80 lat temu w Szarowoli w powiecie tomaszowskim Niemcy dokonali dwukrotnej pacyfikacji wsi. Zginęło wówczas 50 osób, wiele zostało wywiezionych, kilka nigdy nie wróciło do domu. Pamięć o tych tragicznych wydarzeniach w mieszkańcach wciąż jest żywa.
„Wypędzano ludzi z domów jak bydło”
– W roku 1943 moja wieś przeszła kilka tragicznych akcji niemieckich – mówi mieszkanka Szarowoli, członkini zespołu śpiewaczego „Szarowolanki”, Elżbieta Pitura. – 2 lutego zginęło kilkanaście osób, później 13 marca była likwidacja całej rodziny Koszelów. Najgorszym dniem dla mojej wsi był 7 kwietnia 1943 roku.
– Znajdujemy się w miejscu, w którym zgromadzono wszystkich mieszkańców Szarowoli – mówi regionalista Witold Pitura. – Był to tzw. zgon, czyli miejsce, w którym Niemcy zgonili mieszkańców. Mordowano mężczyzn; kobiety i dzieci gromadzono w miejscowej starej szkole.
CZYTAJ: Niemiecka zbrodnia w Szarowoli. Mieszkańcy upamiętnili ofiary dwukrotnej pacyfikacji wsi [ZDJĘCIA]
– Nieopodal był taki dół. Teraz ten teren jest trochę inaczej ukształtowany, ale pierwszy „zgon” naszej ludności był właśnie tu – wskazuje Elżbieta Pitura. – Od rana, od 8.00 do 11.00 Niemcy trzymali tu ludzi, w tym dzieci. Byli w różnym stanie, nawet jeżeli chodzi o ubiór. Niektórzy byli zerwani prosto z łóżka – boso, w koszulach do spania. Wypędzano ludzi z domów jak bydło. Tu ich trzymano. Ludzie nie wiedzieli, co będzie dalej. Dookoła były karabiny maszynowe. Każdy zdawał sobie sprawę, że to może być koniec.
– Mama trzymała mnie na rękach w tej sali szkolnej – opowiada Edward Wawrzusiszyn. – Część ludzi zabrali na roboty do Niemiec, a członków partyzantki do Zamościa. I tyle wiem. Jak wróciłem ze szkoły, paliła się stodoła sąsiada. Ugasili. Do dzisiaj jeszcze stoi ten budynek.
Odwet za działalność partyzancką
– Szarowola była to wieś bardzo dobrze zorganizowana, aktywna, dlatego wyszła stąd iskra partyzancka – zaznacza Witold Pitura. – Niestety za to Niemcy ukarali wieś, pacyfikując, mordując, paląc. Był to odwet za aktywne działania partyzanckie, w które włączyli się mężczyźni z Szarowoli.
– Druga pacyfikacja to okrążenie wsi w nocy – mówi Jarosław Joniec, prezes Tomaszowskiego Towarzystwa Regionalnego. – Według różnych relacji w partyzantce miał być szpieg (partyzant radziecki albo volksdeutsch), który po jakimś czasie przygotował listy proskrypcyjne. Kiedy osławiony szef żandarmerii z Tomaszowa przyjechał tu ze swoimi ludźmi, wiedział, kogo szukać. Czytano listę, kto ma się stawić. Jeżeli nie było tej osoby, wyczytywano kolejnych z rodziny. Przeszukiwano całą wieś. Wieś została podpalona z dwóch stron. Ci, którzy byli na listach, byli wyłapywani i aresztowani.
– Młodych, zdrowych zabrano do Niemiec na roboty. Starców, dzieci i kobiety – dzięki Bogu – wypuszczono do domu, żeby gasili pożar – mówi Elżbieta Pitura. – Partyzantów i osoby, które były przeznaczone do pracy w Niemczech, pędzono w kierunku Tomaszowa. W Rogóźnie były już ciężarówki, które czekały na partyzantów. Zabrano ich na Rotundę do Zamościa. Tych do robót popędzono do Bełżca do wagonów i odwieziono ich. Część wróciła. Ludzie uciekali, ryzykując życie. Oni nie wiedzieli, gdzie jadą – czy jadą do pracy, czy do obozów koncentracyjnych. Wiedzieli, że takowe są i tam czeka ich śmierć. Dlatego ryzykowali i wyskakiwali z tych pociągów. Część wróciła piechotą, szli nocą lasami.
– Po tym, jak Niemcy wyrazili zgodę na grzebanie ciał (przez kilka dni był zakaz), część ciał pochowano na miejscowym szarowolskim cmentarzu. Reszta osób spoczywa na cmentarzu w Tomaszowie Lubelskim – dodaje Witold Pitura.
– Łącznie w tych dwóch pacyfikacjach i wydarzeniach, czyli pacyfikacji rodziny Koszelów, zginęło ponad 50 osób. Zostali zabici lub wywiezieni najprawdopodobniej najpierw na Rotundę do Zamościa, później na Majdanek. Los kilku osób w ogóle nie jest znany. Ale zakładamy, że ci, którzy nie wrócili, zginęli. W przypadku kilku osób nie wiemy, gdzie są ich ciała – mówi Jarosław Joniec.
„Pamięć trwa w sposób zadziwiający wśród kolejnych pokoleń”
– Wieś podniosła się. Mimo tak tragicznych wydarzeń, stanęliśmy na nogi i szybko nastąpiła odbudowa – podkreśla Witold Pitura. – Jest to teren leśny. Szybko odbudowano domy drewniane, w bardzo ciężkich warunkach, ale ludzie nie mieli zbyt dużych wymagań.
– Ta pamięć trwa w sposób zadziwiający wśród kolejnych pokoleń. Zaskoczyła mnie też wyjątkowa solidarność między ludźmi. Myślę, że mogła się odrodzić ze względu na te wydarzenia – wskazuje Jarosław Joniec.
– Od ponad 40 lat, odkąd zbudowano u nas kościół, co roku była msza święta w intencji poległych. Chodzi o to, by ta lekcja historii była przekazywana kolejnym pokoleniom. Ja nie byłam uczestniczką tych wydarzeń, ale wiem o tym z opowieści mojej mamy, babci, cioci i sąsiadów. Chcemy przekazać to następnym pokoleniom. Ludzie żyją wśród nas, dopóki trwa pamięć p nich – dodaje Elżbieta Pitura.
POSŁUCHAJ: Mariusz Kamiński „Zgon w Szarowoli”
Pamięć pomordowanych w 1943 roku mieszkańcy Szarowoli uczcili w niedzielę (02.04) podczas drogi krzyżowej. Uczestnicy uroczystości złożyli także kwiaty i zapalili znicze pod imienną tablicą upamiętniającą ofiary.
AP / opr. WM
Fot. Piotr Piela