Dziś (08.07) przypada 44. rocznica wydarzeń zwanych Świdnickim Lipcem. W 1980 roku pracownicy Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego „PZL-Świdnik” zatrzymali produkcję. Głównym powodem była podwyżka cen na żywność.
– Musimy pamiętać o ówczesnym głębokim kryzysie ekonomicznym, który zaczął doskwierać Polakom – mówi dr Marcin Dąbrowski z Oddziałowego Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej w Lublinie. – Wiązało się to przede wszystkim z narastającymi trudnościami w zaopatrzeniu, zaspokojeniu codziennych potrzeb, wydłużającymi się kolejkami, w których godzinami trzeba było stać za podstawowymi artykułami. I na to nałożyła się „operacja”, podjęta przez rządzących w postaci podwyżki cen na niektóre artykuły żywnościowe. Z rana 8 lipca 1980 roku taką operację przeprowadzono w stołówkach i bufetach Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego „PZL-Świdnik”. Pracownicy, którzy poszli tam z rana, na początku przerwy śniadaniowej stwierdzili dość sporą podwyżkę cen. Średnio to było około 60 procent, co wywołało oczywiście reakcję. Strajk zaczął się już w czasie przerwy śniadaniowej i do południa stanęły praktycznie wszystkie wydziały fabryki.
Strajk inny niż wszystkie
– Myślę, że na uwagę zasługuje fakt, że wszystko odbyło się za bramą zakładu – zaznacza Andrzej Kuchta, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w PZL Świdnik. – Ludzie nie wyszli na zewnątrz. Poniekąd może było to podyktowane doświadczeniami poprzednich wydarzeń w Ursusie, Radomiu, Poznaniu, na Wybrzeżu, gdzie protesty były krwawo tłumione i gdzie ginęli ludzie. U nas to wszystko odbyło się za bramami zakładu, stacjonarnie w firmie. Przez to może udało się te strajki przeprowadzić w taki sposób, że nie było ofiar śmiertelnych.
– Trzeba pamiętać, że żyliśmy wówczas w państwie totalitarnym – przypomina Marian Król, przewodniczący Regionu Środkowo-Wschodniego NSZZ „Solidarność”. – I władza była uzbrojona, miała czołgi, samoloty, a ludzie doprowadzili siłą ducha (czyli biernym oporem wobec ówczesnej władzy) do przemian społeczno-politycznych. Możemy mówić, że przez okres naszej działalności, którą rozpoczęliśmy 44 lata temu, przez tych, którzy walczyli o wolność, nie została wybita nawet jedna szyba .
Robotnicy ze Świdnika dali nową siłę reszcie kraju
– Myślę, że też znamienne są słowa śp. Anny Walentynowicz – dodaje Andrzej Kuchta. – Powiedziała, że ludzie na Wybrzeżu i w innych ośrodkach robotniczych, gdzie wcześniej protesty zostały krwawo stłumione, nie mieli odwagi, żeby ponownie zaprotestować. Te wydarzenia zapoczątkowane tutaj, w Świdniku, kontynuowane później na całej Lubelszczyźnie, dały nową siłę robotnikom do upomnienia się o swoje prawa, swoją godność i wartości.
– Wydarzenia sprzed 44 lat dały do zrozumienia ówczesnej władzy, że trzeba szukać innych rozwiązań i porozumień – zauważa Marian Król. – Ale jednocześnie władza była wtedy na tyle zaskoczona, że podpisała w Świdniku pierwsze porozumienie, które – jak później oceniono – było wielkim błędem, ponieważ fala roszczeń poszła na całe województwo. I odwaga ówczesnych świdnickich ludzi, pracujących w PZL Świdnik, była tym fundamentem, kamieniem węgielnym wszystkich przemian, jakie się w 1980 roku rozpoczęły w naszej ojczyźnie.
– Powstał masowy, niezależny od władzy ruch związkowy, który w tamtych warunkach totalitarnego czy autorytarnego państwa, stał się wytrychem społeczeństwa wobec władz, w celu odzyskania swobód obywatelskich. Władza wymykała się komunistom z rąk i wiemy, co zrobił generał Jaruzelski. Na polecenie Moskwy przygotował brutalny stan wojenny. Ale do tego momentu przez te 16 miesięcy, było to wielkie zbiorowe doświadczenie Polaków, jeżeli chodzi o wolność. Represje wprowadzone przez Jaruzelskiego 13 grudnia 1981 roku w postaci stanu wojennego nie były w stanie cofnąć przemian dokonanych w świadomości, w umysłach Polaków. Dlatego potem skończyło się to 1989 rokiem – dodaje dr Marcin Dąbrowski.
CZYTAJ: Zdobyli szczyt żeby pokonać nowotwory. Strażacy na Śnieżce
Według danych NSZZ „Solidarność” podczas „Lubelskiego Lipca 80” przeciwko ówczesnym komunistycznym władzom zaprotestowało co najmniej 160 zakładów i około 80 tysięcy pracowników.
InYa / opr. LisA
Fot. Piotr Michalski / archiwum