17.08.2025 Borszcz Ukraiński po Lubelsku – ikona na szkle

img 1654 2025 08 15 002718

Anna Kovalova: 

Dlaczego w górskich wsiach brakowało ikon i jak radzili sobie z tym mieszkańcy? Dowiedzą się Państwo już za chwilę. Witam, przy mikrofonie Anna Kovalova.

Miałam okazję uczestniczyć w warsztatach pisania ikon na szkle – barwnych, ludowych obrazów, które dawniej stawiano w oknie, by chroniły dom i rodzinę. Nie tworzyli ich mistrzowie, lecz zwykli ludzie, malując święte postaci wśród kwiatów i zwierząt. Powstawały z tego, co było pod ręką, a ich intensywne kolory i złote zdobienia miały dodawać otuchy i radości. Więcej o tym opowie Khrystyna Chyr, instruktorka sztuki ludowej.

Khrystyna Chyr:

To jest typowa ikona ludowa, której nie malowali żadni mistrzowie, tylko po prostu zwykli ludzie. Dlaczego tak było? Ponieważ w górach nie było wielu kościołów czy cerkwi, więc musieli radzić sobie sami. Przykładali wzór do okna i w taki sposób rysowali ikony. Taka ikona ludowa była bardzo popularna zarówno w Polsce, jak i w Ukrainie. W domach mieli specjalny kącik, gdzie stało dużo ikon z różnymi świętymi. W ten sposób ludzie chcieli zapewnić sobie opiekę. Oczywiście Kościół ani cerkiew tego nie pochwalały — nazywano to „bohomazem”. Jest nawet taka historia z polskich gór, że pewien ksiądz zmusił wszystkich mieszkańców, aby jednego dnia pozbierali te ikony i po prostu zrzucili je na ostre skały do rzeki. Wszystko wtedy się potłukło, a przez długi czas w rzece można było znaleźć kawałki szkła. Trochę smutne, bo choć nie uznawano tego za prawdziwą ikonę, ludzie naprawdę wierzyli i chcieli się w ten sposób modlić do Boga.

Uczestniczka 1:

Maluję ikonę Świętej Rodziny na szkle — bardzo mi się to spodobało, to ciekawa technika. Lubię szkło, lubię ikony. Chciałam poznać tę technikę i zobaczyć, jaki będzie efekt całości. Wymaga to rzeczywiście dużo czasu i wysiłku. Wiem, że będzie we wrześniu będą kolejne warsztaty, więc już jestem trochę przygotowana. Myślę, że następnym razem pójdzie mi szybciej. Może przygotuję się sama, może wybiorę własny wzór. Jeśli będę miała możliwość — na pewno skorzystam.

Anna Kovalova:

Czy są na przykład miejsca w Ukrainie albo w Polsce, gdzie można zobaczyć, jak kiedyś wyglądała ikona na szkle?

Khrystyna Chyr:

Tak, w Ukrainie zachowało się ich całkiem sporo. Najlepiej można je zobaczyć w różnych skansenach, na przykład w Kijowie, w Muzeum Pyrogowie, albo we Lwowie w Skansenie „Szewczenkowski Gaj”. Są też teraz szkoły, gdzie profesjonalnie uczy się malowania ikon na szkle. Jest wielu mistrzów — można ich spotkać na przykład na festiwalu w Lublinie „Re:tradycja”, gdzie można też kupić takie ikony. Podobnie w Polsce jest to dość popularne, a także w Słowacji i Czechach, ponieważ tradycja ta najbardziej rozwinęła się tam, gdzie są góry.

Uczestniczka 2:

Kolorystyka jest idealna, letnia, po prostu wesoła. Trochę przypomina Matkę Bożą Zielną. Bardzo mi się podoba, będę kontynuować w domu.

Uczestnik 3:

To jest ikona Świętego Jerzego, który zabija smoka — tak mi się wydaje. Niewiele mam do powiedzenia, bo to narzeczona wybrała mi wzór. Może ze względu na tego białego konia.

Anna Kovalova:

Co jest charakterystyczne dla ukraińskiej ikony na szkle? Czy jest jakaś różnica między polską a ukraińską?

Khrystyna Chyr:

Tak naprawdę nie ma dużej różnicy między polską a ukraińską ikoną na szkle. Charakterystyczne jest jednak to, że jest w nich dużo kolorów — zawsze były radosne. Często pojawiało się „złotko”. Oczywiście nie było to prawdziwe złoto, bo skąd ludzie mieliby je wziąć, skoro w kościołach do ikon używano prawdziwego złota? Korzystali więc z tego, co mieli pod ręką. Złoto i srebro były dość powszechnie stosowane. Oprócz samej postaci na ikonie, wokół pojawiało się dużo ornamentów roślinnych i zwierzęcych — bo to właśnie otaczało ludzi na co dzień i było dla nich ważne. Dbali o to, żeby rośliny rosły, a zwierzęta żyły, bo od tego zależało ich życie.

Anna Kovalova: 

Warsztaty były bardzo interesujące i przy okazji ja też napisałam własną ikonę. Moją, ludową ikonę mogą Państwo zobaczyć na załączonych zdjęciach. Dziękuję Państwu za dziś, do usłyszenia za tydzień Anna Kovalova.

Fot. nadesłane

Exit mobile version