Żar tropików

dlonokladka 2024 12 28 144843

Kiedy wakacje marzeń stają się koszmarem, nie puszczaj mojej dłoni – to slogan jak ze slashera, którym komiks Nie puszczaj mojej dłoni (wyd. Non Stop Comics) jednak nie jest. Jest natomiast rasowym kryminałem, komiksem noir, trawiącym proces dochodzeniowy w sprawie zaginięcia pewnej kobiety.

Podejrzanym jest jej mąż, wszystko wskazuje na niego; jeśli zacierał ślady, to robił to wyjątkowo nieudolnie; jeśli miał być niewidzialny, to tu też nawalił, bo widziały go oczy całej obsługi hotelu, w którym doszło do zaginięcia. Mimo to obstaje przy tym, że niczego złego nie zrobił. Kiedy jednak ucieka wraz z nieletnią córką, policjantka prowadząca śledztwo wyrabia sobie o nim konkretną opinię, ale ruszając tropem poszukiwanego, wystawia ten konkret na próbę…

CZYTAJ: Stachanowiec poleciał w kosmos. Polsko-japońskie przymierze komiksowe

Elementy tej płynnej detektywistycznej układanki sączą się jak paracetamol z kroplówki – powoli, ale efektywnie; czasem, kiedy zaczynają płynąć zbyt wolno i czytelnik błaga w myślach o przyspieszenie, na ratunek przybywają autorzy, którzy kilkoma sprawnymi kadrami przywracają naturalny bieg akcji. Ten album ma w sobie fantastyczne scenerie – wyspa, na której rozgrywają się te mocne wydarzenia, to takie tropikalne sanatorium marzeń, spokojne, na ustroniu, a jednak potrafiące zapewnić rozrywki.

Nie puszczaj mojej dłoni jest trochę jak Żar tropików, ale Nick Slaughter ma tu siwe włosy i brodę, jest deko starszy i jeszcze bardziej wyluzowany – ten poboczny do grającej pierwsze skrzypce policjantki bohater wielokrotnie kradnie show i ma kilka najlepiej narysowanych w albumie scen.

Często czytając lub oglądając dzieło, w którym do rozwiązania jest zagadka, na pewnym etapie odbioru tego dzieła stwierdzamy, że „ja wiedziałem, że tak będzie”. Tutaj czegoś takiego nie doświadczyłem. Komiks, który zaczyna się jak prosty detektywistyczny film, nabierając rozpędu łapie kilka poważnych zwrotów akcji, aż wreszcie sensownie i w miarę logicznie się kończy. Przegadanie wychwyciłem w jednym miejscu, cała reszta – płynie, jak trzeba.

Piękne scenerie, bardzo dobre rysunki, porządnie przyprawiony scenariusz. Nie mam porównania z literackim pierwowzorem, ale komiksowa adaptacja Nie puszczaj mojej dłoni robi duże wrażenie. Dla fanów adaptacji Michela Bussiego, którym przypadły do gustu wydane w Polsce w 2020 roku Czarne nenufary, ten album także powinien być świetną detektywistyczną jazdą bez trzymanki.

CZYTAJ: Zielony horror i rodzinna obyczajówka. Autorki Monstressy zaskakują

DySzcz

Fot. materiały wydawcy

Exit mobile version