Po darmowe czerwone porzeczki każdego dnia przyjeżdża do niego kilkadziesiąt osób z całego regionu. Plantator z Kiełczewic Maryjskich w gminie Strzyżewice przed polem uprawnym ustawił tabliczkę z napisem – „Można rwać za darmo i bez pytania”.
CZYTAJ: „Porzeczki za darmo i bez pytania”. Rolnik rozdaje owoce, bo nie stać go na zbiór
Jak mówił reporterowi Polskiego Radia Lublin, cała akcja ma związek z dramatycznie niskimi cenami porzeczek w skupach. Te płacą sadownikom około 40 groszy za kilogram, a koszt produkcji jest czterokrotnie większy.
Prawdziwa inwazja
– Wczoraj była inwazja ludzi. Dużo owoców już jest oberwanych. Na niektórych krzakach nie ma prawie nic – mówi Piotr Belcarz. – Zaproponowałem ludziom, żeby sobie zbierali porzeczki na przetwory, bo sprzedaż jest w tym roku nieopłacalna. 40 groszy za kilogram nie pokryje nawet kosztów zbioru. Postanowiłem ludziom rozdać, bo jeśli owoce zostają na krzakach, to gniją, krzewy się zagrzybiają, a ja muszę wtedy używać więcej pestycydów. Kto potrzebuje – zapraszam.
– Absolutnie mu się nie dziwię, dlatego że gdyby policzyć koszty paliwa i pracownika, którego musi zaangażować nawet przy mechanicznym zbiorze, to będzie musiał dołożyć do interesu – mówi Tomasz Solis, członek zarządu głównego Związku Sadowników RP. – Są tacy, którzy zbierają przy tej cenie te owoce, ale oni kompletnie nie liczą kosztów produkcji, bo to jest natura polskiego rolnika – nie chcę, żeby to było odczytane negatywnie – że nic co się urodziło, nie może się zmarnować. Mamy to z przeszłości, z bardzo dobrej tradycji.
– Facebook pomógł, bo kiedyś już mi porzeczki zostawały. W latach 90. też, i wtedy zgniły – mówi Piotr Belcarz. – A teraz zamieściłem ogłoszenie, więc to się rozpropagowało i ludzie sobie zbierają. Dziennie ze 200-300 kg może schodzić.
– To naprawdę przykre. Człowiek tyle się narobił – mówi Adam Kowalczyk, sąsiad. – Tyle dobrego, że oddaje to ludziom za darmo.
CZYTAJ: „Ceny są szokujące”. Trudna sytuacja plantatorów malin
Piszą nawet ludzie ze Śląska
– Ludzie przyjeżdżają, parkują tutaj, przychodzą, zbierają i odjeżdżają – mówi Piotr Belcarz. – Byli ludzie z Bychawy, Kraśnika, Świdnika, Lublina. Piszą do mnie nawet ludzie z bardzo daleka – z Legionowa, ze Śląska. Nie są zorientowani, gdzie ta miejscowość jest.
– Prowadzę skupy i wiem z autopsji, że jest problem – mówi Rafał Kanadys. – Sporadycznie bierzemy czerwoną porzeczkę, bo jest problem ze zbytem, ale cena niestety jest ok. 50 groszy na skupach. Wynika to z niskiej ceny na zakładach, gdzie uzyskujemy dosłownie parę grosików. Firmy twierdzą, że zostały zapasy z zeszłego roku, kupione za duże pieniądze. Chodzi o czarną i czerwoną porzeczkę.
Winien jest rynek
– Winien jest rynek, który w tej chwili jest rynkiem handlowca, detalisty, czyli zyskuje nie ten, kto hurtowo sprzedaje produkt, ale ten kto produkuje go na półkę i ten, kto go sprzedaje – czyli sieci supermarketów – mówi Tomasz Solis.
– Przede wszystkich oczekiwałbym jakichś minimalnych cen, które gwarantowałyby zwrot kosztów, poniesionych nakładów na utrzymanie plantacji i wyprodukowanie – mówi Piotr Belcarz. – Rolnik dowiaduje się, ile za to weźmie, jak zawiezie do skupu. Tak nie może być. A w sklepie ile kosztuje porzeczka? Pięć tysięcy procent więcej.
Jaka jest przyszłość plantacji? – Zobaczymy. Z rok jeszcze zaczekam – dodaje Piotr Belcarz.
Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi nie ogłosiło jeszcze propozycji pomocy dla plantatorów porzeczek. Maliny – z którymi jest podobny problem – skupują dwie firmy w ramach rządowego porozumienia gwarantującego stałe ceny. Są wyższe niż te proponowany przez wolnorynkowe skupy.
Plantacja Piotra Belcarza znajduje się w miejscowości Kiełczewice Maryjskie 79.
FiKar/ opr. DySzcz
Fot. Filip Karman