Taternicy, którzy zginęli w lawinie w słowackich Tatrach, pochodzili z lubelskiego środowiska wspinaczkowego. Byli doświadczonymi wspinaczami, wspinali się od wielu lat, należeli do klubu wysokogórskiego.
Lubelskie środowisko wspinaczkowe pogrążone jest w bólu i poczuciu straty.
– Lawina śnieżna, która ich porwała, najprawdopodobniej spadła samoistnie – powiedział wspinacz i edukator Tatrzańskiego Parku Narodowego Tomasz Zając.
W Dolinie Staroleśnej, gdzie doszło do tragicznego wypadku, jest wiele zamarzniętych wodospadów tworzących tak zwane lodospady.
– Te lodospady znajdują się w żlebach, czyli w swoich naturalnych ciekach. Są to miejsca także szczególnie narażone na schodzenie śnieżnych lawin. Śnieg, który był zgromadzony powyżej ich ścieżki wspinaczkowej, najprawdopodobniej samoczynnie zjechał w dół zabierając ze sobą wspinaczy – wyjaśnił Zając.
Polacy byli odpowiednio wyekwipowani i przygotowani do takiej wyprawy. W niedzielę (29.01) po południu w Tatrach zaczął wiać wiatr, który jest czynnikiem sprzyjającym wyzwalaniu lawin. Zarówno w polskiej jak i słowackiej części Tatr obowiązuje drugi stopień zagrożenia lawinowego.
Do tragicznego wypadku doszło na Lodospadzie Grosza w Dolinie Staroleśnej w słowackich Tatrach. Ratowników z Horkskiej Zachrannej Słuzby (HZS) wezwał na pomoc telefonicznie jeden ze wspinaczy. Został on również porwany przez lawinę, ale zdołał się sam uwolnić spod śniegu. Nie mógł jednak odnaleźć swoich dwóch współtowarzyszy. Przy pomocy detektorów lawinowych ratownikom HZS udało się zlokalizować obu zaginionych wspinaczy. Niestety na ratunek było już za późno.
Ratownicy pomogli ocalałemu Polakowi zejść do Starego Smokowca. Ciała dwóch wspinaczy przetransportowano na dół.
MaK / PAP / opr. WM / PrzeG
Fot. pixabay.com; infografika: Maciej Zieliński / PAP