Poznański kwiecień, jak co roku, oznacza wysyp zinów, czyli wydanych z okazji tamtejszego festiwalu (Poznańskiego Festiwalu Sztuki Komiksu) przez Bibliotekę Uniwersytecką krótkich historii obrazkowych, elegancko ubranych w niewielkich rozmiarów publikacje. Można wśród nich znaleźć opowieści artystów z dorobkiem, jak i tych, którzy stawiają pierwsze kroki w komiksie. Zwykle tych zinów jest tak dużo, że nie ma szans, aby zdobyć wszystkie – i w tym roku też nie ogarnąłem całości, przywożąc z Poznania zaledwie kilkanaście. A spośród tych kilkunastu wybrałem kilka do omówienia w dzisiejszej audycji. Metodą „wybierz i gadaj”, więc zasłaniam oczy i losuję pierwszego zawodnika.
CZYTAJ: Komiksowa wariacka poezja. Amerykański krzyk brytyjskiego mistrza
Karol Bachewicz i jego Jutro się ogarnie. Komiks bardzo prawdziwy, wycięty z życia każdego z nas. Mamy coś zrobić, ale szukamy sobie wymówek, żeby tego nie robić i kończymy na tym, że ogarniemy to – a jakże – jutro. A jutro wydarza się dokładnie to samo i tak sobie odkładamy na później w pętli codzienności. To komiks z cyklu bolesnych, do którego zaliczam też bóle komiksiarza, który ślęczy nad czystą kartką i w obawie przed postawieniem pierwszej kreski ucieka myślami i ciałem zupełnie gdzie indziej. Karol Bachewicz w swoim komiksie postawił na narrację i ciąg obrazków, tak więc wygląda to trochę jakby Krystyna Czubówna komentowała codzienność ujętą w czarno-białe, szarpane rysunki. Wyrazy łączą się tu w kilka naprawdę fajnych zdań, grafiki do tego szalonego szarpaństwa pasują idealnie, a okładka – minimalistyczna i niepokojąca – stanowi zgrabne zaproszenie do wnętrza tego zeszytu.
Sięgam po kolejne precjozum – no i proszę: Fiasko numer pięć z podtytułem Spox. Kolejne dzieło wypracowane przez Otoczaka, który nie kłania się linijkom i nie robi komiksów dla fanów Garfielda. Tak też można, a nawet trzeba – żeby było różnorodnie i żeby nie wszystko wyglądało, jakby zeszło z nudnej taśmy produkcyjnej. Spox to szereg rysunków, komiksów i tekstów, które czasem śmieszą, czasem zachwycają precyzją pięknie pogmatwanej kreski, a czasem zdają się być manifestem autora. Otoczak ma prawo radzić odbiorcom tego zbioru, żeby – cytuję – „nie opowiadali mi takich rzeczy, że tu niby jest coś nie tak, bo wy tak uważacie. Wasz punkt widzenia nie ogarnia całości sprawy, a mój tak. Wiem lepiej”. Recepcja dzieła to odwieczny problem, podobnie jak nieświeże i nieobiektywne spojrzenie znawców, którzy chcą być recenzentami. Otoczak, choć funkcjonuje poza radarami komiksu oficjalnego, powinien dostać szansę, by odnaleźć się w nim, ponieważ od ponad trzech dekad rozumie język komiksu – rozumie go na swój sposób, przewrotnie i wyjątkowo. I właśnie to jest wartością jego prac. Spox to kolejne przekroczenie granic wyobraźni. Piękny zbiór awangardowych dzieł. Czy dobrze widzę, że znalazło się tu miejsce dla klasyka polskiego komiksowego undergroundu, mistrza Kury i jego komiksu Mariusz i Dariusz. To wie tylko Otoczak.
CZYTAJ: Luko Czakowski: Nowym komiksem wracam do starego świata
Co dalej? Hm, oto Qqłka Julii Barczewskiej, fenomenalnie kolorowy ptasi komiks studentki grafiki projektowej. To wręcz bajkowe ujęcie przygód ptasiej gromady, lub też właściwie nie przygód – przepraszam, rozpędziłem się. Choć komiks kończy się obietnicą, że ptaki powrócą, to w tym zeszycie następuje tak naprawdę tylko ich przedstawienie – w formie zabawnej, przyjaznej i z naciskiem na stereotypowe wyobrażenia o danych ptaszydłach, które oczywiście siedzą za kratkami, bo taki ich los. Za co do ptasiego więzienia trafił na przykład bocian? Warto sprawdzić.
Kolejnym wylosowanym zeszytem jest Tata Adama 2.0 – czyli Luko Czakowski powraca. Jest to w pewnym sensie historia powstania świata, skąpana w mroku węgla i sadzy. Inaugurujący atak niepokoju pojawia się tutaj tuż po przewróceniu pierwszej strony komiksu, kiedy to z ciemności wyłania się pewna postać. Luko Czakowski na ośmiu stronach opowiada zamkniętą historię, z precyzyjnie wytyczonym finałem – historię będącą zarazem trailerem jego twórczości, z którą możemy obcować w albumach wydanych na oficjalnym rynku. Sprytna sprawa!
A na koniec… no proszę! Nigdy jeszcze tak krótko nie trzeba było czekać na kolejny numer Fiaska – tym razem jest to zeszyt wydany przez autora własnym sumptem. Szósta odsłona zina nosi tytuł Minimum socjalne – i wedle słów autora oraz tego, co ukazuje się oczom czytelnika, jest to minimum socjalne użytego tuszu, a maksimum formy i treści. Faktycznie, króluje tu biel, lecz kiedy pojawiają się czarne kreski – to w odpowiednich miejscach. Otoczak twierdzi, że Minimum socjalne to jego wkład w uniwersum Paproszków, czyli małych piszczących ludzików wykreowanych przez Jacka Świdzińskiego. Są tu też jednak inne nawiązania, na przykład do Twin Peaks czy dowcipu szpitalnego. Można zrywać boki!
CZYTAJ: Przed nami milion Fiask. Otoczak tworzy zina ostatecznego
CZYTAJ: Bardo? Bardzo! Wizjonerska tetralogia domknięta
DySzcz
Fot. DySzcz