Z polskich ulic znikają tradycyjne taksówki. Od początku roku z rynku ubyło ponad 700 firm. W Lublinie 9 na 10 taksówek to auta na aplikacje.
Taksówkarzy zrzeszonych w korporacjach ubywa. W skali kraju wszystkich przedsiębiorców wykonujących przewozy taksówkarskie jest ponad 50 tysięcy, ale większość z nich to właściciele firm wynajmujących auta na aplikacje.
Tomasz Starzyk z pracowni badawczej Dun & Bradstreet przeanalizował rynek taksówkarski w Polsce. Spadki dotyczą głównie tzw. taksówek tradycyjnych. – Prawie 3 tysiące firm taksówkowych zostało zawieszonych w tym roku. To w porównaniu do całego 2022 roku stanowi wzrost o blisko 30 procent. Możemy połączyć te 3 tysiące zawieszonych działalności z tego roku z zamkniętym biznesem w liczbie 700, co oznacza, że mamy ubytek w skali roku tylko w 9 pierwszych miesiącach o prawie 3700 firm. To bardzo dużo.
CZYTAJ: Rekordowy rok. Ponad milion turystów odwiedziło Lublin [ZDJĘCIA]
W samym Lublinie wszystkich taksówek jest ponad 4700, ale tych tradycyjnych tylko 500. Krzysztof Machaj, zastępca dyrektora Wydziału Komunikacji Urzędu Miasta Lublin, przypomina, że spadki łatwo policzyć w oparciu o liczbę wydanych licencji. Jedna licencja przysługuje tylko jednemu przedsiębiorcy. – Na przestrzeni ostatnich 6 miesięcy wydano ok. 70 licencji. W większości kierowcy taksówek czy osoby, które wyrabiają licencje, to młodzi ludzie. W tym oczywiście znaczną część stanowią obcokrajowcy.
Tradycyjnym taksówkarzem jest Tomasz Szczykutowicz, współwłaściciel jednej z najstarszych korporacji w Lublinie. – Gdy była hossa, było dużo zamówień i mniej korporacji taksówkowych. W latach 2013-14 nasza korporacja sięgała 150 taksówek. Jak na Lublin to była bardzo duża korporacja. A w tej chwili jest w granicach 30 taksówek pracujących w korporacji. Takie mamy przełożenie.
CZYTAJ: Areszt za napady na banki. 36-latka za kratkami [ZDJĘCIA, WIDEO]
Powody sytuacji rynkowej są dwa. Taksówkarze tzw. starej daty przechodzą na emeryturę i odchodzą z zawodu. Stery przejmują młodzi, ale ci do korporacji przystępują sporadycznie – uważa jeden z taksówkarzy spotkany przy dworcu PKS w Lublinie. – Jeżeli zapłaci się ZUS, to nie ma z czym wojować. Na 5 kursów dziennie, które się zrobi, po 20 zł każdy. Np. z naszej korporacji odeszło 50 osób, poszli na autobusy MPK i później jeszcze trochę dorabiali. Ale teraz nie widać ich nawet na Boltach. To jest związane z brakiem stabilizacji w zarobkach. Wydaje mi się, że taksówkarz pracujący systematycznie w korporacji takiej jak nasza, przy 200 godzinach pracy, jest w stanie „na czysto” wciągnąć w granicach 5-6 tys. zł. To niby dużo, można zarobić, tylko niestety samochód to rzecz, która się psuje. Ja mam w tej chwili awarię, która pochłonie połowę moich obrotów w miesiącu – obrotów, a nie samego zarobku.
Do tego dochodzi mniejsza liczba kursów, bo młode pokolenie korzysta z taksówek na aplikacje. – Wiadomo, za ile przyjedzie, jaki jest koszt usługi, jaka trasa. Jest szybciej, bo jest aplikacja i widać, gdzie jest kierowca, jaka jest cena. Po taksówkę trzeba zadzwonić, trzeba czekać. Boltem jest jakoś lepiej. W aplikacji jest też opcja dla kobiet. Nigdy nie zdarzyła mi się nieprzyjemna sytuacja.
CZYTAJ: Woźnica sprawcą kolizji. Miał prawie 5 promili alkoholu
– Zawsze mówię, że nie każdy chodzi kupować do tanich sklepów, bo zaczyna się dbać o jakość. Myślę, że ta branża nie tyle się wzmocni, co w jakiś sposób utrzyma. A czy ustawowe przepisy będą w stanie coś zmienić? Nie sądzę – mówi Tomasz Szczykutowicz.
Według szacunków jesienią przyszłego roku liczba firm taksówkarskich w Polsce po raz pierwszy w historii spadnie poniżej 50 tysięcy.
W okresie ostatnich 15 lat rynek przewozów taksówkowych skurczył się w Polsce o ponad 20 tys. zarejestrowanych podmiotów – głównie jednoosobowych działalności gospodarczych.
FiKar / opr. WM
Fot. pixabay.com