Krocząca we mgle jak Tańczący z wilkami? Trochę tak, tylko zamiast Kevina Costnera zaprzyjaźniającego się z Indianami mamy ogrzycę przygarniętą do siostrzańskiej społeczności wiedźm.
Przysłowie głosi, że „kto boi się liści, nie chodzi do lasu”, a w lesie panuje mroczna Mgła, która niszczy wszystko, co znajdzie w zasięgu. Temperamentna ogrzyca ma na pozbycie się tej Mgły pomysł. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że w okolicy czają się reprezentujący stary i brutalny porządek faceci, którzy zamiast rozsądnego korzystania z dobrodziejstw magii i rozkoszowania się naturą wolą obcować z ludźmi przy pomocą broni palnej, ściągniętych brwi i zakazanych mord.
Stephane Fert stworzył komiks siostrzeński, utrzymany w baśniowej stylistyce i pięknej palecie barw. Dzieje tu się dużo, wiedźmy mają sporo przygód, również tych związanych z codziennością, a niebezpieczeństwo czyha nad rzeczką opodal krzaczka, ale spore znaczenie ma w Kroczącej we mgle (wyd. timof comics) wątek ekologiczny – wiedźmy są samowystarczalne, znają umiar w korzystaniu ze swoich magicznych sztuczek i są świadome tego, że nadużywanie tych dobrodziejstw wpłynie na przyrodę w sposób nieodwracalny. Wyznają i praktykują szacunek do zwierząt, ze świadomością, że każde stworzenie ma swoje miejsce na ziemi.
Krocząca we mgle nagle zostaje wyrwana z tego towarzystwa i wchodzi na własną drogę – a jako że jest to tom pierwszy, to droga ta będzie pewnie dość długa i kręta. Jest jak Tarzan, odciągnięty od małp. Jak Superman wyrwany z Kryptona. I ma w sobie prawdziwy ogień!
Stephane Fert przyzwyczaił mnie do opowieści zamkniętych w jednym tomie, a tu nagle każe czekać. Na szczęście wszystko w pierwszym odcinku poprowadzone jest na tyle elegancko i wedle prawideł sztuki, że poczekam z wielką chęcią. Oddech rzeczy to odcinek gładko wprowadzający czytelnika w temat, świetnie narysowany i niegłupi.
DySzcz
Fot. GM