Fenomen tej włoskiej grupy zadziwia nie tylko mnie. Niby nic nowego – trochę The Killers, trochę Franza Ferdinanda i jeszcze paru innych grup, które miały swoje pięć minut, a jednak jest coś, co powoduje, że ostatnio to chyba najbardziej pożądany towar na rynku muzycznym. Trzeci album kwartetu w karierze, a pierwszy zaśpiewany prawie w całości po angielsku, przynosi 17 piosenek zgrabnie napisanych, zaaranżowanych, a także przyzwoicie zaśpiewanych. Ale czy to wystarczy, aby na dłużej zagościć na rynku muzycznym? Mam poważne wątpliwości – wbrew temu, co napisał jeden z krytyków, że „wpływ Måneskin na przemysł muzyczny wydaje się być długotrwały”. Pożyjemy, zobaczymy!
AM