W Łucku, w obwodzie wołyńskim, od początku wojny w Ukrainie działa medyczne centrum rehabilitacji wojskowych uczestników operacji bojowych. Leczeni są w nim m.in. żołnierze walczący pod Bachmutem.
“Robimy wszystko żeby do życia w społeczności wracał sprawny, zdrowy człowiek”
– Wojna dla nas zaczęła się tak naprawdę 9 lat temu – podkreśla dyrektor centrum Igor Hnetnow. – Jesteśmy świadomi tego, że po wojnie zawsze pozostają ślady. Ludzie odnoszą zwłaszcza rany fizyczne, ale są też głębokie rany w psychice. Dlatego robimy wszystko, żeby do życia w społeczności wracał sprawny, zdrowy człowiek. Stąd taki pomysł, by założyć centrum rehabilitacji dla wojskowych. To był czas, gdy w Ukrainie zaczęła się reforma systemu Ministerstwa Ochrony Zdrowia. Zgodnie z zapisami nowych ustaw opiekujemy się nie tylko wojskowymi, ale i cywilnymi osobami. Oczywiście opieka nad wojskowymi jest dla nas priorytetem. Poza tym, jak tylko mamy możliwość, to pomagamy i osobom cywilnym. Wraz z wydłużającym się czasem wojny rośnie zapotrzebowanie na tego typu usługi. W ostatnim czasie, od 24 lutego ubiegłego roku, razem z usługami ambulatoryjnymi uruchomiliśmy opiekę stacjonarną. Zajmujemy się wojskowymi, rannymi, z różnego rodzaju kontuzjami, którzy potrzebują rehabilitacji, ale również adaptacji do życia cywilnego.
Pomagają w powrocie do codzienności
– Jesteśmy na sali, gdzie odbywa się rehabilitacja wojskowych i cywilnych osób – mówi Aleksander Koźluk, zastępca dyrektora Oddziału Ekonomicznego. – Dzisiaj nasi cudotwórcy wcielają się w rolę terapeutów, fizjoterapeutów. Pomagają pacjentom w rehabilitacji i adaptacji, w powrocie do codzienności.
– Pomagam ludziom w powrocie do codzienności – mówi Tatiana Tkaczuk, fizjoterapeutka i terapeutka zajęciowa. – Są to osoby niepełnosprawne w różnym stopniu. Niestety, nie wszystkim możemy pomóc w pełnym powrocie do dawnej sprawności, ale możemy pomóc w adaptacji do życia cywilnego. Tak, by ktoś mógł np. pojechać wózkiem inwalidzkim do sklepu na zakupy, przygotować sobie jedzenie, zaparzyć herbatę, zmienić ubranie.
Centrum rehabilitacji pomogło kilku tysiącom ludzi
– Od początku istnienia centrum rehabilitacji pomogło kilku tysiącom ludzi. Miejscowym i tym, którzy docierają tutaj z innych rejonów Ukrainy. Mamy wojskowego z Mariupola – dodaje Igor Hnetnow.
CZYTAJ: Młodzi pacjenci z Ukrainy otrzymują pomoc w Łęcznej [ZDJĘCIA]
– Jak zaczęła się wojna, wyjechałem z mamą do Lwowa – opowiada Ohmusz Oleksy z Mariupola. – Później mama wyjechała za granicę, a ja rozpocząłem służbę. Na początku byłem we Lwowie, potem pojechałem do obwodu charkowskiego. Walczyliśmy pod Kupiańskiem, pod Kramatorskiem. Byliśmy też na granicy rosyjsko-ukraińskiej w Sumach. Wreszcie dotarliśmy do Bachmutu. Stacjonowaliśmy tam już około miesiąca, gdy zostałem ranny w nogę. Nie chcę mówić o szczegółach, ale wtedy zginęło dużo moich przyjaciół. Zacząłem pełzać w kierunku garażu, koledzy z różnymi zranieniami też tam zdążali. Siedzieliśmy tam ponad godzinę. Cały czas pod obstrzałem. W którymś momencie załamałem się i myślałem, że już po mnie, po nas, że nie ma dla nas ratunku. Przez radio poprosiliśmy o ewakuację. Samochód przyjechał tylko do rzeki, mostu już nie było. Dalej nie mógł, a my leżeliśmy w tym garażu i cały czas prosiliśmy o pomoc. Zdążyliśmy przed ruskimi. Pełzaliśmy do rzeki, potem przeprawa w bród i zawieźli nas do szpitala.
Poszukują różnych rozwiązań
– Poszukujemy różnych rozwiązań, metod, jak pomóc osobie w byciu samodzielnym. Niektórym pacjentom wystarczy 14 sesji z rehabilitacji, niektórzy muszą raz na rok to powtarzać. Były takie sytuacje, kiedy osoba z wózka inwalidzkiego przechodziła na kule. I to już był sukces. Często dużo zależy od samej osoby, od jej chęci i motywacji – wyjaśnia Tatiana Tkaczuk.
– Czuję się dobrze, ale żeby wrócić na front, muszę być całkowicie zdrowy, żeby dobrze wykonywać swoje obowiązki. Żołnierz ma na sobie sporo amunicji i inne rzeczy, które mają swoją wagę. Jak tylko dojdę do odpowiedniego poziomu ze zdrowiem, wrócę do swoich chłopaków. Psychicznie jestem gotowy. Przed wojną mieszkałem w Mariupolu, gdzie wszyscy rozmawiali po rosyjsku, a niektórzy czuli się Rosjanami. Oni weszli do mojego kraju, zabrali moje miasto, zabili moich ludzi, zniszczyli ziemię i mój dom – to jest dla mnie motywacja do walki – dopowiada Ohmusz Oleksy.
– To co tu widzicie, to podziękowania od wojskowych. To są prezenty od naszych pacjentów trafiających tu na rehabilitację. To jest flaga Ukraińca z Brygady Powietrznodesantowej. Trafił do niewoli. Był u nas na rehabilitacji, a później wrócił na wojnę i był w „AzowStal”. Ten żołnierz jest z Wołynia, z Łucka. Ma na imię Borys. Walczył pod Mariupolem, a teraz jest w niewoli. Mamy nadzieję, że niedługo wróci do Ukrainy i będzie kontynuował rehabilitację u nas. Mocno czekamy na niego. A to jest flaga bojowa naszego lekarza z rehabilitacji. Ma on na imię Aleksander. Walczył w wojnie od 2015 r. na wschodzie Ukrainy. Krótki czas pracował w naszym centrum i od 24 lutego jako paramedyk wojskowy walczy na wschodzie Ukrainy, czyli wrócił na wojnę. Miałem możliwość być naczelnikiem służby medycznej pułku „Azow” w latach 2014-2015. Przekazywałem pomoc wojskowym. Pomagałem również w zmianie norm medycyny taktycznej na standardy NATO. I tę flagę przywiozłem właśnie stamtąd – tłumaczy Igor Hnetnow.
“Pomagamy wszystkim, nie odmawiamy nikomu”
– Na dzień dzisiejszy mamy codziennie około 100 osób wojskowych. Inne osoby to cywile z Łucka. W ciągu miesiąca pomoc otrzymuje około 300 osób. Pomagamy wszystkim, nie odmawiamy nikomu. Nasi fachowcy przechodzili szkolenia w Izraelu czy we Włoszech. Powiem szczerze, poziom naszych specjalistów w tej chwili nie jest gorszy niż w innych państwach europejskich – dodaje Aleksander Koźluk.
– Swoją służbę zaczynałem w Charkowie, potem był Toreck i Bachmut – mówi Mykoła Dydienko z Charkowa. – U nas nazywają to miasto twierdzą. Jest dla nas niezrozumiałe, dlaczego Rosjanie tak walczą o Bachmut. 29 stycznia pod Bachmutem zostałem ranny. Zacząłem obserwować strefę przez kamerę termowizyjną. Był śnieg, słaba widoczność, było tam niebezpiecznie. To była strefa domków prywatnych. Dostaliśmy rozkaz, żeby wchodzić, jakby tam nikogo nie było. Na podwórku ludzie tam mieszkający już byli atakowani przez Rosjan. Nagle poczułem kule w ręce i nodze. Kule cały czas w nas trafiały. Nie było wyjścia, trzeba było się wycofać na plecach.
CZYTAJ: Nie tylko okulistyka. Prof. Robert Rejdak o współpracy z uczelnią ze Lwowa
“Pomaga nam cały świat”
– Wykonujemy również zamówienia dla Ministerstwa Spraw Wojskowych, Ministerstwa Ochrony Zdrowia. Niestety mamy tylko 30 łóżek na oddziale stacjonarnym, sporo nam jeszcze brakuje. Rada miasta i rada obwodu stale nas wspiera. Pomaga nam cały świat – opowiada Aleksander Koźluk.
– Szybciej by szło gojenie się ran, gdyby nie wkręty w nodze i ramieniu. Mam mieć jeszcze jedną operację po ich usunięciu. Czeka mnie z powrotem rehabilitacja. Jestem przygotowany, żeby wrócić do swoich chłopaków i dalej walczyć z agresorem. Poszedłem jako ochotnik walczyć od pierwszego dnia. Musimy walczyć. Bachmut to jest piekło na ziemi – dopowiada Mykoła Dydienko.
Rok temu centrum uruchomiło stacjonarną opiekę dla wojskowych z 30 łóżkami. Do tej pory z pomocy fizjoterapeutów i psychologów skorzystało kilka tys. osób.
W Bachmucie, jak podaje portal i.pl za rzecznikiem Wschodniego Zgrupowania Wojsk Armii Ukraińskiej Sergiejem Czerewatym, Rosja wymienia Grupę Wagnera na wojska powietrznodesantowe i zmotoryzowane. Oddziały ukraińskie prowadzą w tym rejonie rotację i reorganizację.
AP / opr. AKos
Fot. Piotr Piela