650 organizacji charytatywnych jest zarejestrowanych w Kijowie. Wolontariusze dostarczają wojskowym niezbędny sprzęt, pomagają też cywilom. Pracują bez dni wolnych i urlopów, ale nie narzekają.
„To wyczerpujące, ale nie mamy wyjścia”
– Kiedyś wydawało mi się, że bycie wolontariuszem nie wymaga dużego wysiłku, teraz już wiem, że jest to bardzo trudne zadanie – przyznaje wolontariuszka kijowskiej organizacji charytatywnej OSA Help. – To całe życie, to praca 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. Wstaję z rana i próbuję ogarniać życie, a w międzyczasie otrzymuję wiadomości i telefony od wojskowych. W poprzednim miesiącu przyjeżdżałam tu codziennie. Np. dziś napisał do mnie wojskowy, że są mu potrzebne środki medyczne. Muszę przyjechać i mu to wysłać, ponieważ wiem, że im wszystko jest potrzebne na tu i teraz. To jest bardzo wyczerpujące, ale nie możemy narzekać. Nie możemy mówić – co staje się ostatnio bardzo popularne – że jesteśmy zmęczeni. Dla nas nie ma czegoś takiego. Nasi żołnierze nas bronią, oni nie mają prawa powiedzieć, że są zmęczeni, że nie chcą już tego robić, więc my też nie mamy takiego prawa. Tak, jest to wyczerpujące, ale nie mamy wyjścia.
Potrzeby nieco inne niż na początku wojny
– Zmieniły się potrzeby – zauważa Artem z OSA Help. – Na początku wojny państwo miało wiele zadań i niektóre rzeczy były drugorzędne. Wtedy było dużo różnych braków. Teraz jest inaczej. Państwo zaczęło radzić sobie o wiele lepiej, dlatego teraz skupiamy się na rzeczach, których państwo nie może zrobić. Kupujemy drony i samochody. Czasami mamy prośby specjalne, np. remont rosyjskiego sprzętu, ale kiedy mówimy o pomocy armii, to najczęściej to właśnie kupno dronów i samochodów.
CZYTAJ: Zniszczony rosyjski sprzęt stanął w centrum Kijowa [ZDJĘCIA, FILM]
– Nie mogę inaczej. Sama podjęłam taką decyzję. W ogóle nie wyjeżdżałam z Kijowa – opowiada prezes OSA Help Natalia Puchalska. – Pomyślałam, że jak wszyscy wyjadą, to kto zostanie pomagać? Ale czasem bywa tak, że tracę nadzieję. W przeszłości myślałam nawet, aby zamknąć naszą organizację. Stwierdziłam jednak, że nawet jeśli będziemy robić mniej czy dłużej zbierać np. na samochód, to i tak będzie lepiej niż nie robić nic. Wiele małych organizacji zamknęło się. Ale jeśli wszyscy się zamkną, to kto będzie pomagał?
„Musimy pokazywać prawdę”
– Musimy podtrzymywać komunikację z ludźmi, musimy pokazywać prawdę, żeby ludzie nie przestali pomagać armii, żeby nie zapomnieli, co dzieje się w naszym kraju – podkreśla Kateryna, zajmująca się mediami społecznościowymi w OSA Help.
Jakie są reguły przy tego typu treściach? Ludzie na ogół nie lubią oglądać bardzo drastycznych rzeczy. – To prawda, ludzie nie lubią oglądać przerażających treści. Należy to robić bardzo ostrożnie. Chcemy pokazać, że wojna jeszcze się nie skończyła, że musimy być tak zjednoczeni jak w pierwszych miesiącach inwazji – wskazuje Kateryna.
CZYTAJ: Kijów w czasach wojny. Jak wygląda życie w mieście? [ZDJĘCIA]
– Ostatnio miałam taką sytuację: miałam wysłać pomoc dla jednego żołnierza i byłam z nim cały czas w kontakcie – opowiada wolontariuszka. – Kiedy jechałam to zrobić, napisałam do niego z prośbą, by wysłał mi adres wysyłki, ale on mi nie odpowiadał. Wtedy pomyślałam, że pewnie wykonuje jakieś zadanie, więc poczekam. Czekałam dzień, drugi, potem cały tydzień, a on nie kontaktował się ze mną. To było przerażające. Ja mam przesyłkę do niego, a on nie odpowiada. Cały tydzień myślałam o tym i kiedy on napisał do mnie, poczułam się tak jakby były moje urodziny.
Nadrzędnym celem zwycięstwo
– Kiedyś wysłaliśmy taki dron naszym wojskowym. Następnego dnia wyjechali na zadanie bojowe i w ten sam dzień stracili go. Rosjanie zaczęli ich mocno atakować i żołnierze mówili, że ten sprzęt bardzo im pomógł. Byli ranni, ale nikt nie zginął – mówi Artem.
– Każda osoba w naszej organizacji ma jakiś wewnętrzny niepokój i chce coś robić, pomagać. Oczywiście nadrzędnym celem dla nas, jak dla wszystkich Ukraińców, jest zwycięstwo – zaznacza Kateryna.
CZYTAJ: „Nasze życie bardzo się zmieniło”. Codzienność mieszkańców Kijowa [ZDJĘCIA, FILM]
– Front jest tylko jeden – tam, gdzie nasi wojskowi – mówi Natalia Puchalska. – Tu nie ma frontu. Wracamy do domu i kładziemy się do łóżka. Nawet jeśli jest alarm i schodzimy do piwnicy, to później wracamy na górę. Możemy się wykąpać, iść do sklepu, do restauracji, do kina. Front to okopy i ciągłe ostrzały, to obrona kraju, ojczyzny. To ratowanie swoich kolegów, to ranni i zabici.
Kijowska charytatywna organizacja OSA Help działa od początku wojny. 20-osobowemu zespołowi udało się zebrać ok. 14 mln hrywien na zakup 40 samochodów. Dodatkowo wolontariusze dostarczyli na front około 30 dronów oraz żywność i odzież.
InYa / opr. WM
Fot. Inna Yasnitska