Jak policzył Lewis Capaldi, od premiery jego debiutanckiego albumu „Divinely Unispired To A Hellish Extent” do premiery nowego, drugiego „Broken By Desire To Be Heavenly Sent” upłynęły dokładnie cztery lata i dwa dni. I co się zmieniło? Właściwie nic. Otrzymaliśmy kolejną porcję udanych piosenek, które pewnie pojawią się na kolejnych singlach i wylądują na szczytach list przebojów. Ale, jak twierdzi artysta – tak miało być. „Nie chciałem tworzyć dla siebie nowego brzmienia ani wymyślać siebie na nowo. Napisałem i nagrałem piosenki takie, które lubię – emocjonalne, o miłości, ale także o stratach. Nad produkcją czuwali ci sami ludzie, co powodowało, że czułem się całkiem wyluzowany, a co niewątpliwie miało niemały wpływ na końcowy efekt”. A efekt naprawdę bardzo dobry – o czym świadczą wyniki sprzedaży albumu, nie tylko w Wielkiej Brytanii.
AM