Specjaliści alarmują, że coraz więcej osób bez wykształcenia medycznego próbuje leczyć. Stosowanie się do ich rad może mieć poważne konsekwencje dla zdrowia, a nawet życia.
– Ten problem narasta. Zwraca się do mnie bardzo wiele osób, które ujawniają kolejne nieprawidłowości – mówi profesor Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS. – Chodzi tutaj o ludzi, którzy nie mają żadnych uprawnień medycznych do udzielania porad, do leczenia, którzy po kilkumiesięcznych kursach otwierają tzw. gabinety. One się bardzo różnie nazywają – holistyczne, leczenie energią; są też naturopaci, którzy leczą ludzi i zalecają im różne środki. Spotkałam się na przykład z bardzo karygodnym postępowaniem podawania dziecku rozcieńczonego płynu Lugola w przypadku zakażenia rotawirusem.
Medycyna alternatywna jako ostatnia deska ratunku
– Bardzo często leczymy pacjentów czy próbujemy pomóc pacjentom, którzy są w stanie ciężkim, czasami terminalnym lub po prostu u kresu swojego życia z powodu choroby, najczęściej jest to choroba nowotworowa, czasami choroby genetyczne – mówi prof. Mirosław Czuczwar, kierownik II Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. – Czyli wtedy, kiedy medycyna nie ma takim chorym już nic do zaoferowania poza bardzo ważną opieką paliatywną. Niestety bardzo często rodziny pacjentów w takich stanach nie akceptują nieuchronności tego, że zbliża się koniec życia bliskiej osoby. W takich sytuacjach zwracają się właśnie w stronę osób, które nie dysponują wykształceniem medycznym. To bardzo często osoby przypadkowe, ale obiecują zdecydowanie więcej niż lekarze, niż nowoczesna medycyna. Bardzo często kończy się to w taki sposób, że pacjenci są wypisywani z oddziałów, zatrzymywane jest leczenie paliatywne.
CZYTAJ: „Pojedzie do ośrodków w całym województwie”. Okobus zdiagnozuje mieszkańców regionu
– Rzeczywiście w ostatnim czasie widzimy wysyp tego zjawiska, że osoby, które nie są uprawnione do leczenia, diagnozowania czy rehabilitacji, podejmują się tego – przyznaje dr Grzegorz Pietras, wiceprezes Lubelskiej Izby Lekarskiej. – Czasem, gdy próbujemy z tym walczyć jako Izba Lekarska, widać, że nasze prawo jest bardzo pobłażliwe. Sprawy, które są ewidentne, często bywają traktowane przez wymiar sprawiedliwości jako mało szkodliwe społecznie.
– Jako przykład można podać bardzo kontrowersyjne, medialne sprawy, typu zagłodzenie dziecka na śmierć mlekiem kozim – mówi prof. Mirosław Czuczwar. – To miało być leczenie. Zdarzyło się to kilka lat temu, chyba w okolicy Nowego Sącza. Słyszymy o sytuacjach, kiedy na przykład rodzina jest poinstruowana przez takiego znachora czy uzdrowiciela, że należy odstawić leczenie przeciwnowotworowe i zacząć podawać witaminę C. Słyszymy też o skrajnych przypadkach, że trzeba wypisać dziecko z białaczką ze szpitala, wyhodować mu kołtun, po czym ten kołtun spalić i rozsypać popioły przy kapliczce i to ma pomóc. Takie historie są spotykane nagminnie. Uważam, że oprócz tego, że są medialne i ciekawe, bo wszyscy lubią się pośmiać z cudzej głupoty – czasem trudno się nie uśmiechnąć – należy pamiętajmy, że to są ludzkie tragedie. Za każdym takim przypadkiem stoi tragedia. Na ogół, jak rodzina pacjenta zorientuje się, co zrobiła, na co się zdecydowała, to jest już za późno.
Metody alternatywne mogą pomóc, ale nie powinny zastępować leczenia
– Dopóki oni nie negowali medycyny tradycyjnej albo kiedy wspomagali terapie, to nie byli groźni – zauważa dr Grzegorz Pietras. – Oni stają się groźni, kiedy zaczynają zastępować, medycynę i odciągać naszych pacjentów od niej. Myślę, że pierwszy krok to byłaby rozmowa z lekarzem – czy wolno mi pójść na takie zabiegi, czy mogę zastosować taką dietę? Większość lekarzy chętnie odpowie na takie pytania, nie zawsze negatywnie. Są takie rzeczy z pogranicza alternatywnej medycyny, jak przeróżne diety czy zabiegi, nagrzewanie, błota. Tak, one też mogą czasem pomagać. Nie można powiedzieć, że to wszystko jest zakazane.
CZYTAJ: Niebezpieczna lekowa „moda”. Skutki uboczne mogą być bardzo poważne
– Pamiętajmy, że z każdym rokiem medycyna ulega szybkiemu rozwojowi – zaznacza psycholog dr Milena Marczak. – Pojawiają się nowe teorie, leki i terapie, natomiast inne sposoby leczenia są negowane i usuwane. Jest to zupełnie normalne i naturalne. My jako pacjenci nie nadążamy za tymi zmianami i zwykle wolimy, gdy porady medyczne są dla nas proste i zrozumiałe. Nie lubimy skomplikowanych pojęć i analizowania wielu aspektów naszego zdrowia jednocześnie. Zwykle oczekujemy prostych i szybkich rozwiązań.
Trudności w dostępie do lekarzy potęgują problem
– Szukamy czasem pomocy z ciekawości, czasem bo chcemy komuś zaimponować, ale bardzo często niestety także dlatego, że zawiedliśmy się medycyną tradycyjną – wskazuje Grzegorz Pietras. – Powody mogą być różne: bo źle przekazano nam wiedzę, nie możemy doczekać się skutków terapii, są bardzo długie kolejki. Powodów jest bardzo wiele. Poza tym u nas każdy pacjent chciałby od razu pójść do specjalisty, a tych specjalistów mamy mało. Lekarze są przepracowani, bo każdy pracuje na 2, 3 czy 4 etatach. Kolejki są duże i to też jest powód, dla którego ludzie szukają alternatywnych metod.
CZYTAJ: Lampy UV do paznokci uszkadzają DNA i powodują mutacje
Lekarze zwracają uwagę, że problem stanowią także koledzy po fachu, którzy stosują niesprawdzone naukowo metody leczenia. W przypadku wątpliwości warto zasięgnąć dodatkowej opinii lekarskiej.
LilKa / opr. WM
Fot. pixabay.com