Są tacy ludzie, dla których to spełnienie marzeń – Shade, człowiek przemiany (wyd. Egmont) wciąż się ukazuje. I to w Polsce. Amerykańska edycja zbiorcza zakończyła się na 19 zeszycie i kontynuacji nie widać, a polska już dotarła do odcinka nr 26 i wszystko wskazuje na to, że dotrwa do samego końca. Będę drżał do ostatniego tomu, ale mam nadzieję, że czytelników wciągnie ta opowieść, bo na wielu polach jest wyjątkowa.
Jeśli tom pierwszy był dla kogoś trudny w odbiorze, głównie z racji na pierwsze zetknięcie z milliganowskim szaleństwem, to drugi powinien nieco ustabilizować sytuację. Parafrazując jednego z bohaterów, Peter Milligan, szczwany lis, „oszczędza tortur, ale za to kąpie nas w zjadliwej ironii”. Podróż po Stanach Zjednoczonych w towarzystwie amerykańskiego krzyku pokazuje różne twarze społeczeństwa – pisząc o nim, Milligan przeważnie wybiera stylistykę horroru, zamykając straszne opowieści w szybkich, jednozeszytowych historiach. Horroru detektywistycznego, można powiedzieć. Kto zabija? Kto oszalał? Dowiecie się pod koniec odcinka, drogie dzieci!
CZYTAJ: Peter Milligan: „Twarz” wciąż przemawia do współczesnego czytelnika
Gdyby powstała adaptacja filmowa drugiego tomu Shade’a, jej budżet musiałby przekroczyć łączne finansowanie pięciu największych blockbusterów w historii. Czego tu nie ma? Są latające auta i domek z nich, jest żywa zagubiona autostrada, jest pejzaż kowbojskich banałów i elektroniki, jest też kosmos, obca planeta, zwidy, omamy oraz noc obłąkanego nieba. A przede wszystkim uśmiech jak podwieczór bielony oraz krosno okiem nieuchwytne.
W tej szalonej i widowiskowej oprawie Milligan dotyka spraw niezwykle przyziemnych: płciowości i tożsamości. I jest w tym niezwykle współczesny. Zresztą zawsze był. Pretekstem do rozważań na te tematy jest relacja pomiędzy Shade’em, Kathy i Lenny, przybierająca niezwykle dynamiczny i burzliwy charakter, i stanowiąca oś tego tomu perypetii Człowieka przemiany.
W porównaniu do albumu pierwszego, w którym dominowały rysunki starające się jak najbardziej odzwierciedlić rzeczywistość, tutaj mamy do czynienia z czystym wizualnym szaleństwem. To właśnie w tych zeszytach Chris Bachalo nabywa stylówę, z której jest znany – to pokręcone kadrowanie i te kreseczki na nosach. Jego znaki rozpoznawcze wsparte są imponującą czernią i bielą akcentowaną w odpowiednich momentach. A kiedy Bachalo pogrąża opowieść w mroku szaleństwa i następuje potrzeba odciążenia – na arenę zdarzeń wkracza kolejny geniusz komiksowej narracji – Brendan McCarthy, który w jakże inny, bardziej barwny sposób, dźwiga tę odyseję bohaterów. Jeśli mowa o rysunkach, swoje 23 strony ma także Brian Talbot – i to jest akurat najsłabsze ogniwo tego albumu, ale należy wziąć pod uwagę, że ten artysta musiał zaliczyć takie krótkie występy w chyba każdej serii wczesnego Vertigo.
Shade, człowiek przemiany, tom 2 to fenomenalny komiks, który na pewno będzie miał tylu zwolenników, co przeciwników, ponieważ nie kłania się logice, jest komiksową wariacką poezją, z zabawnymi i wzruszającymi momentami, które są udziałem nawet drugoplanowych, pojawiających się na kilka mgnień oka, postaci. Mistrzostwo i najlepsza długa seria epoki Vertigo.
DySzcz
Fot. materiały wydawcy