10 stycznia 2024 roku w Domu Kultury LSM odbył się wernisaż wystawy Katarzyny Bauer – artystki i nauczycielki. „Podmuch weny” to wystawa, która jest ilustracją otwierania się wciąż na „nowe” – znajdziemy na niej między innymi komiks – i o tym, na chwilę przed startem wernisażu porozmawiałem z artystką.
– Nazwa, która tak górnolotnie przyświeca tej wystawie, to „Podmuch weny”. Podmuch, który odbieram jako delikatne muśnięcie i dlatego nie znajduje się tu jedna dziedzina, bo zdarzało się, że robiłam wystawę fotografii, rysunku satyrycznego albo malarstwa – mówi Katarzyna Bauer. – Tu jest kilka – i komiks, i malarstwo, i grafika, i digital painting, i mozaika. Trochę miszmasz, ale jak tak lubię.
Z tego, co wiem, bardzo często miewasz podmuchy weny. Tak naprawdę jeżeli chodzi o komiks, bardzo często jest dla Ciebie naturalnym odruchem zrobienie planszy z rana. To jest jak rozmowa, jak komunikat… jak często miewasz takie niewielkie podmuchy, krótkie formy komiksowe?
– Komiks kocham. Komiks dla mnie jest taką jak aforyzm filozoficzną refleksją nad rzeczywistością. On powstaje tak, że zawsze coś mnie dźgnie. To Starowieyski napisał, że „wszystko może poruszyć mój twórczy pępek świata”. To jest rozmowa zasłyszana w autobusie, to są różnego rodzaju teksty, zdarzenia tu i teraz, jakaś przeszłość… nie wiem, czy powinnam tak po kolei wszystko wyliczać, aczkolwiek chyba to, co jest w moim rysowaniu komiksu, to takie niuansiki. To jest czyjeś spojrzenie, merdnięcie ogonka psa, bo coś do niego mówisz i z tego tworzy się dialogi między człowiekiem a psem na przykład. To jest jakaś gafa, którą popełniłam, jak siedziałam z dwoma cudnymi ludźmi, komiksiarzami… a jesteś częścią tej historii. Wszystko jest taką zasilającą baterią, żeby ta reszta powstawała.
CZYTAJ: Michał Fujcik: Jestem plastusiem rysującym komiksy
Tych podmuchów było już sporo. Jesteś w stanie zliczyć, ile takich krótkich form, tworzonych pod wpływem chwili albo jakiegoś zdarzenia, które cię spotkało, stworzyłaś?
– Po pierwsze, nie zliczę tego, nie ma takiej możliwości. Po drugie, Picasso nosił ze sobą tusz, piórko i kawałek kartki. I ja generalnie też tak robię, kłaniając mu się nisko. Tyle tylko, że ja również to bardzo szybko rozdaję. Często o tym nie pamiętam. Umawiam się na spotkanie i po latach ktoś przynosi całą teczkę. Nie ukrywam, że wtedy lecą mi łzy ze wzruszenia, że ktoś to trzyma, a poza tym nie pamiętam tego. I rzeczywiście wtedy to wraca do mnie, że to są chwileczki… nawet nie chwile, tylko chwileczki, które doceniłeś i które decydują, że ten komiks powstaje.
Sam mam kilka takich chwil uwiecznionych w Twoich komiksach. To są takie podmuchy, krótkie formy, a jeśli chodzi o jakiś konkretny dmuch tego komiksowego wiatru? Wiem, że pracujesz teraz nad dłuższym komiksem…
Jestem bardzo blisko związana emocjonalnie i w każdy inny sposób z fundacją FutrzakOwce. To jest tak, że zawsze porywają mnie ludzie, którzy robią rzeczy nieoczywiste, odmienne od smutnych wiadomości, które słyszymy codziennie w radiu. FutrzakOwce to fundacja, która powstała, ponieważ pewien człowiek uratował parę owieczek z rzeźni. To stado mu się rozrosło. Są do tego psy – psy, które wychowują owce, psy, które wychowują króliki, wiewiórki. I miłość międzygatunkowa jest obłędna, bo ja to widzę z bliska, a nie z opowiadań ani z czyjejś książki. Postanowiliśmy stworzyć komiks, który jest w pewnym sensie zapisem tego, od czego to się zaczęło. Człowiek, który śpi ze zwierzętami w busie, bo przyjeżdża do innego miasta i nagle musi założyć wszystko od nowa, ułożyć swoje życie. W tej chwili ten człowiek jest rehabilitantem, ma głowę pełną przeogromnej wiedzy, którą postanowił przełożyć na publikację. Kiedyś większość ludzi, którzy może tak nie kochają komiksu i nie idą z nim za rękę, uważała, że komiks jest dla dzieci. A tutaj chodzi o to, żeby dla każdej osoby w każdym wieku upublicznić historię przecudownej opieki, odpowiedzialności, bo zwierzęta są odpowiedzialne za człowieka. To idzie w parze – my za zwierzęta, ale zwierzęta potrafią być cudownie odpowiedzialne za ludzi i inne zwierzęta innego gatunku, które są obok. Te historie dzieją się na moich oczach. Rysuję to nie dlatego, że ktoś mi musi to opowiedzieć, a ja muszę sobie to wyobrazić. Ja to widzę i mnie to po prostu rozkłada. Przyznam się, że zaczęłam ten komiks, chcąc przemycić w nim SZTUKĘ. Miało być tak z górnej póki rysunkowo, ale w pewnym momencie stwierdziliśmy, że to musi być lekkie, w tym musi być powiew, żeby ta sztuka nie przygniotła. W komiksie jest generalnie tak, że musisz to robić, że siadasz i ci ręka sama idzie. A jak cię coś blokuje, to zostaw, odejdź, wróć za jakiś czas, przemyśl. I u mnie tak było przy tej historii, dlatego może dłużej to trwa rysunkowo, ale wiem, że będę z tego bardzo zadowolona.
CZYTAJ: „Perfekcja nie jest ciekawa”. Jakub Topor o „Dziadostwie”
Czyli poszukiwania metody poskutkowały formą esencyjną…
Tak. Nie wypasione rysunki z kolorem, z formą i myślenie nad nimi, rozkminianie każdego, tylko leciutko jak piórko, jak właśnie podmuch weny.
Jak Twoje codzienne podmuchy komiksowe.
Tak.
A kiedy możemy się spodziewać tego komiksu w formie namacalnej?
Myślę, że na wiosnę. Cały czas rozmawiamy na ten temat i pewien etap musi się zakończyć, żeby ten pierwszy zeszyt (tak to nazwijmy) wyszedł.
A ile będzie zeszytów?
Docelowo nie rozmawialiśmy. Nie ograniczamy sobie. To droga otwarta, bo to będzie o różnych aspektach „człowiek-zwierzę”.
Czyli w zależności od podmuchów?
Nie tak, że w kamiennym kręgu i brasiliana, ale każdy zeszyt będzie miał inną tematykę związaną z zagadnieniem „człowiek – zwierzę”. O tym, że ty ratujesz zwierzęciu życie, ale zwierzę ratuje również tobie życie. Nie dlatego, że się rzuca i ciągnie cię fizycznie, żebyś nie wpadł w przepaść, tylko robi to emocjonalnie. Znam ludzi, którym posiadanie zwierzęcia naprostowało drogi życiowe.
Myślę, że wielu z nas ma dług wobec jakiegoś psiaka albo kociaka.
Dokładnie tak. I myślę, że ten komiks jest takim długiem.
Katarzyna Kate Bauer – związana z Lublinem artystka plastyk i nauczycielka. Rysuje, maluje, projektuje, wykonuje artystyczne wykończenia ścian, fotografuje, czasem pisze. Jej krótkie formy komiksowe ukazały się w zinie „Komis Komiks”.
DySzcz
Fot. DySzcz