Ponad 800 polskich wsi spacyfikowali Niemcy podczas II wojny światowej. Ich mieszkańcy byli zabijani lub wywożeni do obozów koncentracyjnych, wiele miejscowości doszczętnie spalono. Hołd pomordowanym złożono w Jamach w powiecie lubartowskim, gdzie odbyły się wojewódzkie obchody Dnia Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej. Podczas uroczystości upamiętniono też ponad 150 ofiar pacyfikacji tej wsi przez Niemców 79 lat temu.
– Głównym celem jest pamięć o mieszkańcach wsi i ofierze, jaką ponieśli w okresie okupacji – mówi dr Jacek Romanek, naczelnik oddziałowego Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie. – 800 pacyfikacji przeprowadzili Niemcy w okresie II wojny światowej na terenie RP. Jak duże straty ludzkie poniosła polska wieś? Kilkaset tysięcy ludzi, ponad milion tak naprawdę. Ale warto powiedzieć, że to nie są tylko lata 1942-43, czy też wysiedlenia Zamojszczyzny, ale też na przykład rok 1939 – 1 października w Szczuczkach doszło do pierwszej pacyfikacji na Lubelszczyźnie. Zginęło ponad 100 osób tylko dlatego, że Niemcy posądzili miejscowych o sprzyjanie Wojsku Polskiemu.
– O świcie 8 marca rozpoczęła się pacyfikacja Jam, która doprowadziła do spalenia całej miejscowości, do zabicia 152 osób – mówi dr Jacek Romanek. – To mord niezwykle okrutny, bo część ludzi została zastrzelona, część była żywcem wrzucana do płonących budynków.
– Przychodzi do nas niewielka grupka Niemców i mówi nam, żebyśmy się ubierali i wychodzili – mówi Stanisław Gryguła, jeden z niewielu ocalałych z pacyfikacji wsi Jamy pod Ostrowem Lubelskim. – W międzyczasie ciotka spytała, co będą robić, a jeden po polsku mówi: „bić i palić”. Ciotka zaczęła hałasować, krzyczeć, on wykręcił się, strzelił do niej, raniąc ją. Wyskoczyłem, pobiegłem do sąsiadów, a tam już stała cała rodzina wybita. To ja z powrotem, do siebie, na podwórko. Patrzę: mama leży, ale nie widzę głowy. Pod budynkiem leży zabity brat. A rano wcześniej wszyscy razem się bawiliśmy.
– Tak zginęły 152 osoby. To jest wspomnienie męczeństwa wsi polskiej – mówi wicewojewoda lubelski Robert Gmitruczuk. – Wspomnienie tych setek tysięcy miejscowości, w których doszło do pacyfikacji, wywózek, mordów. Od chwili, kiedy nad Polską pojawił się znak czarnego niemieckiego germańskiego orła i czerwonej gwiazdy, które zawarły sojusz, było wiadome, jaka była główna idea tego związku: likwidacja Polski i jej mieszkańców. Te bestialskie wydarzenia pokazują, z jaką determinacją realizowano ten zbrodniczy zamysł.
– Słyszeliśmy wszystko, te ludzkie piski, wrzaski – wspomina Stanisław Gryguła. – Tam nie było sekundy, ażeby nie było szału. Mało tego, co było straszne, jak ten żywy inwentarz się palił – te świnie, te krowy.
– To było mordowanie dzieci i kobiet. Mszczenie się na niewinnych ludziach, na cywilnych mieszkańcach. Coś, z czym chyba żaden człowiek nie jest w stanie się pogodzić – mówi starosta lubartowski Tomasz Marzęda. – Każda pamięć o przelanej krwi jest ważna, bo to kształtuje naszego ducha narodowego. To jest nasze zobowiązanie, bo niewinni ludzie zginęli, a my, jako ci, którzy przeżyli, mamy obowiązek czcić ich pamięć.
Symbolem walki i męczeństwa społeczności polskich wsi jest Michniów w województwie świętokrzyskim, która to wieś za pomoc niesioną partyzantom została spalona, a jej mieszkańcy wymordowani 12 i 13 lipca 1943 r.
MaTo/ opr. DySzcz
Fot. Tomasz Maczulski