W czerwcu ma zostać otwarta pierwsza stacja tankowania wodoru w Lublinie. Budowa już się rozpoczęła. Problem może być z chętnymi, bo w mieście zarejestrowany jest tylko jeden pojazd z tego typu napędem.
O roli paliwa przyszłości w relacji Filipa Karmana.
Lubelska stacja będzie pierwszą w regionie i czwartą w Polsce. Buduje ją spółka ZE PAK na gruncie należącym do Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego. Prezes Tomasz Fulara przypomina, że punkt będzie ogólnodostępny. – Wszyscy, którzy będą chcieli zatankować wodór w Lublinie, będą mogli tutaj przyjechać. Firma, która to buduje, planuje uruchomienie od czerwca 2024 roku. To wodór zadeklarowany przez tych, którzy budują tę stację i będą ją uruchamiali. To gwarancja, że będzie to wodór zielony, czyli z odnawialnych źródeł energii.
69 zł za kilogram
Koszt tankowania wodoru na stacji NESO, czyli takiej jak ta powstająca w Lublinie, to 69 złotych na kilogram. Średnio właśnie tyle potrzeba na pokonanie 100 kilometrów wodorowym autem osobowym. Pierwsza tego rodzaju stacja została otwarta w Warszawie jesienią ubiegłego roku. Według Dariusza Balcerzyka z Instytutu SAMAR to właśnie słabo rozwinięta infrastruktura jest powodem niewielkiego zainteresowania autami wodorowymi. – W zeszłym roku zarejestrowano poniżej 90 samochodów, czyli jest to kompletna nisza na polskim rynku.
Samochód wodorowy – nisza na polskim rynku
Nisze widać szczególnie w województwach wschodnich. Andrzej Borowski, zastępca dyrektora Wydziału Komunikacji Urzędu Miasta w Lublinie zaznacza, że liczbę aut wodorowych w regionie można policzyć na palcach jednej ręki. – W Urzędzie Miasta Lublin zarejestrowany jest jeden pojazd o napędzie wodorowym.
– Dla niektórych jest pewnie problem samej nazwy „wodorowa”. Szczególnie starszym pokoleniom kojarzy się to raczej z bombą wodorową niż z napędem do samochodów. To pewnie kwestia bezpieczeństwa – dodaje Dariusz Balcerzyk.
CZYTAJ: Stacja do tankowania wodoru niedługo w Lublinie. Jest zapowiedź
Obawy te podziela profesor Dariusz Zieliński z Politechniki Lubelskiej. – Mamy do czynienia z ogromnym ciśnieniem w zbiornikach z wodorem. Jeśli mamy np. koło w samochodzie, to jest ciśnienie 2-3 bary, jeżeli mamy butlę wodorową w samochodzie to jest 700 barów i w tym momencie pojawia się problem, że raczej nie będzie możliwe serwisowanie takich pojazdów w warunkach domowych albo np. przez warsztaty nielicencjonowane, nieautoryzowane.
Przy samochodach to niebezpieczeństwo jest większe, ale przy autobusach, transporcie zbiorowym to pewnie trochę inaczej wygląda?
– Po pierwsze ciśnienie w butlach jest prawie o połowę mniejsze, poza tym cała infrastruktura znajduje się na dachu autobusu – wskazuje prof. Dariusz Zieliński. – Jeśli cokolwiek by się stało, to i tak zjawisko tego wybuchu nie wpłynie na pasażerów. Ponadto wiemy, że te autobusy są serwisowane przez profesjonalistów. Są one w odpowiednich hangarach.
– My już jeden pojazd wodorowy eksploatujemy, natomiast w planie mamy z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska zakup 20 pojazdów wodorowych i ten plan jest założeniem na rok 2024 i 2025 – dodaje Tomasz Fulara.
Dofinansowanie zakupu wodorowych autobusów wynosi niemal 90%.
Wodorowy autobus komunikacji miejskiej i wodorowe auta osobowe używane przez dealerów z Lublina są tankowane ze stacji mobilnych.
FiKar / opr. AKos
Fot. FiKar; archiwum RL