„Strach wyjść z domu”. Watahy dzików na lubelskich osiedlach

pexels alexasfotos 7202364 2024 05 16 184631

Watahy dzików błąkają się po lubelskich osiedlach. Spacerujące stada spotykają mieszkańcy nie tylko peryferyjnych dzielnic.

„Zagrożenie jest bardzo realne”

Najbardziej jednak na bliskie sąsiedztwo dzików narzekają mieszkańcy okolic Zalewu Zemborzyckiego. 

– To okropny problem – przyznają. – Dziki niszczą wszystko, zniszczyły uprawy, płoty. Mieszkam tu od 50 lat i nigdy nie było dzików. Kto by się nie bał? Chwytam się wszelkich sposobów, żeby jakoś je odstraszyć. Poprzywiązywałyśmy takie osłonki, żeby do nas nie weszły. Jesteśmy w mieście. Kiedyś widziałam tu 6 dużych odyńców, tam z kolei siedlisko ma locha z 12 młodymi.

Jak zwraca uwagę przyrodnik i myśliwy Andrzej Tomasiak, dzik może stanowić niebezpieczeństwo dla człowieka.

– Mamy dzika w środowisku miejskim, gdzie znajduje dla siebie bardzo dogodne warunki. Ma tutaj schronienie, jedzenie i jest względnie bezpieczny. Bezpieczny jest dzik, ale niekoniecznie my jako mieszkańcy miast – zaznacza Andrzej Tomasiak. – Zagrożenie jest bardzo realne. Dzik to zdecydowanie niebezpieczne zwierzę. Dziki miejskie stają się co do zasady niebezpieczne, a to z tego względu, że poprzez stałe obcowanie z człowiekiem zatracają przed nim lęk. One się nas nie boją. A dzik jest bardzo silnym i bardzo agresywnym zwierzęciem.

CZYTAJ: Przyroda w roli głównej. Od piątku festiwal w Ogrodzie Saskim [ZDJĘCIA]

Istnienie problemu zauważa także radny Rady Miasta Lublin Piotr Popiel.

– Mieszkańcy bardzo często wskazują, że boją się o własne dzieci, o własne zdrowie, bo tych dzików jest naprawdę bardzo dużo – mówi radny. – Przemieszczają się całymi watahami, po kilkanaście, a nawet i kilkadziesiąt sztuk. Zwróćmy uwagę, że dzieci dochodzące do Szkoły Podstawowej nr 30 z ul. Janowskiej, Parczewskiej, Rąblowskiej muszą przejść przez – jakże przepiękną – dolinę rzeki Bystrzycy, ale niestety bardzo często spotykają się z dzikami.

– Ten, kto tu mieszka, zatrzymuje się, bo stoi stado dzików – dodają mieszkanki. – Samochody też czekają, aż dziki przejdą, dopiero wtedy mogą przejechać. Strach wyjść z domu. Tu się już nie da żyć. Wieczorem jak one wychodzą, to my już nie wychodzimy.

Co może zrobić w tej sytuacji miasto?

Miasto ma swoje metody działania w wypadku pojawienia się zagrożenia ze strony dzików.

– Myśliwi nie mogą zrobić kompletnie nic, ponieważ tereny miejskie nie są miejscami do polowania – zaznacza Andrzej Tomasiak. – One są wyłączone z gospodarki łowieckiej, z obwodów łowieckich. Natomiast włodarze miast mają pewne możliwości. W oparciu o decyzje administracyjne redukcja tych dzików w mieście nie stanowi polowania. Dziki w miastach mogą być usuwane na dwa sposoby – poprzez odłownie, czyli są chwytane w odpowiednie urządzenia, i poprzez odstrzał redukcyjny.

– Wydział Zieleni i Gospodarki Komunalnej realizuje odłów redukcyjny dzików do odłowni mobilnych – mówi Blanka Rdest, dyrektor Wydziału Zieleni i Gospodarki Komunalnej Urzędu Miasta w Lublinie. – Realizujemy również rozpowszechnienie wśród mieszkańców repelentów, czyli takich substancji zapachowych odstraszających dziki. Obecnie w okresie letnim z uwagi na bardzo bogatą dostępność pożywienia dla tych zwierząt ten odłów do mobilnych klatek jest wstrzymany do okresu jesiennego ze względu na jego niską skuteczność.

CZYTAJ: Zagłosuj na Cuda Polski. Trzy nominacje dla Lubelskiego [ZDJĘCIA]

Populacja dzików wzrasta w bardzo szybkim tempie.

– Przyrost zrealizowany dzika, czyli to, jak ta populacja wzrasta każdego roku, wynosi od 200 do 400 procent. Każdorocznie, w zależności od warunków – zaznacza Andrzej Tomasiak. – A szczególny wpływ na to mają uprawy kukurydzy. W kontakcie z ziemią na tym ziarnie wytwarzają się mykotoksyny. Jest to rodzaj grzyba, który zjadany wraz z ziarnem przez dziki wpływa na ich stymulację hormonalną, co sprzyja znacznie wcześniejszemu dojrzewaniu płciowemu. Kiedyś dziki do rozrodu dochodziły dopiero ok. 3. roku życia. Natomiast teraz, w związku ze zmianami w rolnictwie, z dostępem do ziaren kukurydzy, które są zainfekowane mykotoksyną, już nawet roczne dziki są w stanie wyprowadzić miot.

– Odbieramy do kilkudziesięciu – ok. 20-30 – zgłoszeń rocznie – informuje Blanka Rdest. – Z racji tego, że mamy już 9 mobilnych odłowni, nasz odłów redukcyjny jest z roku na rok coraz skuteczniejszy. W tamtym roku udało nam się odłowić ok. 140 sztuk zwierząt z miasta.

– Mamy lisy, mamy sarny, mamy dziki, wszystko mamy – dodaje mieszkanka Lublina.

W przypadku spotkania z dzikiem, człowiek, jeśli nie został przez zauważony przez zwierzę, nie powinien wykonywać gwałtownych ruchów, lecz spokojnie się oddalić. Jeśli dzik nas dostrzeże, najlepszym wyjściem jest stanąć w bezruchu. Ucieczka może sprowokować zwierzę do ataku, a biegnie on z prędkością nawet 10 metrów na sekundę.

PaSe / opr. WM

Fot. pexels.com

Exit mobile version