Festiwal Dwa Brzegi to nie tylko filmy, ale także spotkania, w tym również literackie. W Galerii Klimaty w Mięćmierzu odbyło się spotkanie ze słynnym poetą Bohdanem Zadurą (na zdj.) zorganizowane przez Wschodnią Fundację Kultury i redakcję kwartalnika „Akcent”.
Spotkanie z poetą, zatytułowane „Bohdan Zadura. Niemilknąca cisza” skupiło się na jego najnowszym wydawnictwie, „Wiersze zebrane. Tom czwarty”. Wpasowało się też w obchodzony w tym roku jubileusz 80. urodzin Bohdana Zadury. Z poetą rozmawiał Maks Wieczorski.
– Kiedy słyszę słowo cisza, kojarzy mi się z tytułem mojego tomu wierszy, z tytułem poematu „Cisza”, który się zaczyna od linijki: „Nie miej mi za złe, że nie piszę, lecz jak tu pisać w taką ciszę”. Przez ten poemat cisza kojarzy mi się z (nieżyjącą już dziennikarką Radia Lublin – red.) panią Danutą Bieniaszkiewicz, która jest dla mnie takim wzorcem redaktorki radiowej starej daty. To pani, która była bardzo mądra, bardzo kulturalna, bardzo sympatyczna. Ona mnie trochę oswoiła z mikrofonem. Była bardzo wyrozumiała, bo kiedyś zaproponowała mi nagranie audycji „Zapiski ze współczesności”. A ja wtedy byłem mało mówiący. I żeby jakoś podołać z tym zadaniem, to sobie napisałem to, co miałem wspominać z tej współczesności. Pani Danuta popatrzyła nam nie uśmiechnęła się i powiedziała: „Nie wiem, czy to się uda, spróbujmy”. Spróbowaliśmy. Po czym odsłuchała i powiedziała: „Niestety słychać, że to jest czytane, nie mówione”. Nagrywaliśmy drugi raz. To poszło, dostałem zapis tego nagrania, ale do dzisiaj nie odsłuchałem tej audycji – śmieje się Bohdan Zadura.
Zastanawiam się nad aspektem tego, na ile może sobie pozwolić poeta, który już osiągnął w swoim życiu bardzo wiele?
– Myślę, że może sobie pozwolić na nie pisanie wierszy. Sam piszę bardzo rzadko. Mam rozpoczęty 10 lat temu taki poemat, który zostawiłem na trochę. Pomyślałem, że to – używając języka nowych czasów – taki ostatni duży projekt poetycki, więc się nie spieszyłem z jego kończeniem, ale myślę, żeby trzeba było to do jakiegoś końca doprowadzić. To straszliwa kobyła – ze 100 stron długimi wersami. Myślę też, że taki poeta nie powinien sobie pozwalać na pisanie złych wierszy. A jak się pisze przez sześćdziesiąt kilka lat, to się wie, czym rożni się dobry wiersz od złego. Dobry wiersz nie może być, w którym po przeczytaniu pierwszej linijki wiem, jak się skończy. Nie może być takim wierszem, po przeczytaniu którego mam wrażenie, że już pięć takich czytałem – mówi Bohdan Zadura.
A z czego wynika potrzeba pisania wierszy?
– Myślę, że w różnych kategoriach wiekowych różnie to wygląda. Pamiętam, że gdy miałem kilkanaście lat, bardzo chciałem być poetą. I wtedy, kiedy przez parę dni nie napisałem żadnego wiersza, był to dramat może większy niż te, które w tych młodzieńczych wierszach usiłowałem zawrzeć. A potem już nie ma tego ciśnienia, tak że nawet się pozwala umykać pomysłom na wiersz, nie mając z tego powodu poczucia winy. I paradoksalnie w młodości właściwie wiedziało się, co się chce napisać. Pierwsze sonety pisałem, nie mając świadomości, że to sonety, dopiero mi któryś przyjaciel po piórze to powiedział. Ale potem wiedziałem, czy chcę napisać sonet, czy oktostych. Natomiast później przychodzi rozpoznanie, że każdy wiersz ma swoją idealną formę i to, co można powiedzieć w wierszu białym czy w wierszu wolnym, tego nie da się powiedzieć w wierszu rymowanym – wyjaśnia Bohdan Zadura.
Patrząc na pańską poezję i na to, jak przetwarza pan wydarzenia, które dzieją się na świecie, chociażby wojnę w Ukrainie, widać, że rzeczywistość codzienna jest dla pana ważna. Jaka powinna być ta relacja poety z rzeczywistością?
– Przyszła mi kiedyś do głowy taka myśl, nieskromnie powiem, że chyba dość błyskotliwa, iż wolałbym starzeć się bardziej niż moje wiersze. A tu wydaje mi się, że jest trochę odwrotnie. Takim kryterium dobrego wiersza, jakie kiedyś miałem, było to, żeby przeszedł próbę 10 lat. Wydawało mi się, że jeśli wiersz po 10 latach będzie się nadawał do czytania i robił na kimś wrażenie, że już właściwie osiągnęliśmy społeczną wieczność. Kiedy przy okazji pracy nad czwartym tomem „Wierszy zebranych” musiałem wrócić w korekcie do wierszy z 2008-2012 roku, ze smutkiem stwierdziłem, że one się prawie wcale nie zestarzały. Nie chciałbym wpadać w lament i wyrzekać na współczesne czasy, ale w okolicach roku 2004 wydawało mi się, że należę do pokolenia, które wygrało na loterii. Wreszcie świat poszedł w tę stronę, w którą powinien iść. Natomiast niewiele trzeba było czasu, żeby to wszystko się poszło „rzeźbić”, mówiąc delikatnie i poetycko – dodaje Bohdan Zadura.
MW / opr. ToMa
Fot. Piotr Michalski / archiwum RL
Pliki dźwiękowe
Z Bohdanem Zadurą rozmawiał Maks Wieczorski











