Pacjentki Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie, które są karmione pozajelitowo ze względu na schorzenia układu pokarmowego mogą zostać matkami. W szpitalu już cztery kobiety zostały matkami i przezwyciężyły chorobę niedożywienia. Jest to możliwe dzięki współpracy ekspertów leczenia żywieniowego, perinatologów i ginekologów.
– To, że kobiety tak leczone rodzą dzieci, to największe osiągnięcie, jakiego można chcieć w tej dziedzinie – mówi dr hab. n. med. Przemysław Matras, kierownik Poradni Leczenia Żywieniowego. – To jest wszystko doświadczenie, które trzeba zbierać. Teraz my jesteśmy tym ośrodkiem, przekazujemy te doświadczenia innym. Jeszcze do niedawna pacjentka niedożywiona w ogóle nie była brana pod uwagę w kontekście ciąży. To było niemożliwe. Pacjentki nie miesiączkowały, miały zaburzenia hormonalne z tego powodu, że były niedożywione. Wprowadzenie tej metody leczniczej spowodowało przywrócenie normalności.
CZYTAJ: 300 procent wzrostu. Nowoczesny oddział neurochirurgii robi furorę
– One były wprowadzane w ciążę już po normalizacjach żywieniowych niemożliwych wcześniej bez żywienia tą techniką. I bez tego wprowadzenia w ciążę, bo ta ciąża byłaby niemożliwa, bo i potencjał płodnościowy i wczesne losy ciąży byłyby pogrzebane – mówi Tomasz Paszkowski, kierownik Katedry i Kliniki Ginekologii.
– Zachorowałam w 2015 roku na nowotwór żołądka – mówi jedna z pacjentek. – Miałam trzy chemioterapie przed operacją, trzy po. Usunięto mi cały żołądek. Był bardzo duży spadek wagi. Bardzo źle się czułam po każdym spożyciu pokarmu. Miałam mdłości, bóle. Trafiłam do prof. Matrasa dzięki mojej onkolog. Później, po 3 latach, bardzo chcieliśmy mieć z mężem dziecko, więc udało się na tym żywieniu. Mamy tego naszego malutkiego synka, nasz cud malutki.
– Zawsze chciałam mieć drugie dziecko – dodaje inna pacjentka. – Lekarze stwierdzili, że w moim stanie zdrowia to jest nierealne. Zaprzestałam jakichkolwiek prób. A po odpowiednim odżywieniu okazało się, że bez żadnego leczenia udało się zajść w drugą ciążę. Jestem szczęśliwą mamą 4-letniej Hani.
– Rozwój leczenia żywieniowego pozajelitowego to ostatnie 50 lat – mówi dr hab. n. med. Przemysław Matras. – W Polsce tak naprawdę pierwszy pacjent leczony pozajelitowo w warunkach domowych był 40 lat temu. Powszechność tej metody to jest mniej więcej 20 lat temu. Oczywiście jest rozwój preparatów, bo coraz lepsze te preparaty mamy, ale tak naprawdę my się uczymy tej podaży wszystkiego, co normalnie zjadamy drogą dożylną. To oczywiście wielka przenośnia, bo to nie jest tak, że schabowego miksujemy i podajemy dożylnie. My podajemy aminokwasy, glukozę, lipidy, mikroelementy i witaminy – wszystko, co jest do życia potrzebne. I to powoduje, że możemy przywrócić pacjentów tak naprawdę społeczeństwo.
CZYTAJ: „To superinwestycja”. Nowy pawilon opieki długoterminowej w Domowym Szpitalu [ZDJĘCIA]
– Jeżeli pacjenta poza ciążą można ustawić na żywienie pozajelitowe biorąc pod uwagę płeć, wiek, aktywność fizyczną, ewentualnie uprawiane sporty, i taki ustawiony pacjent może żyć i trwać przez wiele lat, tak tutaj mamy sytuację bardzo dynamiczną – mówi Bożena Leszczyńska-Gorzelak, kierownik Kliniki Położnictwa i Perinatologii w SPSK 4. – Ciąża się zmienia. Nie ma żadnych schematów algorytmów postępowania jeśli chodzi o prowadzenie ciąży, ale nasza wiedza i doświadczenie uczą nas, że musi być to wraz z rozwojem ciąży zmieniane. Dodatkowo musimy zabezpieczyć pacjentkę w takie elementy, na które wzrasta zapotrzebowanie. To jest przede wszystkim „złota piątka”: kwas foliowy, jod, witamina D, żelazo i kwasy DHA, które muszą być również w tych mieszankach uwzględniane, ponieważ od tego zależy rozwój neurologiczny dziecka, prawidłowy rozwój wzroku dziecka. My musimy nadzorować, jaki jest prawidłowy przyrost masy ciała u matki i przede wszystkim najważniejszy podmiot nasz, to jest dziecko.
CZYTAJ: Szybciej i bezpieczniej. Oddział z najnowocześniejszym w Europie sprzętem
W Polsce jest 16 ośrodków, które leczą żywieniowo pozajelitowo. W Lublinie urodziły cztery kobiety karmione pozajelitowo, a piąte dziecko jest w drodze.
W Warszawie urodziło się sześcioro dzieci, w pozostałych ośrodkach były pojedyncze matki leczone żywieniowo.
LilKa/ opr. DySzcz
Fot. Iwona Burdzanowska