Hodowla bydła mlecznego i opasowego z roku na rok się rozwija – przekonywali uczestnicy XVIII Naukowej Konferencji Bujatrycznej w Puławach. Taka produkcja koncentruje się jednak w dużych gospodarstwach, które wykorzystują nowinki technologiczne.
Profesor Dariusz Bednarek z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach przekonuje, że wciąż może to być opłacalny biznes dla hodowców: – Z roku na rok zwiększa się zainteresowanie konsumentów tym rodzajem mięsa. Zdajemy sobie sprawę, że to jest najdroższe jak na razie mięso, bo jakość wołowiny i mięso jakie takie – chodzi o gatunek – jest mięsem najbardziej wartościowym jeżeli chodzi o zdrowie człowieka. W związku z tym ta cena przyjmuje się na dość wysokim poziomie. Do tej pory myślę, że w Polsce to zaangażowanie konsumentów czy zainteresowanie tym rodzajem mięsa było stosunkowo niskie.
CZYTAJ: Protest w Dorohusku rozwiązany [WIDEO, ZDJĘCIA]
Czy więc warto podejmować się produkcji zwierzęcej? – Zdecydowanie tak – uważa Przemysław Sobiech z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego: – Łatwe to nie jest. Wymaga dużo pracy, natomiast ze względu na to, że w tej chwili w Polsce troszeczkę hodowcy odchodzą od bydła w kierunku produkcji roślinnej, która nie zawsze – patrząc na sytuację geopolityczną – jest opłacalna, myślę, że produkcja zwierzęca może w tym momencie przynosić większe profity.
Powinny jednak zmienić się relacje między hodowcami a lekarzami weterynarii – uważa Paulina Jawor z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu: – Hodowcy powinni skupiać się i więcej wysiłku włożyć w stworzenie optymalnych warunków hodowli zwierząt, a lekarze weterynarii powinni służyć tutaj jako partnerzy, którzy pomagają hodowcom prowadzić hodowcom taką hodowlę w celu minimalizacji wystąpienia chorób, dlatego że badania jasno pokazują, że każde wystąpienie choroby wiąże się nie tylko z kosztem lekarza weterynarii i tej wizyty, ale również niesie to dalekosiężne konsekwencje jeżeli chodzi o produkcję tego zwierzęcia, ryzyko występowania kolejnych zachorowań, więc mówiąc kolokwialnie – chorowanie zwierząt się nie opłaca hodowcy.
CZYTAJ: Kilkanaście osób z zarzutami ws. handlu zbożem technicznym z Ukrainy
– Mamy dwie grupy hodowców – wyjaśnia lekarz weterynarii Michał Bednarski: – Jedna to grupa bardzo świadomych hodowców, którzy czerpią z naszej wiedzy, wykorzystują ją, i dzięki temu widzą efekty ekonomiczne. Druga, nazwijmy ją mniej świadomą, która niestety traktuje lekarzy jak osoby, które sięgają po pieniądze, a nie pomagają zwierzętom, a co za tym idzie w pozyskaniu lepszych wyników ekonomicznych. Każda ze stron musi się zająć swoją częścią. Lekarze – porządną pracą diagnostyczno-kliniczną i zarządzaniem stadem, a hodowcy – żywieniem i hodowaniem bydła. Źle jest, kiedy grupa hodowców wchodzi na grunt lekarzy i próbuje sama leczyć czy stawiać diagnozę.
Prof. Tadeusz Stefaniak z Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu zwraca uwagę na jeszcze jeden szczegół dotyczący produkcji zwierzęcej: – Bydło nie ma w tej chwili dobrej prasy, ale wydaje mi się, że specjaliści, hodowcy powinni się trochę uaktywnić w zwracaniu uwagi na to, jaką pomoc daje nam bydło w dzisiejszej sytuacji. Zapomina się o tym, że to właśnie bydło utylizuje całą masą odpadów przemysłu spożywczego. Gdyby nie bydło, te rzeczy trzeba by było utylizować i właściwie znika ten wątek z wystąpień osób przeciwnych. Ja lubię serek biały ze śmietanką, myślę, że nie jestem odosobniony w tych preferencjach smakowych. Myślę, że ciągle jeszcze chyba produkty pochodzenia zwierzęcego, szczególnie od bydła, są bardziej atrakcyjne w punktu widzenia potrzeb człowieka niż na przykład owady.
Dodajmy, że przeciętny Polak je rocznie ponad 70 kg mięsa, z czego wołowiny tylko ok 2 kg.
A XVIII Naukową Konferencję Bujatryczną zorganizowano w Państwowym Instytucie Weterynaryjnym.
ŁuG/ opr. DySzcz
Fot. wernerdetjen/ pixabay.com