Jest taki komiks, w którym wszystko jest źle – szybkie rysunki, toporne ramki, chybotliwe kadry, pokraczna czcionka, kulejąca interpunkcja – a jednak właśnie dzięki temu jest dobrze. Jak mawia klasyk, nawet mając kosę z dwudziestą trzecią literą polskiego alfabetu, można imponująco rapować.
Jakub Topor w swoim Dziadostwie (wyd. timof comics) robi relacje z rozmów rodaków. Rozrzuca wielu bohaterów po kartach swojego niepozornego albumiku, oddając im głos. A oni to wykorzystują i gadają o sprawach ważnych i mniej ważnych, lecz dla nich przecież najważniejszych; o irytujących wykładowcach, stresie przed randką lub rozterkach gości z forum akwarystycznego.
CZYTAJ: „Perfekcja nie jest ciekawa”. Jakub Topor o „Dziadostwie”
Jakub Topor – który prosi, by nie pytać go ile będzie części Dziadostwa – mimo tego całego dziadowskiego bałaganu w rysunkach i tekstach potrafi swoją kreską połaskotać i wywołać uśmiech. Potrafi także kilkoma ruchami piórka, ołówka czy cienkopisu narysować szereg twarzy, które czytelnikom na bank wydadzą się znajome – ja sam naliczyłem siedem takich facjat, których autor przecież nie mógł znać, bo są to twarze moich prywatnych znajomych, nie jego. Może to kwestia przypadku, a może rzeczywiście każdy z nas odnajdzie w tym komiksie kogoś, kogo zna. Lub może nawet siebie samego.
Piąty tom Dziadostwa posiada ogromną dawkę raperskich nutek oraz bardzo sympatyczny ukłon w stronę serialu Chłopaki z baraków. Toporowi nic nie wiadomo o jego pokrewieństwie z Rolandem Toporem. Trzeba też przyznać, że Jakub przygrywa na trochę innych emocjach niż autor zekranizowanego przez Romana Polańskiego Chimerycznego lokatora. Ale robi to znakomicie. Dziadostwo to jeden z najładniejszych brzydkich i bazgrołowatych komiksów, jakie powstały w tym szarym kraju.
Na zdj. Jakub Topor i Luko Czakowski podczas Niech żyje komiks 2023, fot. DySzcz
DySzcz
Fot. materiał wydawcy/ nadesłane