„Dzieci uwielbiały tę rzeźbę”. Jaki los czeka instalację artystyczną?

167472392 3802467299790051 5252771141597329854 n 960x1350 2024 02 22 102522 2024 02 22 195334

Rzeźba wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie Marcina Chomickiego prezentowana przez kilkanaście miesięcy w centrum Kazimierza Dolnego obecnie niszczeje w pobliżu miejscowej oczyszczalni ścieków.

Na problem zwrócił uwagę na jednym z portali społecznościowych prezes Fundacji KZMRZ Michał Stachyra. To on pozyskał pieniądze z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na projekt Szlaku Rzeźby Współczesnej, w ramach którego powstała ta przestrzenna instalacja.

CZYTAJ: Nowoczesna instalacja zamiast zdobić miejscowość, stoi obok oczyszczalni [ZDJĘCIA]

„Nie można tak traktować rzeczy”

Jego zdaniem to miasto odpowiednio nie zadbało o to dzieło. – Dowiedziałem się, że rzeźba jest rzucona w okolicach oczyszczalni ścieków. Znalazłem ją w krzakach. Samo to jest uwłaczające dla wielu osób i dla sztuki, dla wartości, jaką to miało. Przecież nie można tak traktować rzeczy. Ta rzeźba to forma abstrakcyjna, klocki drewniane stworzone ze sklejki, które miały wielorakie funkcje. Rzeźba miała być przede wszystkim miejscem wypoczynku dla dzieci i młodzieży, została usytuowana w pobliżu placu zabaw. Miała też być atrakcją w centrum miasta, ale też funkcję donic, gdzie były posadzone kwiatki i trawa. Dzieci po prostu uwielbiały tę rzeźbę, bo bawiły się na niej i traktowały jak swoją przestrzeń, więc pięknie spełniła tutaj swoją rolę. 

– Rzeźba została postawiona czasowo w ramach projektu dotacji z Ministerstwa Kultury – mówi zastępca burmistrza Kazimierza Dolnego Bartłomiej Godlewski. – Początkowo teren został użyczony do listopada 2020 roku. Później ponownie po wielu monitach pan Stachyra złożył wniosek, miasto zawarło kolejną umowę. Tam terminem był koniec października 2022 roku. Później wielokrotnie prosiliśmy pana Michała o zabranie tej rzeźby, wyznaczając kolejne terminy i w końcu powiadomiliśmy go, że rzeźba zostanie wywieziona na teren należący do MZK.

– Ja jestem profesjonalistą, to są rzeczy użytkowe – mówi Marcin Chomicki, artysta wizualny, autor rzeźby w Kazimierzu Dolnym. – Ona też jest pomyślana jako tymczasowa. Wydaje mi się, że tu jest kwesta tego, żeby ona mogła być recyklingowana, użyta ponownie. Takie też były plany, w ten sposób rozmawialiśmy. Cała idea tej rzeźby też była taka, że to jest mała architektura przekształcalna, można ją rozkręcić, przestawić, stworzyć nowy obiekt przestrzenny. Myśleliśmy, że w ten sposób będzie on wykorzystany. Natomiast jeśli chodzi o warunki przechowywania, to wydaje mi się, tak jak w przypadku pracy mojego kolegi, która była w kamieniołomach, to warto ją nawet elementarnie zabezpieczyć, np. plandeką. O to tak naprawdę chodzi. 

Rzeźba nie podobała się mieszkańcom? 

– To była rzeźba w przestrzeni publicznej, więc to też miasto miało zdecydować, czy przyjmie rzeźbę jako dzieło sztuki w przestrzeni – uważa Michał Stachyra. – Ona przecież nie musiała tam stać, mogła być przeniesiona pod szkołę, bo szkoła też bardzo chciała tę rzeźbę. Mogła być przeniesiona np. w pobliże kamieniołomów, jeżeli przeszkadzała w tym miejscu. A nie tak, że ona po prostu została zabrana traktorem i rzucona w krzaki.

– Przyznać muszę, że główną przyczyną zabrania rzeźby były życzenia mieszkańców – twierdzi Bartłomiej Godlewski. –  Uważali, że jest to rzeźba szpecąca i niepasująca do charakteru Kazimierza Dolnego. Ja mogę mieć zupełnie inne zdanie, natomiast jako urzędnik muszę słuchać głosu mieszkańców i opierać się na tym, czego życzą sobie mieszkańcy.

– To tak, jakbyśmy uznali, że kupujemy coś z publicznych pieniędzy i komuś się nie podoba, więc stwierdzamy „weźmiemy i rzucimy to w krzaki” bo nie wiemy, co mamy z tym zrobić – komentuje Michał Stachyra.

Może warto było tę rzeźbę jednak zabrać? 

– Można było, ale też uprzedzałem władze, że ja nie mam takiej siły przerobowej i takich narzędzi, żeby tę rzeźbę przenieść, bo ona waży 500 kg – wyjaśnia Michał Stachyra. – Tutaj więc tych rozmów zabrakło. Ale jak robimy coś z miastem, to miasto ma na tyle narzędzi i możliwości finansowych czy fizycznych, żeby coś przenieść, gdzieś zawieźć. A mówimy o rzeźbie za kilkadziesiąt tysięcy, więc weźmiemy ją traktorem i rzucimy w krzaki. 

CZYTAJ: Kilka tysięcy eksponatów. Muzeum Badań Polarnych już po oficjalnym otwarciu

– Niestety prosiliśmy właściciela, żeby tę rzeźbę zabrał – mówi  Bartłomiej Godlewski. – Byliśmy gotowi pomóc ją przetransportować, natomiast jeśli druga strona nie wychodzi z żadną inicjatywą, a więc ignoruje wnioski miasta, to trudno jest, żeby miasto za tę drugą osobę odpowiadało. Na pewno nie jest to najlepsze miejsce dla tego typu konstrukcji i najlepsza byłaby jakaś sucha ocieplana hala, ale my po prostu takich miejsc nie mamy. Proszę pamiętać, że miasto ma wiele różnych sprzętów – ławki i tego typu rzeczy – które też trzeba gdzieś schować albo przeprowadzić renowację. 

Ostatecznie rzeźba zostanie zabrana, poddana renowacji i ustawiona przy dawnym dworcu autobusowym w Puławach, który dzierżawi Fundacja KZMRZ prowadzona przez Michała Stachyrę.

ŁuG / opr. LisA

Fot. Michał Stachyra / Fundacja KZMRZ 

Exit mobile version