Sadownicy i plantatorzy z województwa lubelskiego podliczają straty po przymrozkach. W niektórych gospodarstwach zniszczeniu uległy całe plantacje. Tak jest w powiatach kraśnickim i opolskim. Dziś z rolnikami rozmawiał wicewojewoda lubelski Andrzej Maj. Sadownicy chcą wdrożenia rozwiązań systemowych – m.in. stworzenia obowiązkowego ubezpieczenia od klęsk żywiołowych. Liczą też na doraźną pomoc w związku z ich tragiczną sytuacją.
– Tu jest praktycznie szkoda stuprocentowa – mówi Arkadiusz Solis, właściciel 20-hektarowego gospodarstwa specjalizującego się w produkcji sadowniczej. – Było -5 stopni przez ok. 4-5 godzin i to wystarczyło. Dla zawiązka w tej fazie, w jakiej był sad, czyli koniec kwitnienia i tworzenie się zawiązków, to jest najbardziej newralgiczny czas – zawiązek jest wtedy najbardziej wrażliwy na niską temperaturę.
– Totalnie zostałem z żoną bez niczego. To był mróz, nie przymrozek. Miejscami nawet -11 stopni. Utrzymał się przez 6 godzin – mówią sadownicy.
CZYTAJ: Internetowy „uzdrowiciel” wyłudził ponad 120 tys. zł
– Przy małych mrozach, jak kiedyś się zdarzały, -1, -2 w kwitnienie, udawało się ten plon uratować zabiegami regeneracyjnymi po przymrozkach, stosując gibereliny czy różne nawozy, ale przy takich mrozach jakie były u nas w tym roku, to żadne najcudowniejsze środki nic nie dały – mówi Maciej Cybulak, sadownik z gminy Łaziska: – Robiliśmy tak, że zostawialiśmy do porównania po kawałku rządka, co było niepryskane, a na reszcie normalnie były wykonywane te zabiegi. Żadnej różnicy nie ma. Wszystko spadło.
– Sytuacja w naszym zagłębiu sadowniczym kraśnicko-opolskim jest bardzo trudna – mówi wicewojewoda lubelski Andrzej Maj. – W niektórych uprawach straty sięgają 100 procent. To na tyle trudna sytuacja, że te plantacje trzeba utrzymać przez ten rok, w którym nie będzie zbiorów albo będą na poziomie kilkunastu albo kilkudziesięciu, do 30 procent.
– Chodzi o to, że rekompensaty dopłaty – rolnik tego nie chce. Rolnik chce godnie pracować, a za ciężką pracę chce godne pieniądze. Tylko my nie mamy na czym pracować, bo to wszystko przemarzło. Drzewa owocowe, czereśnie, wiśnie śliwki, jabłka – 95-100 procent. Owoce miękkie tez są uszkodzone – mówią sadownicy.
CZYTAJ: Odkręcił butlę z gazem i wysadził dom [ZDJĘCIA]
– Słyszeliśmy też dużo o naprawieniu i ulepszeniu systemu ubezpieczeń, dlatego że firmy ubezpieczeniowe mimo dopłaty unikają ubezpieczeń sadów i plantacji wieloletnich. Trzeba będzie podjąć działania. Temat trzeba załatwiać bardzo szybko – mówi Andrzej Maj.
– W 2013 roku opracowaliśmy założenia funduszu klęskowego – mówi Marian Smętek ze Związku Sadowników. – Może warto wreszcie zawalczyć o ten fundusz na zasadzie ubezpieczania wszystkich gruntów niskimi stawkami. Ten fundusz byłby zarządzany poprzez udział ministerstwa, Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, no i kapituły, która składałaby się z rolników, ewentualnie organizacji. Koszty składkowe dla rolników w naszych założeniach z 2013 roku wynosiły w granicach 170-180 zł. Z tym że to by dotyczyło obowiązku ubezpieczenia wszystkich gruntów, upraw, które posiadamy u nas w Polsce.
– Postaram się w przyszłym tygodniu zaprosić tu przedstawicieli Ministerstwa Rolnictwa – mówi wicewojewoda Andrzej Maj. – Będę się starał, żeby to była ranga decyzyjna i żebyśmy podjęli jakieś kroki. Wiem, że jakaś pomoc doraźna jest zawsze niewystarczająca, ale będziemy rozmawiać. Na razie jesteśmy na etapie szacowania tych szkód. Tego nie da się oszacować dzień czy dwa po przymrozkach, tylko to dopiero teraz będzie widoczne jak te straty wyglądają. Nie możemy przejść obok tego obojętnie, bo to jest bardzo duża gałąź gospodarki.
Jedno jest pewne – owoce w tym sezonie będą droższe. Na pewno odczują to mieszkańcy miast.
RyK/ opr. DySzcz
Fot. pixabay.com