Napięcia w relacjach polsko-ukraińskich cały czas rosną. Jednym z głównych powodów eskalacji problemów z naszym wschodnim sąsiadem są blokady granic. Najpierw spowodowane przez protesty polskich przewoźników, następnie przez strajkujących rolników.
O aktualnych nastrojach w obu krajach oraz wspólnych problemach Polski i Ukrainy z dyrektorem Wojskowego Biura Historycznego prof. Grzegorzem Motyką (na zdj.) rozmawiała Inna Yasnitska.
CZYTAJ: Premier: Polska i Ukraina bliskie rozwiązań ws. tranzytu przez Polskę [ZDJĘCIA]
„Jesteśmy bliskimi sobie narodami”
Spoglądając na ostatnie lata można zauważyć, że relacje polsko-ukraińskie są albo bardzo dobre, albo bardzo napięte.
– Bo to jest troszeczkę tak jak w rodzinie. Jesteśmy dosyć bliskimi sobie narodami, również kulturowo. Najbardziej emocjonalne kłótnie często są wśród ludzi bliskich i znajomych – stwierdza prof. Grzegorz Motyka. – Mówiąc całkiem poważnie, myślę, że Polacy i Ukraińcy w ciągu ostatnich trzydziestu paru lat zrobili bardzo wiele, żeby zbliżyć się do siebie, aby się lepiej poznać. Wiele problemów z przeszłości zostało rozwiązanych. Pamiętam z początku lat 90., że czegokolwiek wówczas z historii się dotknęło, Polacy i Ukraińcy natychmiast zaczynali się kłócić. A w tej chwili pozostają tylko problemy bardzo trudne do rozwiązania. Mam tu na myśli kwestię zbrodni wołyńskiej i oceny Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), która prowadziła antypolskie czystki na Wołyniu. To właściwie jedyny problem historyczny, który pozostał. Ale w sytuacji, kiedy mamy najazd Rosji na Ukrainę, siłą rzeczy schodzi on na drugi plan.
– A z kolei ten spór, o którym dzisiaj mówi się najwięcej, czyli eksport produktów rolnych, oczywiście też jest bardzo poważny, niemniej mamy do czynienia z wejściem w zupełnie nowy etap. Tak naprawdę Polska i Ukraina właśnie zaczęły ze sobą negocjować o wejście Ukrainy do Unii Europejskiej. To jest pierwszy etap takich negocjacji. Polska przechodziła przez wiele lat negocjacje o wejście do Wspólnoty. Były też ogromne obawy, problemy. I tu mamy początek tego procesu, który – mam nadzieję – za ileś lat doprowadzi do tego, że będziemy razem we wspólnej rodzinie europejskiej – uważa prof. Grzegorz Motyka.
Najważniejsze, żeby do Ukrainy szły transporty wojskowe
– Społeczeństwo ukraińskie trochę bardziej radykalnie reaguje na ten spór na granicy. Wynika to z tego, że jest w bardzo trudnej sytuacji wojennej. Byłem niedawno w Ukrainie. Nie ma już takiej nadziei na zwycięską kontrofensywę jak to było rok temu. Jest poczucie dużej powagi sytuacji. Sprawia to, że jest tak dużo emocji. To jest też na swój sposób naturalne, że po takim zbliżeniu, które miało miejsce tuż po rosyjskiej agresji, musiało dojść do takiego „odreagowania” ciepłych wzajemnych nastrojów – wyjaśnia prof. Motyka. – Oczywiście uważam, że sprawa jest poważna i władze obu krajów powinny zadbać, żebyśmy się za bardzo nie „rozjechali”. Najważniejsze, żeby do Ukrainy szły transporty wojskowe, które pozwalają jej bronić niepodległości.
Rosja przegra konflikt z NATO
Dzisiaj pojawiają się informacje, że III wojna światowa jest „tuż za rogiem”. Niektórzy eksperci wskazują, że nadejdzie za 18 miesięcy czy 3 lata.
– Należę do tych, którzy uważają, że taki scenariusz jest mniej lub bardziej prawdopodobny. Natomiast oczywiście takie ryzyko istnieje. Rosjanie żyją ciągiem powtarzania rocznic historycznych. Wydawało im się, że rok temu był rok 1943. Teraz myślą, że są w roku 1944 i są na takim marzeniu, żeby za chwilę było rok 1945 i rozpocząć ofensywę na Kijów. Zapewne z tego powodu lato będzie bardzo gorące. Jeżeli okazałoby się, że – na przykład z powodu braku wsparcia USA – doszłoby do załamania się frontu i zajęcia Ukrainy, to rzeczywiście Rosja może na fali swojego sukcesu próbować ruszyć dalej – uważa prof. Motyka.
– Tak jak Stalin w 1945 roku pytał się swoich marszałków: „Zatrzymujemy się na Łabie, czy jedziemy dalej?”, tak Putin może mieć pokusę, aby rozpocząć konflikt z NATO. Nie mam wątpliwości, że taki konflikt Rosja przegra i to w sposób jednoznaczny. Jego rozpętanie byłoby szaleństwem ze strony reżimu putinowskiego. Ale mamy do czynienia z ludźmi, którzy już tak oderwali się od racjonalnego oglądu rzeczywistości i żyją we własnym zamkniętym świecie władzy, że taki scenariusz trzeba brać pod uwagę i zabezpieczać się przed jego ewentualną realizacją – stwierdza nasz gość.
„Nie wykorzystano tej szansy”
Czy jest szansa na pogodzenie spojrzenia obu narodów na kwestie związane z rzezią wołyńską?
– Nie w krótkiej perspektywie czasowej. Obchody jej 80. rocznicy, które odbywały się kilka miesięcy temu, pokazały, że ten podział się utrzymuje. W dodatku z żalem stwierdzam, że osoby odpowiedzialne i po polskiej, i po ukraińskiej stronie nie zrobiły tego, co mogły, żeby dojść do rozwiązania problemu ekshumacji polskich ofiar tej rzezi. Dotyczy to i ówczesnego ministerstwa kultury na czele z ministrem Piotrem Glińskim i prezesa IPN-u Karola Nawrockiego. Warto powiedzieć, że do 2016-17 roku odbywały się ekshumacje, budowano cmentarze ofiar zbrodni wołyńskiej. Dopiero od czasów rządów PiS-u zostało to zablokowane. Władze nie zrobiły nic, żeby to odblokować. W związku z tym Andrzej Duda jest jedynym prezydentem Rzeczpospolitej po 1989 roku, za którego czasów ekshumacje się nie odbywają. Nie jest to przypadkowy związek.
– Oczywiście mogę też powiedzieć bardzo dużo o winach po stronie ukraińskiej. I tutaj fatalną sprawą była wypowiedź prezesa Ukraińskiego Instytutu Narodowego. Tego typu problemy należy diagnozować, rozmawiać o nich i je rozwiązywać. Natomiast jako osoba, która w Kolegium IPN próbowała zrozumieć, na czym polega ten spór, mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że władze polskie nie zrobiły „wszystkiego” (tak dyplomatycznie powiem), żeby tę sprawę załatwić. Można było to zrobić. Nie wykorzystano tej szansy. Teraz jest znacznie trudniej – dodaje prof. Motyka.
W styczniu 2024 roku podczas wizyty w Kijowie, premier Donald Tusk powiedział, że „o sprawach historycznych będziemy rozmawiali z wzajemną delikatnością, m.in o kwestiach ekshumacji”. Jak dodał premier Polski, prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski wyraził gotowość do podjęcia ponownie rozmów, ze świadomością, że nie jest to łatwy proces.
W Wielki Czwartek w Warszawie odbyło się spotkanie przedstawicieli polskiego i ukraińskiego rządu, wzięli w nim udział premier Polski Donald Tusk oraz premier Ukrainy Denys Szmyhal. Po spotkaniu premierzy obu państw oświadczyli, że dalej będą opracowywać szczegóły systemu licencjonowania importu artykułów rolnych z Ukrainy do Polski.
InYa / opr. ToMa
Fot. Wojskowe Biuro Historyczne