Za metr kwadratowy nowego mieszkania w Lublinie trzeba zapłacić około 10 tysięcy złotych – w ujęciu rocznym wzrost cen przekroczył 17% – wynika z danych portalu Expander. Pośrednicy mówią wprost – na spadek cen w 2024 roku liczyć nie można.
Ceny mieszkań osiągnęły rekordowy poziom
Ceny nieruchomości w Polsce przyspieszyły głównie w drugiej połowie ubiegłego roku. To za sprawą rządowego kredytu 2%, który z jednej strony stymulował popyt, ale z drugiej spowodował gwałtowny wzrost cen. To zjawisko, analizując dane z Lublina, potwierdza analityk portalu Expander, Jarosław Sadowski. – Ceny mieszkań bardzo mocno wzrosły i osiągnęły rekordowy poziom 10 tys. złotych za metr kwadratowy. Tyle wyniosła przeciętna cena w grudniu 2023 roku – w porównaniu do poziomu z grudnia 2022 roku, więc w przeciągu 12 miesięcy ceny wzrosły o niemal 18 %. To jest bardzo mocny wzrost.
Deweloper i pośrednik Adam Mirecki zauważa, że wysokie ceny nie odstraszyły klientów dużych mieszkań. – W pierwszej kolejności rozchodzą się błyskawicznie te małe mieszkania, czyli jedno i dwupokojowe. Natomiast w poprzednich latach był okres zastojowy tych dużych mieszkań, czyli mieszkania trzy, czteropokojowe – 70, 80, czy ponad 100-metrowe wiązały się z mozolną sprzedażą. W tej chwili ten zeszły rok pokazał, że to wszystko również sprzedało się bardzo szybko.
Od początku roku 10 tys. zł. to w większości przypadków cena minimalna za metr kwadratowy mieszkania w stanie deweloperskim w Lublinie. Do takich wniosków dochodzi m.in. właściciel innego biura nieruchomości, Andrzej Sterniewski. – Cena aktualnie oscyluje w okolicach 10-11 tys. za metr. Mówię o mieszkaniach położonych w dobrych lokalizacjach blisko centrum. Nowe budynki powstają np. w okolicach al. Kraśnickiej, ul. Nałęczowskiej, również na bliskim Czechowie, czyli po drugiej stronie za al. Solidarności. Górna półka to kilkanaście tys. zł. (ok. 17-18), okolice Al. Racławickich, Wieniawskiej czy Krakowskiego Przedmieścia.
Nie tylko rządowy kredyt odpowiada za wzrost cen
Za ten stan rzeczy ma odpowiadać nie tylko rządowy kredyt. – Bezpośrednimi czynnikami na przykładzie mojej budowy, mojej sprzedaży i myślę, że także innych deweloperów są cztery rzeczy, czyli: wzrost kosztów robocizny, wzrost cen materiałów budowlanych, koszty transportu, czyli paliwo oraz media, woda, prąd, gaz, które są niezbędne do wytworzenia takiego produktu – wylicza Adam Mirecki.
2024 rok stoi pod znakiem zapytania. Z całą pewnością na ceny mieszkań wpłynie program nowego już rządu – kredyt na start. Główne założenia przedstawił Minister Rozwoju i Technologii. Krzysztof Hetman. – Będą wprowadzone limity dochodowe, a jeśli chodzi o procenty, którymi będziemy się posługiwać, to w przypadku gospodarstwa jedno i dwuosobowego to jest 1,5 % i później po pół procenta w dół schodzimy w zależności od wielkości gospodarstwa domowego. Czyli jeśli jest to gospodarstwo trzyosobowe, to jest 1%, jeśli jest to gospodarstwo czteroosobowe, to jest 0,5 %, a pięcioosobowe i większe to jest 0%.
– Zmieni się grupa docelowa, więc część osób, która nie mogła skorzystać z bezpiecznego kredytu, z tego nowego prawdopodobnie będzie mogła – uważa Jarosław Sadowski. – Nie mamy tu ograniczenia wiekowego, z wyjątkiem singli, nie mamy tu też ograniczenia maksymalnej kwoty kredytu. Co prawda opłaty są limitowane tylko do określonej kwoty, ale łączny kredyt można zaciągnąć na dowolną kwotę. Oczywiście ogranicza go tylko zdolność kredytowa.
O tańszych mieszkaniach można tylko pomarzyć?
Adam Mirecki uważa, że o spadku cen zarówno w kontekście nowego programu, jak i sytuacji rynkowej nie ma mowy. – Strach kupujących przed wzrostem cen – to strasznie napędza ceny nieruchomości. Każdy boi się, że będzie jeszcze drożej. Moim zdaniem, nawet jeżeli bańka pęknie, to ceny się zatrzymają, nigdy nie spadną. Doszły do takiego poziomu, że i kupujący i sprzedający przyzwyczaili się do takich stawek. Do tego te czynniki, które wymieniłem, zdeterminują to, że te ceny staną na jednym poziomie. One nie spadną.
Program mieszkanie na start ma działać w drugiej połowie 2024 roku.
W budżecie państwa zabezpieczono na ten cel 500 mln zł. Kwota ta ma wystarczyć na dopłaty dla ok. 50 tys. osób.
FiKar / opr. LisA
Fot. pixabay.com