– Mieliśmy świadomość, że balansujemy na granicy życia i śmierci – powiedziała wolontariuszka Grażyna, która straciła nogę w wybuchu pocisku, wioząc pomoc humanitarną w Bachmucie na Ukrainie. Od wtorku (11.01) razem z drugim rannym wolontariuszem jest na leczeniu w Samodzielnym Publicznym Szpitalu Klinicznym nr 4 w Lublinie.
CZYTAJ: Polscy wolontariusze ranni w Ukrainie pod okiem specjalistów z lubelskiego szpitala
Nauczycielka akademicka z Krakowa i wolontariuszka krakowskiego Stowarzyszenia Klika Grażyna w nagraniu przesłanym do mediów w środę powiedziała, że razem z wolontariuszem Kamilem przyjechali do położonego niedaleko linii frontu Bachmutu w piątek (06.01).
Pojechaliśmy z prezentami dla dzieci
– Pojechaliśmy z pomocą humanitarną, prezentami dla dzieci, kutią – stwierdziła wyjaśniając, że w piątek wypadały prawosławne święta Bożego Narodzenia. – To był nasz czwarty wyjazd do Bachmutu, bo od jakiegoś czasu żyjemy na Ukrainie, wspierając osoby z niepełnosprawnością, dzieci i seniorów – powiedziała.
Jak podała, część pomocy rozładowali w pierwszej ogrzewalni tzw. puncie niezłomności w Bachmucie. Następnie udali się do drugiego punktu. – Tylko co otworzyliśmy bagażnik auta i zaczęliśmy się przymierzać do wypakowywania, przyleciał pocisk – podobno moździerzowy. Uderzył około 30 m od nas w blok mieszkalny, a my oberwaliśmy odłamkami – powiedziała.
CZYTAJ: Dwoje rannych w Ukrainie Polaków trafiło do szpitala w Lublinie
Ogromny huk i błysk
– Pamiętam każdą jedną sekundę tego, co się stało. Ogromny huk i błysk. Przewróciłam się momentalnie na ziemię. To była ogromna siła. Poczułam jak zaczyna ze mnie wypływać krew – zrelacjonowała. Dodała, że w lewej nodze czuła ogromny ból, a w prawej nic. – Zastanawiałam się, czy umieram – przyznała.
Po wybuchu – wspomniała – trafiła do punktu pierwszej pomocy w Bachmucie, gdzie została opatrzona i otrzymała znieczulenie. Następnie została przewieziona do szpitala w Pawłogradzie w środkowo-wschodniej Ukrainie. Tam przeszła operację. 10 stycznia – po 18-godzinnej podróży karetką – trafiła do szpitala w Lublinie.
Jestem szczęśliwy, że żyjemy
Opiekun osób niepełnosprawnych z Myślenic i wolontariusz stowarzyszenia Klika Kamil powiedział, że na Ukrainie był od 7 marca 2022. Jak zrelacjonował, zanim spadł pocisk, wszedł do samochodu, żeby podawać z niego żywność. Wtedy nastąpił wstrząs, został rzucony do przodu auta i ogłuszony. Kiedy wyszedł z pojazdu zobaczył leżące osoby i dużo krwi. Opanował się i przystąpił do udzielania Grażynie pomocy. – Było ciężko. Nie da się tak łatwo otrzymać pomocy w Bachmucie. To jest praktycznie front. Bardzo długo leżeliśmy tam na ziemi. Przez 10-20 minut nie dało się uzyskać pomocy – powiedział.
Zrelacjonował, że dwa koła w ich samochodzie były zniszczone. Na szczęście – dodał – przyjechał ambulans. Po wybuchu spędził noc w Bachmucie. Później dzięki pomocy jednego z wojskowych udało mu się załatwić koła do samochodu i dołączyć do Grażyny w Pawłogradzie, skąd dotarli do Lublina.
Jak przyznał, podczas wybuchu został raniony odłamkiem, który jest tak mały i wszedł tak głęboko, że razem z lekarzami postanowili go nie ruszać. – Jestem szczęśliwy, że żyjemy – powiedział.
Anestezjolog w Bachmucie obiecał mi, że za rok będę tańczyć
Grażyna zauważyła, że to przytomność Kamila ją uratowała. – Anestezjolog w Bachmucie obiecał mi, że za rok będę tańczyć i to jest mój plan na najbliższy czas – przyznała. Dodała, że cały czas jest na mocnych lekach przeciwbólowych.
Pierwszy raz do Ukrainy przyjechała w lipcu 2022 roku i spędziła tam łącznie cztery miesiące. Do Bachmutu i na pierwszą linię frontu – zastrzegła – na pewno nie wróci, ale chciałaby nadal pomagać na Ukrainie.
– Dopóki tam będą najsłabsi potrzebujący, ta pomoc będzie z mojej strony zadeklarowana – powiedział Kamil. Nawiązując do przeżyć z Bachmutu zauważył, że jadąc tam z Grażyną mieli na sobie kamizelki kuloodporne, hełmy, ale znaleźli się w złym miejscu i czasie. – W każdej chwili możesz zniknąć, zostać ciężko ranny. Strach nie jest paraliżujący. On przypomina ci, żeby wszystko było pod kontrolą, żeby rozglądać się, gdzie możesz uciec – wyjaśnił.
Zdaniem Grażyny wolontariusze wybierający pomoc na Ukrainie muszą mieć pełną świadomość ryzyka. – Cały czas mieliśmy świadomość, że balansujemy na granicy życia i śmierci, że to, czy coś się wydarzy czy nie to jest loteria – stwierdziła.
Bachmut to jest piekło
– Bachmut to jest piekło. Bardzo mnie uderzyło, że spotkaliśmy ogrom ludzi z niepełnosprawnością intelektualną. Znacznie więcej niż statystycznie być powinno – powiedziała. Jak wyjaśniła, takie osoby często są uwięzione w domach, bez dostępu do wody. Nie potrafią same sobie zorganizować ewakuacji, mało kto jest zainteresowany przyjmowaniem ich u siebie, dlatego tam zostają.
Ranni wolontariusze przebywają na Oddziale Ortopedii i Traumatologii SPSK nr 4 w Lublinie. Grażyna straciła na Ukrainie część nogi. Lekarze walczą o uratowanie drugiej.
Stowarzyszenie Klika z Krakowa wspiera osoby z niepełnosprawnością w Ukrainie, dostarczając im żywność, pomagając w ewakuacji, odwiedzając i starając się aktywizować społeczność lokalną.
RL / PAP / opr. ToMa
Fot. nadesłane