjne, ale z reguły mają dużo mniej szkodników, co oznacza że dają pokarm mniejszej ilości owadów i – w konsekwencji – ptaków. I ma to znaczenie, gdy są sadzone masowo zamiast roślin rodzimych. Dlatego trzeba wiedzieć, czym obsadzać zielone tereny, aby nie rozprzestrzeniać gatunków obcych i dać także miejsce gatunkom rodzimym.
– Jeśli chcemy zwiększać potencjał ekosystemów tak, by były korzystne dla ptaków, powinniśmy przede wszystkim zostawiać (także w miastach) stare drzewa, które mają dziuple. Niestety, w Polsce drzewa traktuje się jak meble. Stare drzewa przeszkadzają; wycinamy je, bo mają suchą gałąź, sadzimy na ich miejsce drzewa ozdobne. Tymczasem stare drzewo trzeba traktować jak zabytkowy kościół – podsumował prof. Łuczaj.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. pixabay.com