Paczki pełne m.in. kredek, małych pluszaków, koszulek dziecięcych i środków pierwszej pomocy za dwa tygodnie zawiozą polscy misjonarze do Kenii. W Zamościu trwa zbiórka darów dla afrykańskich uczniów w miejscowościach Kinna i Kinanduba.
– W tych miejscowościach warunki do życia są dość trudne, brakuje finansowania, leczenie jest bardzo drogie. Dlatego razem z parafią pw. św. Brata Alberta w Zamościu od kilku lat jesteśmy tam obecni – mówi dyrektor Katolickiej Szkoły Podstawowej im. Ojca Pio w Zamościu, ks. Mariusz Skakuj. – Mamy na co dzień projekt adopcji na odległość, ok. 200 uczniów, których wspieramy bezpośrednio: zakup żywności, podstawowych środków. To są rzeczy, które robimy. Teraz to będzie rozszerzone. Do tej pory latałem sam, teraz leci nas pięcioro. To ponad 200 kg samych darów, które planujemy przekazać.
CZYTAJ: Uczniowie zamojskiej szkoły ze wsparciem dla rówieśników z Afryki
– Pakujemy rzeczy, które zostały przyniesione przez dzieci z naszej szkoły – mówi Ewa Wolanin, koordynator szkolnego wolontariatu misyjnego w Katolickiej Szkole. – Stworzymy z tych darów paczki, które dostanie każde dziecko. Każde z nas zabiera dodatkowe walizki, mamy wykupiony dodatkowy bagaż. Jest konieczność podzielenia tego chociażby z tego powodu, że nie będziemy mieć na pewno 200 opakować kredek czy gumek. Trzeba tak to podzielić, żeby żadnemu dziecku nie zabrakło.
– Można przynosić różne rzeczy, na pewno wszystkie będą dla dzieci miłym prezentem – mówi Ania. – Są zeszyty, zabawki, kredki, cukierki – dodaje.
– Zabieramy też drobny sprzęt medyczny, choć słowo „sprzęt” to chyba za dużo powiedziane, bo będą tam też maści, środki przeciwbólowe – podkreśla ks. Mariusz Skakuj. – To o tyle ważne, że w Kinna przy szkole dla ok. 500-1000 osób funkcjonuje taki mały punkt medyczny, bardzo kiepsko wyposażony. Dlaczego tak ważne jest doposażanie go w kwestie edukacyjne? Otóż najbliższy szpital jest jakieś 60 km dalej, przy czym medycyna jest niestety tak skonstruowana w wielu miejscach w Kenii jako takie zaplecze pomocy, że za usługi i pobyt w szpitalach trzeba płacić. Jeżeli rodzic zdecyduje się, a w wielu wypadkach musi zawieźć dziecko do takiego dużego ośrodka, to niestety jest to równe temu, że dziecko nie będzie dalej uczestniczyło w edukacji, dlatego że rodziców może być na to nie stać.
– Pomagam, ponieważ te dzieci mają gorsze warunki, wszystko jest droższe i nie tak dostępne jak u nas – mówi Maja.
– Jeżeli zawozimy pierwszą pomoc i zostawiamy jakieś środki na miejscu, bo tam jest lekarz, osoba, która to dawkuje, to zapewniamy szeroko rozumianą edukację przez to, bo dzieci otrzymują pomoc medyczną na miejscu – mówi ks. Mariusz Skakuj.
– Pomagać jest bardzo łatwo. Wystarczy jakąś swoją nieużywaną rzecz dać. Każdy może pomóc, nawet zwykły ołówek cieszy, albo kiedy ktoś sam coś zrobi – mówi Nina.
– Na chwilę obecną na pewno ok. 8 tysięcy dolarów, które uda się zabrać ze sobą wyłącznie na zakup jedzenia. Łatwo mówić o edukacji, ale jak nie ma jedzenie to robi się kiepsko. Chcemy pomagać na miejscu. To jest to, co robimy – podkreśla ks. Mariusz Skakuj.
Zbiórka darów trwa do końca tygodnia. Pudełka są ustawione w sekretariacie szkoły przy ul. Sikorskiego oraz w tzw. „małej szkole” znajdującej się przy parafii Brata Alberta w Zamościu.
Do Kenii polecą także gadżety Polskiego Radia Lublin.
AP/ opr. DySzcz
Fot. AP/ nadesłane