Armia rosyjska od ponad dwóch tygodniu ostrzeliwuje ukraińską infrastrukturę krytyczną oraz cywilną. Rosjanie używają do tego rakiet, które poruszają się z prędkością hiperdźwiękową, manewrujących pocisków oraz dronów typu Shahed. Dodatkowo, na wschodzie oraz południu kraju próbują przełamać obronę armii ukraińskiej. Szczególnie zacięte walki trwają w okolicach Bachmutu, Awdijiwki oraz Nowopałowki.
CZYTAJ: Ukraina: coraz trudniejsza sytuacja pod Czasiw Jarem
– Aktualnie sytuacja na froncie jest bardzo trudna – mówi w rozmowie z Inną Yasnitską niezależny korespondent wojenny Marcin Ogdowski. – Rosjanie nie ustają w swojej presji, używają bardzo dużej liczby dronów, używają bardzo dużej liczby bomb szybujących. Nie doprowadziło to i zapewne w najbliższym czasie nie doprowadzi do gwałtownego załamania linii frontu. Ale niestety sytuacja Ukraińców jest trudna i w którymś momencie będą musieli gdzieś ustąpić, gdzieś tę linię frontu skracać, odstępować Rosjanom kolejne kawałki terenu.
No właśnie, Ukraińcy chyba bardzo mocno liczyli na tę czeską inicjatywę, ale ostatnio szef wywiadu ukraińskiego Kyryło Budanow stwierdził, że on jeszcze nie widział tych dostaw.
– Nie widział tych dostaw, one jeszcze rzeczywiście do Ukrainy nie przyszły. Pierwszych kilkaset tysięcy pocisków ma się pojawić między kwietniem a czerwcem, reszta do końca roku, ale już widać efekt tej inicjatywy, bo Ukraińcy sięgnęli po swoje najgłębsze zapasy. Ich artyleria strzela dzisiaj dużo częściej niż jeszcze parę tygodni temu. Więc w tym sensie ta inicjatywa już działa. Ale też byłbym daleki od fetyszyzowania tego problemu amunicyjnego głodu, bo brak pocisków artyleryjskich Ukraińcy dość zręcznie kompensowali masowym używaniem dronów. Rosjanie robią zresztą dokładnie to samo. I nadal to robią, więc to nie jest aż tak poważny problem. Dziś najpoważniejszym problemem armii ukraińskiej, jeśli idzie o amunicję, jest coraz bardziej dotkliwy, doskwierający brak pocisków amunicji przeciwlotniczej. Rosjanie nie atakowaliby z taką łatwością tych elektrowni, gdyby Ukraińcy byli w stanie pokryć większe obszary kraju tym parasolem przeciwlotniczym, a nie są, bo coraz częściej nie mają po prostu czym strzelać. Skończyły się czy kończą się zapasy tej posowieckiej amunicji, a zachodnie dostawy nie były jednak na tyle liczne, żeby zapewnić Ukraińcom swobodę w dysponowaniu bronią przeciwlotniczą. To jest dzisiaj absolutny priorytet Ukraińców – tłumaczy Marcin Ogdowski.
Jeszcze pół roku temu mówiło się o tym, że Abramsy są bardzo potrzebne, rakiety ATACMS i F-16. Dzisiaj już mówi się o takich, wydaje się, bardziej podstawowych rzeczach.
– Te systemy, o których pani wspomniała, oczywiście nadal są potrzebne. Tylko że doszliśmy do takiego momentu, że potrzebne są absolutnie bazowe rzeczy. Jeśli Ukraina nie zbuduje w miarę szczelnego parasola ochronnego na tyłach, nie zapewni bezpieczeństwa miastom, nie zapewni bezpieczeństwa infrastrukturze, nie zapewni bezpieczeństwa zakładom przemysłowym, które są kluczowe dla wojennego wysiłku, to na nic okażą się wysiłki wojska. Bo w którymś momencie nie będzie miało czym strzelać, nie będzie miało czego przepalać, w sensie paliw, olejów i tych innych rzeczy, nie będzie miało czego jeść, nie będzie miało się też gdzie przegrupowywać, odtwarzać swoich stanów osobowych. W tej chwili to ciągle jeszcze jest możliwe. Wycofanie się 50, 100 czy 150 kilometrów od linii frontu daje możliwość, żeby odpocząć. Za jakiś czas, jeśli Rosjanie będą sobie coraz bardziej poczynać na tyłach, atakować z powietrza, to takiej możliwości już nie będzie. Więc w tym sensie jest to absolutnie bazowa potrzeba, ale czołgi dalej są potrzebne, rakiety dalekiego zasięgu dalej są potrzebne. Bez tego nie da się skutecznie walczyć z Rosjanami – stwierdza korespondent.
Czy Europa na moment zapomniała o tej wojnie? Bo teraz odnoszę wrażenie, że Francja wszystkich pobudza. Emmanuel Macron już kilkakrotnie wspomniał o tym, że trzeba wysłać wojska, że – być może – dojdzie do tego, że wojska zostaną wysłane. Zachęcał do takiego zrywu strategicznego. Czy to też jest taki moment, kiedy w jakiś sposób Europa ponownie budzi się, że ta wojna jest obok nas?
– To jest przede wszystkim konsekwencja tego, że Stany Zjednoczone zapomniały o tym, że w Ukrainie toczy się wojna, i że Stany Zjednoczone zapominają, czy zapomniały o swoich zobowiązaniach. Tych podjętych po rosyjskiej pełnoskalowej agresji, kiedy Joe Biden powiedział, że będzie wspierał Ukrainę aż do zwycięskiego końca, ale też tych z zamierzchłej przeszłości, z 1994 roku. Mam tu na myśli Memorandum budapesztańskie, kiedy Ukraina zrzekła się broni jądrowej, przyjmując gwarancję bezpieczeństwa m.in. Stanów Zjednoczonych. Więc to, co robi Europa, to jest w jakiejś mierze reakcją na to, czego nie robią Stany Zjednoczone. W tym sensie rzeczywiście możemy mówić o jakimś pobudzeniu, obudzeniu, tylko że niestety, biorąc pod uwagę realne skutki tego przebudzenia, to ciągle jest dramatycznie za mało jak na możliwości i potrzeby Ukrainy – wyjaśnia Marcin Ogdowski.
Dużo mówi się, że Ukraina już wygrała, że obroniła swoją niezależność, że teraz to jest tylko kwestia granic. Pan zgadza się z tym stwierdzeniem?
– Absolutnie się z nim zgadzam, bo pamiętajmy, czego chciała Rosja w 2022 roku. Chciała zająć całą Ukrainę, może nawet nie tyle całą, tylko zająć część, ale pozostałą część tego kraju po prostu zwasalizować. To dzisiaj jest absolutnie niemożliwe. Rosjanie, armia rosyjska i państwo rosyjskie nie mają siły i środków, żeby doprowadzić do takiego stanu. I rzeczywiście w tym sensie Ukraina wygrała, zachowała swoją niepodległość, zachowa swoją tożsamość. Rzeczywiście jest to wojna w tej chwili tylko o granicę, ale to „tylko” musimy wziąć w cudzysłów, bo niestety, ale wojna o granicę oznacza, że jakaś część tych terytoriów Ukrainy jest, czy będzie, czy pozostanie pod rosyjską okupacją. Czym jest rosyjska okupacja, pokazały Bucza, Borodzianka, Izium i wiele innych miejsc, gdzie Rosjanie po prostu wykazali się bestialstwem – oznajmia korespondent.
Czy Rosja ma siły i środki na kolejną ofensywę? Bo szef wywiadu ukraińskiego zapowiedział ostatnio, że nastąpi ona na przełomie wiosny i lata.
– Nie sądzę, żeby Rosjanie byli w stanie przeprowadzić dużą operację ofensywną, której celem byłyby Kijów czy nawet Charków. Rosjan jest dużo, armia odtwarza stany osobowe, nawet je rozbudowuje, ale to jest wojsko, któremu dramatycznie brakuje sprzętu ciężkiego. Tak naprawdę oddziały armii rosyjskiej mają po 30-40% etatowego sprzętu ciężkiego, czołgów, wozów bojowych, całej tej reszty. Wynika to z tego, że straty, jakie do tej pory poniosły w Ukrainie, są koszmarne. Przemysł w żaden sposób nie jest w stanie tych strat odtwarzać. Wyciąganie z magazynów jeszcze tego starego, poradzieckiego sprzętu, sprowadza się w tym momencie do tego, że sięga się już po naprawdę bardzo stare egzemplarze, 50-, 60-letnie. Z czymś takim do ofensywy się nie idzie. To jest jedna rzecz. Druga jest taka, że Rosjanie nie muszą w tej chwili przeprowadzać takich działań ofensywnych. Skoncentrowali się na niszczeniu ukraińskiej siły żywej, masowym zabijaniu ukraińskich żołnierzy. Używają w tym celu przede wszystkim bomb szybujących, dronów, które atakują już pojedynczych żołnierzy, w ilości, która jest przerażająca. Mówimy w tym momencie o kilkudziesięciu tysiącach aparatów bezzałogowych, które używane są na froncie w skali miesiąca. A biorąc pod uwagę, jak duże problemy Ukraińcy mają z odbudową stanów osobowych armii, to jeśli straty są duże, to w którymś momencie może się okazać, że ta mocno osłabiona, zdziesiątkowana armia będzie musiała się cofnąć, oddać jakieś terytoria, jakieś tereny Rosjanom. I to jest bardzo możliwy scenariusz, który zrealizuje się bez konieczności wielkiej ofensywy – przewiduje Marcin Ogdowski.
Czyli chodzi o takie drobne sukcesy, które oczywiście w telewizji zostaną pokazane jako wielkie.
– Ale zsumowane mogą jednak być dość dotkliwe. Tylko że to nie będzie upadek operacji obronnej, to nie będzie kaskadowe posypanie się frontu i zajęcie przez Rosjan całego Zadnieprza. Takie rzeczy nie wchodzą w grę, ale jednak utrata, nie wiem, Doniecczyzny będzie dotkliwa – tłumaczy Marcin Ogdowski.
W nocy z środy na czwartek Rosjanie zniszczyli Elektrownię Trypilską. Jest ona największą elektrownią w centralnej części Ukrainy oraz najważniejszą dla Kijowa. Była ona dostawcą prądu dla trzech regionów w Ukrainie.
InYa / opr. KrJ
Fot. EPA/SERGEY DOLZHENKO Dostawca: PAP/EPA