W 27 gminach w województwie lubelskim zarejestrowano tylko po jedynym kandydacie na wójta lub burmistrza – informuje lubelska delegatura Krajowego Biura Wyborczego. W całej Polsce wybory bez kontrkandydatów odbędą się w 412 gminach.
Jakie ma to znaczenie podczas samych wyborów?
ZOBACZ: Samouczek wyborczy 2024 dotyczący wyborów samorządowych
Coraz więcej wyborów bez konkurencji
W poprzednich wyborach samorządowych pojedynczych kandydatów na wójtów, burmistrzów czy też prezydentów miast zarejestrowano w 329 gminach w całej Polsce. W tym roku takich gmin jest o 83 więcej. Większość z tych kandydatów zgłosiły komitety wyborcze wyborców, natomiast 103 należy do partii politycznych.
O konkretnych przypadkach z naszego regionu mówi Piotr Czajkowski z lubelskiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego: – W powiecie lubelskim z takich gmin mamy: Głusk, Jabłonnę, Krzczonów, Strzyżewice, Wojciechów i Wysokie. W powiecie puławskim: Janowiec, Kurów i Żyrzyn – wylicza Czajkowski. – Widać tu tendencję wzrostową. Kiedyś były to przypadki jednostkowe, a teraz mamy ich już kilkadziesiąt.
Pragmatyzm i czysta kalkulacja
Jak twierdzą eksperci, przyczyny rosnącej tendencji do wyborów bez jakiejkolwiek rywalizacji jest kilka. – Jedną z nich jest pragmatyzm i czysta kalkulacja – uważa dr Wojciech Maguś, politolog z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. – Kandydaci, którzy ewentualnie myśleliby o starcie w wyborach, oceniają swoje szanse i widzą, że są one małe wobec tych osób, które dotychczas pełniły te funkcje. Stwierdzają więc, że nie warto podchodzić do tej rywalizacji wyborczej, nie opłaca się wydatkować na nią energii i innych zasobów. Stąd odpuszczają te wybory. Pojawiają się jeszcze inne wytłumaczenia. Istniejąca polaryzacja, podział na dwa obozy – obecnie rządzących w kraju i tych, którzy sprawowali w nim władzę przez poprzednich 8 lat – powoduje, że część ludzi, która miałaby chęć stanąć w szranki wyborcze, stwierdza, iż ta przestrzeń polityczna nie jest dla nich.
Czy wobec tego można mówić o pewnej korozji demokracji? – To zbyt mocne określenie, bo znajdziemy wiele gmin, w których startuje jeden kandydat, a gdzie wszystko jest dobrze poukładane, wójt prowadzi dialog z mieszkańcami i ich słucha. I w zasadzie większość mieszkańców aprobuje aktywność wójta, dlatego nie zgłaszają się konkurenci. Decydują się oni na „zagospodarowanie” swojej osoby w innych rolach, a nie w wyborach, które w zasadzie już na starcie są dla nich przegrane – stwierdza dr Wojciech Maguś.
Wygrana niekoniecznie w kieszeni
Jeśli tylko jedna osoba zdecyduje się na ubieganie się o fotel wójta, burmistrza czy prezydenta miasta, niekoniecznie ma wygraną w kieszeni. – Kiedy jest jeden kandydat, podczas głosowania otrzymamy kartę, na której jest jego nazwisko i obok niego po lewej stronie mamy dwie rubryki: „tak” lub „nie”. Zaznaczając jedną z tych opcji deklarujemy się, czy jesteśmy za tym kandydatem, czy przeciw – wyjaśnia Piotr Czajkowski.
W przypadku gdy kandydat otrzyma powyżej 50% głosów zdobywa upragniony urząd. A co jeśli wybory nie pójdą po jego myśli. – W tym wypadku ruch należy do nowo wybranej rady gminy czy miasta, która w takiej sytuacji będzie wybierała wójta. Procedura jest taka, że co najmniej 1/3 radnych zgłasza kandydata na wójta, burmistrza czy prezydenta. Wtedy na sesji rady gminy następuje głosowanie jawne. Jeśli większość radnych zagłosuje za kandydatem, wtedy wójt zostaje wybrany w takiej „dogrywce” – informuje Piotr Czajkowski.
Czyli ci, którzy nie mają z kim walczyć o wybór na wójta czy burmistrza, nie mogą być do końca pewni wygranej. Przynajmniej w teorii.
Wybory samorządowe odbędą się 7 kwietnia. Głosowanie w drugiej turze tam, gdzie to będzie potrzebne, zostanie przeprowadzone 21 kwietnia.
MaTo / opr. ToMa
Fot. archiwum