Wójt Dorohuska rozwiązał protest polskich przewoźników przed przejściem granicznym w Dorohusku. Wójt Wojciech Sawa potwierdził w rozmowie z Radiem Lublin, że zrobił to w związku z obawami i prośbami polskich przedsiębiorców, którym protest miał utrudniać życie. Jednak dojazd do przejścia blokuje zepsuta ciężarówka, a pozostałe samochody nie są odprawiane.
– Rozumiem wściekłość protestujących, ale nie miałem innego wyjścia – tłumaczy Wojciech Sawa, wójt gminy Dorohusk. – Dostawałem maile i telefony od różnych firm, które tracą na tym proteście duże sumy, nie mogą prosperować normalnie. Przewoźnicy dostali ode mnie szansę – przez 40 dni mogli protestować. Nikt nie chciał z nimi rozmawiać, nikt nie chciał im pomóc. Niech szukają pomocy gdzie indziej. To 5 czy 6 protest przewoźników na terenie gminy Dorohusk. Ten był bardzo długi, dlatego w poniedziałek (11.12) podjąłem decyzję o rozwiązaniu zgromadzenia w trybie natychmiastowym. Protestujący mają prawo do odwołania się w terminie 7 dni do Sądu Okręgowego w Lublinie.
Zepsuta ciężarówka na przejściu
Przez kilka godzin od decyzji wójta dojazd do terminala w Dorohusku odbywał się płynnie. Potwierdza to Krajowa Administracja Skarbowa. W kolejce do odprawy czekało około 900 samochodów, a szacowany czas oczekiwania wynosił 30 godzin. Tak było, ale teraz wszystko się zmieniło. W poprzek drogi została ustawiona ciężarówka. To polski TIR, a protestujący przewoźnicy mówią, że samochód po prostu… się zepsuł. Wszak stoi tutaj ponad dwa tygodnie.
CZYTAJ: Jest decyzja o rozwiązaniu protestu przewoźników w Dorohusku
– Samochód stanął w poprzek, bowiem miesiąc stania pojazdowi ciężarowemu nie służy. Przejechaliśmy kilka metrów. Niestety samochód nie chce jechać dalej, nie pali. Nie wiemy, co się stało. Próbujemy opanować sytuację służy – tłumaczy jeden z polskich przewoźników, Rafał Mekler.
Jest tutaj nadal grupa polskich przewoźników, którzy wciąż protestują, ale już nieformalnie.
CZYTAJ: Protest przewoźników. Czy widać szansę na rozwiązanie problemu? [ZDJĘCIA]
Będzie odwołanie
Mekler mówi, że zgodnie z prawem protestujący opuścili miejsce blokady: – Nie da się jednak tego wszystkiego zabrać w dwie minuty. Posprzątanie tego wszystkiego zajmie nam chwilę. Druga rzeczą jest, że na pewno będziemy się odwoływać od decyzji wójta.
– Argumenty wójta są abstrakcyjne – mówi jedna z organizatorek zakończonego protestu, Edyta Ozygała. – Jednym z nich było zablokowanie ruchu kołowego, z czym się nie zgodzimy, bo ruch kołowy był tutaj udrożniony. Może był spowolniony, aczkolwiek był drożny. Drugi argument, który podnosił pan wójt, to niebezpieczeństwo utraty mienia o dużej wartości. Będziemy odwoływać się do sądu, ponieważ rozwiązanie protestu jest zdecydowanie niezgodne z prawem.
W tym momencie kolejka nie posuwa się do przodu, a na miejsce zmierzają patrole policji.
Protest na tym przejściu trwa od 6 listopada, a zgromadzenie zgłoszono do 1 lutego 2024 roku.
Protest w Hrebennem wciąż trwa
Protest przewoźników przed przejściem granicznym w Hrebennem wciąż trwa. Rozwiązania zgromadzenia domaga się tomaszowska policja, która wystąpiła z takim wnioskiem do burmistrza Lubyczy Królewskiej. Jak nieoficjalnie dowiedziało się Radio Lublin, burmistrz Marek Łuszczyński w tej sprawie podejmie decyzję po konsultacji z kancelarią prawną. Ma to nastąpić prawdopodobnie w tym tygodniu. Zgromadzenie w Hrebennem jest zgłoszone do 3 stycznia 2024 roku.
Polscy przewoźnicy chcą między innymi wprowadzenia zakazu rejestrowania w Polsce firm transportowych z zagranicznym kapitałem, rozwiązania problemów z ukraińskim systemem kolejki elektronicznej oraz ponownego wprowadzenia zezwoleń dla ukraińskich TIR-ów.
FiKar / opr. ToMa
Fot. i film Filip Karman