Dziś 673 dzień pełnoskalowej wojny w Ukrainie. Lwów w tym okresie stał się miastem, w którym schronienie znalazło około 250 tysięcy uchodźców wewnętrznych. Dziś miasto na zachodzie Ukrainy stawia na pomoc osobom rannym na froncie, a także rozwija nowoczesne technologie w medycynie.
Życie bardzo się zmieniło
– Życie w mieście bardzo się zmieniło – mówi zastępca mera Lwowa Andrij Moskalenko. – Lwów teraz jest miastem, które jest wielkim centrum wsparcia dla rannych. Staramy skupiać się na rehabilitacji tych osób. Jest to coś, co możemy robić dobrze w warunkach pełnoskalowej wojny. Z innej strony staramy się aktywnie przebudowywać gospodarkę miasta, koncentrując się na przykład na rozwoju technologii medycznych. Wszystko po to, by miasto miało możliwość otrzymywać podatki i wspierać armię. Wczoraj (27.12) zatwierdziliśmy budżet miejski, w którym najwięcej wydatków idzie na Siły Zbrojne Ukrainy. Jest to miliard hrywien, podczas gdy cały budżet wynosi 13 miliardów.
ZOBACZ ZDJĘCIA: Grudniowy spacer po Lwowie
– Dziś we Lwowie jest ponad 105 tysięcy uchodźców wewnętrznych. Ale to tylko osoby, które są zarejestrowane oficjalnie. Jeśli weźmiemy pod uwagę dane, które posiada mer miasta, to tę liczbę można pomnożyć przez półtorej. Powody, dlaczego ludzie nie chcą rejestrować się jako wewnętrznie przesiedlone osoby, są dwa. Pierwszym jest to, że nie wszyscy chcą pobierać wypłaty od państwa. Drugim jest strach przed mobilizacją. Każdy kto mieszka we Lwowie musi być zapisany w rejestrze wojskowym – mówi dyrektor Centrum Wsparcia Wewnętrznie Przesiedlonych Osób Wołodymyr Hołowaty.
CZYTAJ: Zastępca mera Lwowa o proteście na granicy: Spodziewamy się, że ten problem zostanie rozwiązany
– Jest bardzo dużo nowych osób. Są to ludzie, którzy wyjechali z terenów okupowanych. Jak na mnie są to zmiany negatywne, wszystko przez to, że oni nie mówią po ukraińsku. Nie znają tego języka i nie chcą się go uczyć. Są pojedyncze przypadki, że dzieje się inaczej, ale to rzadkość. Większość w dalszym ciągu rozmawia po rosyjsku. Mam wrażenie, że język ukraiński ich zupełnie nie interesuje – stwierdza jeden z mieszkańców Lwowa.
Pracy nie brakuje
– Praca jest, najważniejsze są chęci, by ją znaleźć. Wiele osób jest zaangażowanych w takie zwykłe zajęcia, jak na przykład dostawa lub praca fizyczna. Obecnie nie znam żadnego fachowca, który mieszka w naszym modułowym miasteczku i nie znalazł sobie pracy. Choć jeśli chodzi o to, czy jest to oficjalna praca, to statystyka będzie bardzo różna. My ze swojej strony apelujemy, by było to oficjalne zatrudnienie – dodaje Wołodymyr Hołowaty.
CZYTAJ: Lubelski profesor odbierze honorowy tytuł na uniwersytecie we Lwowie
– Zauważamy we Lwowie też ruch turystyczny. Zazwyczaj są to osoby, które przyjeżdżają z innych miast Ukrainy na kilka dni. Dużo jest osób, które przyjeżdżają do naszego miasta w sprawach biznesowych czy dyplomatycznych. Ruch turystyczny jest zauważalny, ale zdecydowanie nie jest taki, jak był w czasie przed COVID-em, czyli około 3 mln osób rocznie – informuje zastępca mera Lwowa.
– Jest tu teraz o wiele smutniej. Nawet jeśli brać pod uwagę okres świąteczny, kiedyś zawsze były jarmarki, koncerty pod Operą Lwowską. W tym roku tego nie ma. Rozumiem, że w obecnej sytuacji jest to nie na miejscu. Wszystkim jest źle, bo wiele osób ma kogoś z rodziny na froncie. Życie na razie zatrzymało się w miejscu – zauważa mieszkanka Lwowa.
Do początku pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę inwazji Lwów miał około 720 tysięcy mieszkańców. Szacuje się, że w pierwszym etapie wojny w mieście przybywało nawet do 2 mln osób.
InYa / opr. ToMa
Fot. Piotr Piela / archiwum