Świąteczny koszyk z ziemniakami, obdarowywanie się pisankami czy strzelanie z armat na znak Zmartwychwstania Pańskiego. To tradycje wielkanocne, które z biegiem czasu zniknęły z naszej kultury.
A warto je przypominać i o nich opowiedział naszej reporterce członek Stowarzyszenia Twórców Ludowych, Michał Kowalik.
– Kiedyś na pewno było więcej różnych tradycji, obrzędów. Święta były trochę dłuższe niż teraz. Bo tutaj wchodziło świętowanie Wielkiego Piątku, Wielkiego Czwartku. Wcześniej zaczynały się obchody świąteczne. Teraz głównie się to ogranicza to Niedzieli Wielkanocnej i Lanego Poniedziałku. W Wielką Sobotę to jest głównie tylko święcenie pokarmów, więc to jest takie ograniczone. W Wielki Czwartek w wielu domach starano się nic nie sprzątać. Przygotowywano się tak duchowo na nadejście świąt. Już tego dnia, często przygotowywano pisanki, więc to był taki dosyć rozbudowany obrzęd, gdzie kobiety zbierały się w jednym domu. Zamykały się, żeby nikt im nie przeszkadzał. Mężczyznom nie wolno było wchodzić na ten czas do kuchni, bo jak wierzono to miało przynieść nieszczęście, szczególnie, że kiedyś tych pisanek tworzono bardzo dużo. Jeżeli kobieta robiła te pisanki, to ona robiła je dla siebie, dla najbliższej rodziny. Jeżeli to była panna, to robiła ona pisanki dla swojego wybranka. Im więcej tych pisanek mu ofiarowała, to tym gorętsze było uczucie. Jeżeli ktoś się nie wyrobił, to w Wielki Piątek też robiono pisanki, żeby mieć je na Wielką Sobotę. Uczestniczono w drodze krzyżowej. A w Wielką Sobotę np. w Lublinie była tradycja chodzenia po różnych kościołach, odwiedzania Grobów Pańskich. Oczywiście oceniano walory estetyczne, artystyczne, jaki był przekaz.
Wielka Sobota też się różniła. Teraz idziemy święcić pokarmy z małym koszyczkiem. Wkładamy tam symboliczne rzeczy, a wcześniej chodziło się z większym.
– To był wręcz koszyk, w którym były wszelkie produkty, które można było wyprodukować, dostać i które były uświęcone tradycją. Wkładano np. ziemniaki, które poświęcone miały mieć większą moc i uświęcać inne ziemniaki, które sadzono potem w ogrodzie. Głównie to były produkty, które pochodziły z własnego gospodarstwa. To był ser czy masło. To symbolizowało przyjaźń człowieka ze zwierzętami.
Jak dawniej wyglądała Niedziela Wielkanocna?
– Mamy Liturgię Wielkiej Niedzieli, czyli msza. Były takie tradycje, gdzie strzelano z broni czy armat. To było w dawniejszych czasach, aby uczcić i dać znać światu, że tutaj Jezus Zmartwychwstał. To nie tylko bicie dzwonów, ale też takie głośne tradycje.
A jest jakaś tradycja lubelska, której nie spotkamy w innym regionie?
– Mieliśmy takie obrzędy, które miały przysporzyć urodzaju w gospodarstwie. Taki zwyczaj, który mi się wydał dosyć ciekawy to to, że jeśli wkładano jakieś mięso do koszyczka, to te kości czy resztki z tego mięsa zakopywano w ogrodzie. Miało to chronić gospodarstwo, dom, zbiory przed nieurodzajem i klęskami.
CZYTAJ: Wielkanocny czas sprzed stu lat. Jak świętowano na lubelskich wsiach?
Dlaczego uważasz, że w ogóle warto podtrzymywać te tradycje, wracać do nich?
– Przede wszystkim to jest element naszego niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Dopóki mamy te swoje zwyczaje, obrzędowość, to dopóty też jest tożsamość kulturowa, która nas definiuje. Jeśli coś zaginęło, to w wielu wypadkach jest też proces niekoniecznie świadomy. Bo wiele osób też w miarę zmieniającego się świata, nie ma czasu na kultywowanie pewnych zwyczajów. Kiedyś były takie tradycje, że bawiono się pisankami. To były też elementy świętowania. Może nie były one takie stricte religijne, podniosłe, ale one tworzyły nastrój. Przypuszczam, że gdyby było więcej tego typu zwyczajów, to te święta Wielkanocne byłyby kojarzone z takim uroczystym świętowaniem i może byłyby na równi ze świętami Bożego Narodzenia.
Jedną z najważniejszych tradycji wielkanocnych jest święcenie pokarmów w kościele, jednak dawniej ksiądz sam objeżdżał domostwa parafian. W końcu XVIII wieku wydano decyzję o błogosławieństwie pokarmów w kościołach.
InYa / opr. AKos
Fot. archiwum RL