Otwieram MŻKN (wyd. timof comics), nowy album Gipiego i zaczynam czytać. Od razu widać, że będzie autobiograficznie, ale momentami prawda zostanie zastąpiona kłamstewkami, coś zostanie podbarwione, a w innych sytuacjach autor będzie chciał przedstawić się w znacznie gorszym świetle niż było w rzeczywistości. W trakcie lektury natrafiam na fragment, od którego chciałbym zacząć dzisiejszą audycję – sala porodowa, bohater przychodzi na świat – wokół niego tłum gapiów, a jakiś policjant krzyczy przez megafon „Wyjdź na zewnątrz! Jesteś otoczony!”. Czytam, jak Gipi pisze o swoim, a może nie do końca swoim życiu, jak mocno obnaża się przede mną, czytelnikiem i zastanawiam się, czy tak było zawsze. Próbuję przypomnieć sobie pierwszy komiks włoskiego autora, jaki czytałem. To „Sala prób”, dość niewinna rzecz, o kapeli muzycznej, pierwszy komiks, w którym nuty zostały przedstawione tak urzekająco słyszalnie. Tymczasem w MŻKN Gipi mówi mi, że te wszystkie komiksy, które robił to jednak może nie do końca były totalnie jego, może były efektem kompromisów, może były przeredagowane, może robione pod publiczkę. Czytam jak Gipi komiksuje o momencie, w którym pokochał komiksy, następnie przekreśla słowo „pokochał” i zamienia na „znienawidził”. Gipi, który zrobił kiedyś piękny komiks o swoich relacjach z ojcem, który poetycko potrafił stawiać czoła rzeczywistości za pomocą obrazków i słów, Gipi, który tworzył tak, że z jego albumów zostawało mi w głowie zawsze jakieś wybitne zdanie lub dwa. Ten sam Gipi pokazuje w MŻKN swoje mroczne myśli, choroby, swoje zmagania z lekarzami. I nie chodzi tu o tak powszechne u komiksiarzy zapalenie stawu łokciowego czy bóle w krzyżu, lecz o poważne choroby zwiedzane w towarzystwie poważnych doktorów z kuriozalnymi strzykawkami i perukami nie przystającymi do brody. Czytam, że bohater Gipiego, albo sam Gipi, kieruje się szczerością. Ta szczerość w rozmowach z ludźmi ma przeróżny efekt – czasem z tego efektu śmieję się wniebogłosy, ale ten śmiech chwilę później grzęźnie w gardle. Gipi mi mówi, że wcześniej nie chciał się tak odsłaniać, bo chciał chronić czytelnika. Teraz już nie chce lub nie musi go chronić, mnie też. I może nawet niespecjalnie mnie lubi, więc wykłada wszystkie karty na stół. Opisując swoje relacje ze światem Gipi rysuje szybko, ale nie brzydko. Szkicowo. Notatnikowo. Jakby czynił relację z życia w kajeciku, który zawsze ma ze sobą. Te szkice i ta forma przypomina mi kilku gości, którzy robili podobnie, ale nie będę ich wymieniał, bo w sumie kogo to obchodzi. Gipi robi ten komiks o sobie bez bufonady, więc dla kogo go robi? Na pewno dla siebie – jest to jakiś sposób terapii, nakreślenia stanowiska do tych wszystkich istot, mrocznych i pięknych, które nad nim czuwają lub nad nim wiszą. Ale ten komiks jest też dla mnie, i o mnie. I dla ciebie, i o tobie. Fragmenty życia Gipiego pokrywają się z moimi i Twoimi, bo przecież każdego z nas bolał ząb, każdy się urodził i żył, ale czy każdy będzie dumny ze swojej śmierci? Gipi opowiada tu o sobie tak, jak nie opowiadał jeszcze nigdy wcześniej. Robi to bezinwazyjnie, nie czyniąc się pępkiem świata. Jego zdania są pięknie skomponowane, chaotyczne sceny łączą się w znakomitą całość, motywy z jego wcześniejszych dzieł powracają i ukazują się nam w zupełnie innym świetle. MŻKN to skrót od Moje życie kiepsko narysowane. Wcale nie tak kiepsko, a wręcz powiedziałbym: odpowiednio do treści. A więc: jego życie odpowiednio narysowane. A właściwie: jego życie koloryzowane odpowiednio narysowane. Podczas lektury pewne zdarzenia, choć podane we w miarę zabawny sposób, mrożą mi krew w żyłach, bo Gipi pokazuje, że był kiedyś bardzo głupi, i czasami wciąż jest, i ja też jestem. Myślę sobie, że dawno temu wkroczyłem na drogę tego artysty decydując się na niej pozostać. Obserwowałem kolejne kroki Gipiego i właściwie po raz pierwszy otrzymałem dzieło tak bezlitośnie szczere i bolesne, że nie żałuję nie zbaczania z tej ścieżki. Czekałem na ten moment jako wierny czytelnik. Kończę czytać, zamykam książkę. Chcę wguglać sobie Gipiego, sprawdzić, co w MŻKN było prawdziwe i czy naprawdę wydarzyło się w ten a nie inny sposób. Ale nie robię tego. Otwieram tę książkę ponownie. Wolę, by pozostała jedynym źródłem.
Radio Lublin S.A. w likwidacji
ul. Obrońców Pokoju 2
20-030 Lublin
tel. 801 501 022 / 81 53 64 200
fax 81 532 87 28
e-mail: poczta@radiolublin.pl