Dom dla dzieci i rodzin zastępczych z Ukrainy powstał w Lublinie. Docelowo ma pomieścić około 40 osób, na razie zakwaterowanych jest ich 27.
– Wciąż posiadamy 14 wolnych miejsc – informuje koordynatorka Domu dla dzieci SOS Wioski Dziecięce w Lublinie, Natalia Tołuczko. – Jedna z rodzin, które przyjechały, ma trójkę rodzonych dzieci i siedmioro pod opieką. A druga ma dwoje adoptowanych i ośmioro pod opieką. Jest jeszcze trzecia rodzina, która ma dwoje dzieci adoptowanych. Kiedy przyjeżdżają rodziny od samego początku pomagamy im z dokumentami, z umieszczeniem dziecka w szkole, z lekarzem. Pomagamy od pierwszego dnia, bo to dla nich nowy obszar i nie wiedzą, jak tu postępować.
– Czujemy się tu bezpieczniej. Kiedy byliśmy w Ukrainie, martwiliśmy się nie o siebie, a o dzieci – mówi Elizaweta Marginec, matka dziesięciorga dzieci. – One nie do końca zdają sobie sprawę z tego, co się dzieje. Kiedy alarm przeciwlotniczy się zaczynał, od razu sprawdzałam, ile samolotów leci, ile mają rakiet, z której strony lecą. Bardzo się bałam. A dzieci tego nie widzą, chcą biegać, bawić się. One nie chcą czekać trzech godzin, aż alarm się skończy. Zawsze bardzo się martwiłam. A tu takich alarmów nie ma. Kiedy wiem, że w Ukrainie jest ogłoszony alarm, martwię się, modlę się, ale wiem, że moim dzieciom nic się nie stanie, one są bezpieczne – dodaje.
– Najpierw trzeba było załatwić sprawy administracyjne, przygotować do zamieszkania budynek, który był wcześniej biurem. Musiał on spełniać przepisy przeciwpożarowe i standardy higieny, być przytulny. To takie szczegóły, które zajęły kilka miesięcy. Dzieci mają tu też miejsce do nauki i zabawy. Staraliśmy się stworzyć dla nich taki świat, w którym mogą czuć się bezpiecznie – stwierdza Natalia Tołuczko.
– Kiedy dowiedziałem się, że musimy jechać, chciałem przede wszystkim wesprzeć mamę. Wiedziałem, że ojciec będzie cały czas się przemieszczać – z Ukrainy do Polski, z Polski do Ukrainy. Chciałem być dla mamy prawą ręką. Moje rodzeństwo mówi, że bardzo mu się w Lublinie podoba, nie ma alarmów ani wybuchów – mówi jeden z młodych mieszkańców domu.
– Jesteśmy otwarci na potrzeby rodzin czy domów dziecka. Pozostajemy też w kontakcie z lokalnymi instytucjami. Jeśli pojawiają się rodziny, które potrzebują nowego domu, jesteśmy w gotowości – zapewnia Adam Jaszczuk, dyrektor programu SOS Wiosek Dziecięcych Lublin.
– Rodzice zastępczy mają te dzieci po sześć-osiem lat. Wprowadzają je w życie, pokazują, że jest piękne – opowiada Natalia Tołuczko. – Jedna z pań opowiadała, że kiedy jechali do granicy i zaczęło się bombardowanie, rodzice starali się zachować spokój, pokazać, że jest wszystko w porządku, żeby dzieci w żaden sposób się nie martwiły. I my też chcemy zachować podobny spokój i dla rodziców, i dla dzieci, żeby wiedzieli, iż warto o nich dbać. Bo zasługują na to – dodaje.
Pani Elizawieta wraz z mężem w 2021 za swoje działanie dostała ukraińską nagrodę Rodzina Roku.
Dom dla dzieci i rodzin zastępczych z Ukrainy został stworzony przez Stowarzyszenie SOS Wioski Dziecięce. Wesprzeć organizację można, przekazując 1,5 procent podatku.
InYa / opr. ToMa
Fot. Iwona Burdzanowska