Wystarczy ściągnąć darmową aplikację na smartfona starszej generacji, żeby za jego pomocą łapać cząsteczki promieniowania kosmicznego i tym samym pomóc naukowcom w badaniach. Chodzi o projekt Credo o światowym zasięgu, który został utworzony w Instytucie Fizyki Jądrowej w Krakowie.
Na czym polega projekt?
– Cały sens tego projektu polega na rejestracji uderzeń cząsteczek wtórnego promieniowania kosmicznego o matrycę aparatu fotograficznego w komórce, bez żadnych dodatkowych narzędzi – tłumaczy Marek Więckowski z lubelskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii. – Mamy zbudowany bardzo prosty, amatorski detektor cząstek promieniowania kosmicznego. Smartfon za zaklejoną kamerę, więc nie rejestruje światła widzialnego, które może docierać z każdej strony, natomiast rejestruje pewne punkty bądź różnego rodzaju artefakty na matrycy.
– To piękne, bo przez kosmos przelatuje masa różnego rodzaju cząstek, które niosą specyficzne oddziaływania – mówi astrofizyk Maciej Derejski z lubelskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii. – Ziemianie są chronieni z jednej strony przez cienką warstwę atmosfery, a z drugiej strony przez pole magnetyczne wytworzone przez wirujące jądro Ziemi. Całe szczęście – bo nawet nasze Słońce jest źródłem wiatru słonecznego i różnych cząstek, które mogłyby troszeczkę nam zagrażać. Aparatura elektroniczna jest na to wrażliwa. Wiatr słoneczny powoduje burze magnetyczne, wywołuje zorze polarne. Ale są też inne zjawiska w kosmosie. Mówimy o wybuchach supernowych, o zderzeniach gwiazd, czarnych dziur. To są bardzo energetyczne zjawiska. Powodują emisje różnego rodzaju promieniowania. Często ta energia jest olbrzymia. Przekracza miliardy razy energię wypromieniowywaną przez Słońce w normalnym cyklu. Ale ponieważ to są bardzo dalekie oddziaływania, czyli obiekty są miliony lat świetlnych od nas, a czasami nawet setki milionów lat świetlnych, na szczęście nam nie zagrażają.
CZYTAJ: Badanie: zmienia się dotychczasowe rozumienie, w jaki sposób powstał świat
– Te cząstki, które mają bardzo wysokie energie, zderzają się z cząsteczkami atmosfery ziemskiej i powodują powstanie tzw. pęków promieniowania wtórnego – wskazuje Marek Więckowski. – Właśnie te pęki promieniowania wtórnego chcemy zarejestrować przy pomocy naszych smartfonów. Jeżeli np. na terenie całej Europy mamy kilkaset bądź kilka tysięcy takich telefonów i w ciągu kilku milisekund wszystkie naraz zaobserwują jakieś zderzenia, możemy przypuszczać, że doszło do emisji wielkiego pęku atmosferycznego. Rejestrujemy różne ślady. Są to różnego rodzaju zygzaki, punkty, obejmujące 1, 2, 4 piksele matrycy.
Im więcej uczestników, tym lepiej
– Wspólnie, drużynowo walczymy w rywalizacji z innymi oddziałami i grupami szkolnymi – mówi Marcin Jarski, prezes lubelskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii. – Są różne kategorie tych rywalizacji. Idea jest taka, żeby zachęcać młodzież szkolną. Co kilka minut jakaś cząsteczka wpada w telefon. Wiele zależy od modelu telefonu. Nowsze telefony poprzez nowe oprogramowanie automatycznie odrzucają wykrycia. Dlatego najlepiej mieć starsze telefony, ale takie, żeby jeszcze można było zainstalować aplikację.
– Im więcej niezależnych oczu, umysłów i rąk do obsługi, tym lepiej – zaznacza Maciej Derejski. – To po prostu taka ilość danych, że nieodzowne jest korzystanie wręcz z tysięcy takich astropomocników na całym świecie, którzy zapisują się do tych programów i udostępniają nawet moce obliczeniowe swojego sprzętu domowego. Ale też z uwagą śledzą diagramy, wykresy, zdjęcia. To jest taka mrówcza praca – czyli jak się sumuje pracę każdej osoby, to łącznie daje to rezultat. Jak to się mówi, w ilości siła.
CZYTAJ: Zakończono misję łazika księżycowego
– Na podstawie tego, jak rejestrujemy wielkie pęki atmosferyczne, mając dane dotyczące tego, skąd pochodzą i jak wielkie są, możemy wysnuć pewne teorie na temat samego kształtu naszej czasoprzestrzeni – czy ona jest ciągła, czy może są tam jakieś dziury – mówi Marek Więckowski. – To temat, który całkiem niedawno został opracowany. Stwierdzono, że prawdopodobnie istnieje pewna korelacja pomiędzy trzęsieniami ziemi a natężeniem promieniowania kosmicznego. Tylko nie mówimy tutaj o pojedynczych trzęsieniach w skali kraju bądź kontynentu, ale o średnim natężeniu trzęsień ziemi, które występują na obszarze całej planety. Wyobraźmy sobie, że Ziemia jest zanurzona w pewnej przestrzeni, która faluje, i te fale powodują, że Ziemia może się troszeczkę rozciągać bądź ściskać w pewnych kierunkach. To może wywoływać efekty sejsmiczne. Badając historię naszych skał, możemy próbować wysnuć pewne wnioski, że mogą za to odpowiadać zwiększone natężenia promieniowania kosmicznego.
– Z wymiernymi korzyściami, dowiadujemy się więcej. Znowu chcemy polecieć w kosmos. Kierunkiem jest z powrotem Księżyc, Mars, dalsze eksploracje – mówi Maciej Derejski. – Człowiek jest przede wszystkim narażony na promieniowanie kosmiczne. Chroni nas ta bariera – ale nie związana z atmosferą, tylko z ochroną magnetyczną Ziemi. Natomiast jeżeli wylecimy już do Księżyca czy dalej, tracimy tę ochronę. W związku z tym musimy dowiedzieć się jak najwięcej o naturze tego promieniowania, które wypełnia całą przestrzeń.
Dane z telefonów pomogą naukowcom dowiedzieć się też, czym jest czarna materia. Aplikację na telefon można znaleźć pod hasłem CREDO Detector.
LilKa / opr. WM
Fot. pixabay.com