Fotografia w naszym domu była królową sztuk pięknych. Właściwie fotografie były wszędzie, łącznie z podłogą – wspominają w rozmowie z PAP.PL córki jednego z najbardziej cenionych polskich fotografików, zmarłego w 2003 r. Edwarda Hartwiga, Ewa Hartwig-Fijałkowska i Danuta Hartwig-Saulewicz.
Z Lublina do stolicy
Jak wspomina Hartwig-Fijałkowska, gdy ojciec szykował wystawę czy zdjęcia do albumów, układał zdjęcia na podłodze mieszkania Hartwigów w Al. Jerozolimskich 31, gdzie jednocześnie znajdowała się jego pracownia. W ten sposób postępował też, susząc zdjęcia mniejszych formatów, by się wyprostowały. – Rzucało się je na podłogę, także trzeba było bardzo uważnie chodzić. Śmiałam się, że ojciec depcze swoją pracę – żartuje.
Edward Hartwig był artystą wszechstronnym, łączył w pracach fotografię i grafikę, jego zainteresowania były bardzo szerokie, obejmowały zarówno pejzaż, jak i portret, fotografię teatralną, architekturę… Początki jego pracy artystycznej ściśle wiążą się z Lublinem, w późniejszych latach przeniósł się do stolicy. – W pewnym momencie ojcu po prostu zrobiło się za ciasno w Lublinie, więc zdecydował się na wyjazd do Warszawy. Mieszkanie wydawałoby się, że było duże, jak na tamte czasy, bo miało 94 metry kwadratowe, ale 2/3 jego powierzchni zajmowała pracownia – opowiadała córka Hartwiga.
CZYTAJ: 20 lat temu zmarł fotografik Edward Hartwig [ZDJĘCIA]
– Spałyśmy z siostrą w dużym pokoju, na rozkładanej amerykance. Jednocześnie tam funkcjonowało atelier, ojciec przyjmował gości i ich fotografował. Jedno okno było na stałe zaciemnione, bo światło, jak ojciec portretował, było niewskazane. Wszędzie były rozłożone statywy, aparaty czy olbrzymi bęben do suszenia zdjęć – opisywała Hartwig-Fijałkowska. – Ciemnia była zajęta właściwie dzień i noc, bo ojciec miał stale jakieś pomysły. Duże powiększenia po naświetleniu ojciec wywoływał ręcznie, w specjalnych uchwytach, przesuwał taką rolkę w tę i z powrotem, a później te zdjęcia były płukane w łazience – odsłania kulisy pracy mistrza fotografii jego córka.
– Nie było dnia, żeby ojciec nie fotografował, nawet jak szedł po zakupy, to brał do kieszeni aparat. Kiedyś wybierał się do brata na cmentarz, jechał tramwajem i zobaczył poszarpane plakaty, więc przerwał podróż, wrócił do domu po aparat i tak zaczął fotografować kolor – opisuje jeden z przypływów natchnienia Hartwiga.
Żona Hartwiga poświęciła karierę dla rodziny
Żona Edwarda Hartwiga i matka sióstr, Helena, również była artystką-fotografką, brała udział w krajowych i międzynarodowych konkursach fotograficznych, zyskując duże uznanie. – Jest takie powiedzenie, że za sukcesem każdego mężczyzny stoi kobieta i w tym wypadku też tak było. Nasza mama poświęciła karierę dla rodziny, a ojciec piął się w górę, ale zrobiła to świadomie – powiedziała Ewa Hartwig-Fijałkowska.
Trudno określić, ile fotografii wykonał w trakcie całego życia Hartwig. – Porządkowałam archiwum ojca, częściowo segregowała je mama, to była syzyfowa praca, bo on, jak każdy artysta, nie był dokładny, tylko wszystko się jakoś kręciło. Tematyka była bardzo różnorodna: teatr, tata fotografował wszystkie premiery w Warszawie, ale też w Polsce, interesował go też m.in. pejzaż, Warszawa – można powiedzieć, że pobił rekord, jeżeli chodzi o liczbę wykonanych fotografii. Co najważniejsze, nigdy się na nikim nie wzorował, po prostu robił to, co mu mówiła własna intuicja – podkreśla.
Dom Hartwigów był otwarty dla innych artystów
Przez mieszkanie Hartwigów przewinęła się cała plejada gwiazd kultury i sztuki, bywała u nich m.in. aktorka Kalina Jędrusik, prezenterka telewizyjna Irena Dziedzic, filmowiec Leonard Zajączkowski czy pisarz Jan Parandowski. – Myśmy bardzo kochały to miejsce, było bardzo dużo ciekawych ludzi, zawsze żeśmy podglądały, jak ktoś przychodził. Jak miałam 16-17 lat ojciec poprosił, żebym mu pomagała przy zdjęciach, kazałam np. kobietom, patrzeć wyżej, bo oczy wtedy były większe, piękniejsze – wspomina Hartwig-Saulewicz.
W tej samej kamienicy, poniżej mieszkania Hartwigów, działała słynna kawiarnia Kopciuszek, gdzie lubili spotykać się przedstawiciele świata kultury. Wieczorami po takich spotkaniach artyści odwiedzali dom Hartwigów. – Adolf Dymsza bardzo lubił przychodzić. Pamiętam też Tadeusza Olszę, także masę innych aktorów – wspomina Hartwig-Saulewicz.
Córki zapamiętały, że Edward Hartwig był duszą towarzystwa. – Wszyscy ojca uwielbiali, był bardzo wesoły, kontaktowy i kochał kobiety – powiedziała Danuta Hartwig-Saulewicz, która była modelką ojca. – Tata bardzo lubił mnie fotografować, muszę się pochwalić, np. zrobił mi piękne zdjęcie w naszym saloniku, a w Jugosławii zawijał mnie w prześcieradła i fotografował na tle drzew – te zdjęcia były pokazywane w Zachęcie – opowiada.
CZYTAJ: Spacer po Lublinie śladami fotografii Edwarda Hartwiga
Także jej koleżanki z Londynu chętnie pozowały jej ojcu… do aktów. – Jedna z nich miała futro z małp. Jest takie zdjęcie: ona stoi tyłem, a z boku jest to futro z małp, takie poszarpane. To robi niesamowite wrażenie. Na innym zdjęciu z jej siostrą panie tańczą nago, ojciec zrobił takie małe odbiteczki z daleka. Przepiękne zdjęcie! A one były takie dumne, że mogą pozować mojemu ojcu! – wspomina Hartwig-Saulewicz.
A Hartwig-Fijałkowska przywołuje inną fotografię, która jeszcze nie ujrzała światła dziennego: – Zastanawiałam się, czy ją pokazać. To bardzo odważne zdjęcie, wykonane przez ojca samowyzwalaczem. On stoi w ubraniu, w czarnym płaszczu, a przed nim stoi modelka. – Tak też mam to zdjęcie w domu. To właśnie moja przyjaciółka z Londynu – dopowiada jej siostra.
Edward Hartwig chciał zostać malarzem, a zdjęcia nazywał “obrazami fotograficznymi”. – Malarstwa uczył się prywatnie, ponieważ w Lublinie nie było żadnej szkoły plastycznej. Zachowały się jego trzy obrazki, które wiszą u mnie w domu. Nie mogę krytykować, bo przecież to dzieła ojca i wspaniała pamiątka, ale myślę, że dobrze, że wybrał zdjęcia, bo w malarstwie nie doszedłby do tego, co osiągnął w fotografii – podsumowuje w rozmowie z PAP.PL córka artysty.
PAP / RL / opr. LisA
Fot. archiwum