Drugie Forum Firm Rodzinnych odbywa się dziś w Lublinie za sprawą Lubelskiego Klubu Biznesu. Głos na temat kondycji takich firm oraz perspektyw zabierają poza prowadzącymi biznes dzięki sukcesji także naukowcy oraz analitycy rynku. Z uczestnikami forum rozmawiał Jacek Bieniaszkiewicz:
Czego można oczekiwać w najbliższym czasie po firmach rodzinnych? To między innymi one współtworzą wizerunek gospodarczy na przykład takiego regionu jak Lubelskie. To wstęp do rozmowy z Agnieszką Gąsior-Mazur, prezesem Lubelskiego Klubu Biznesu na Forum Firm Rodzinnych Lubelszczyzny.
CZYTAJ: Sąd ogłosił upadłość spółki Kampol-Fruit. Rolnicy odzyskają pieniądze?
– 60 procent firm w Polsce to są firmy rodzinne – mówi Agnieszka Gąsior-Mazur. – Możemy również te proporcje przenieść na strukturę gospodarczą województwa lubelskiego. Firmy rodzinne generują 20-40 procent polskiego PKB. Co ważne, aż 41 % firm jest na giełdzie. Widzimy, że firmy rodzinne wzmacniają swój potencjał, nie boją się rynków zagranicznych i odnoszą sukcesy.
Jak można przekonać młode pokolenie do tego, żeby poszło drogą kariery wytyczoną przez swoich rodziców, czasami dziadków? Spróbujmy to przeanalizować na przykładzie Stajni w sadzie. To malutka firma – mama i córka.
– Nie wiem, czy to wymagało przekonywania, po prostu od siódmego roku życia jeździła konno – mówi Małgorzata Sabarańska-Figas. – Później dostała konia od swojego dziadka. Jak zaczęłam prowadzić obozy jeździeckie, to siłą rzeczy ona była kandydatką na kadrę. I tak się zaczęło. A później? To ją trzeba zapytać, co ją przytrzymało przy tym pomyśle. Ja wierzę w to, że pasja, ale myślę też, że odpowiednie traktowanie, czyli od samego początku duży udział w zyskach.
– Na pewno łatwiej było zacząć z mamą, dlatego, że miała już pewien kapitał, pewne doświadczenie, z którego mogłam na początku skorzystać – mówi Natalia Figas. – Jeśli chodzi o zyski, było to sprawiedliwie podzielone, bez krzywdy dla nikogo i na pewno byłam traktowana fair. Na pewno pojawiają się konflikty, które w normalnej firmie – rodzinna firma też jest normalna, ale jeżeli twoim przełożonym nie jest ktoś z twojej rodziny, nie pojawiają się, bo na mniej sobie możesz pozwolić, mniej się znacie, jest też mniejszy dystans.
– No i może jest to kwestia tego, że jesteśmy kobietami, być może dzięki temu komunikacja jest łagodniejsza, aczkolwiek bywały sytuacje, gdzie mówiłam „Słuchaj, Natalia, musimy pogadać” – dodaje Małgorzata Sabarańska-Figas.
CZYTAJ: Zła ocena sytuacji stadnin w Janowie i Michałowie. Co z tegoroczną aukcją Pride of Poland?
O ile stajnia w sadzie to malutka firma, o tyle firmą, która jest bardzo znana – i to chyba bardziej w świecie niż w Lublinie, jest Pol-Inowex – firma założona przez Jerzego Świderka. Tradycje tej firmy kontynuują jego syn i Magdalena Mulak, która jest z kolei mamą mojej dzisiejszej rozmówczyni – Pauliny Mulak. Dlaczego zdecydowała się pani pozostać w firmie, dlaczego nie szukała pani jakiejś innej ścieżki kariery?
– Oczywiście, że szukałam. Miałam nawet młodzieńczy bunt, bo studiowałam architekturę wnętrz – mówi Paulina Mulak. – Nigdy nikt mnie nie namawiał do tego, żeby pracować w firmie rodzinnej. Chciałam być artystką, malować obrazy, projektować. Pracowałam zawsze dorywczo w firmie, na wakacje. Na studiach moja mama znowu mnie zagarnęła do firmy. „Jest dużo roboty, potrzebujemy jeszcze więcej rąk”. I tak jak przyszłam do firmy na te wakacje, zobaczyłam, że tam jest ogromna wartość, i dobrze, by pomagać i rozwijać ten rodzinny biznes. To też sposób na to, żeby zostawać w firmach rodzinnych, żeby ci rodzice nie popychali, tylko pokazywali, jakie są wartości, jakie są cele, i że razem można naprawdę dużo zbudować. W tym momencie jesteśmy na całym świecie – mieliśmy projekty w Bahrajnie, w Ghanie, w Szwajcarii. Jest nas dużo na świecie.
Firma specjalizuje się w przenoszeniu kompletnych obiektów przemysłowych z dowolnego miejsca na świecie w dowolne miejsce na świecie.
Kolejnym przykładem wielkiej firmy, która dzięki sukcesorom kontynuuje swój marsz na rynku, jest Pol-Mak, a przed naszym mikrofonem – Dominik Polak: – Jestem drugim pokoleniem, które prowadzi biznes. Biznes zakładał mój tata z moją mamą. Teraz ja z moim bratem go prowadzimy. Mam taki swój przepis sukcesji, żeby się dogadywać – jednym z pierwszych jest to, że wszyscy muszą chcieć dogadać się i chcieć tej sukcesji, zarówno nestorzy, jak i sukcesorzy. Drugi punkt to szanować się, zarówno swoje doświadczenie, jak i swoje dokonania, a ze strony nestorów odwagę młodych ludzi. Trzecia rzecz to iść na kompromis. Każdy w pewnym momencie musi trochę odpuścić, trochę poczekać, trochę dać zrozumienia drugiej stronie. Kłócić się, ale nigdy się nie gniewać – to domena naszej rodziny.
Czy firmy rodzinne przeżywają, zwłaszcza te najgorsze momenty? – Przeżywalność i odporność firm rodzinnych na kryzysy jest wyższa od firm nierodzinnych – mówi prof. Robert Zajkowski z UMCS: – W sytuacjach kryzysowych członkowie rodziny skłonni są zaangażować swoje prywatne zasoby po to, żeby firma przetrwała, bo firma to też miejsce, w którym oni żyją, realizują się, funkcjonują. To jest ich rodzinne dobro i przykładają szczególnej dbałości, żeby tę firmę utrzymać na powierzchni.
Firma jest też rodziną, tyle że działającą na nieco innym poziomie.
JK/ opr. DySzcz
Fot. Krzysztof Radzki