Dwa zastępy straży pożarnej gasiły samochód elektryczny w Janowie Lubelskim. To czwarty tego typu przypadek na Lubelszczyźnie od 2020 roku, bo właśnie wtedy strażacy zaczęli prowadzić statystyki.
Poszczególne jednostki już zaopatrzyły się w specjalistyczny sprzęt gaśniczy, bo po samym Lublinie aut zeroemisyjnych jeździ ponad 1000.
CZYTAJ: W ferie mniej autobusów na ulicach. Warto wcześniej spojrzeć na rozkład jazdy
Gaszenie małego, dwumiejscowe auta włoskiego producenta trwało 4 godziny i 7 minut. Dla strażaków z Janowa Lubelskiego była to pierwsza tego typu interwencja w historii, ale samochód gasili w miarę standardowo – rozporoszonym strumieniem wody. Problemem była temperatura akumulatorów, która nie może przekraczać 50 stopni Celsjusza – mówi dowódca janowskiej jednostki Piotr Drzymała: – Temperatura odgrywa istotną role w przypadku takiej sytuacji. Kierujący działaniami ratowniczymi zarządził monitoring tej baterii w postaci pomiaru kamerą termowizyjną.
Strażakom nie udało się użyć specjalnej lancy gaśniczej: – Ponieważ pojazd był w fazie pożaru rozwiniętego, nie było przestrzeni między pojazdem a podłożem, nie było tego prześwitu, a ta lanca go wymaga, żeby umieścić urządzenie pod pojazdem – wtedy przy jego pomocy możemy chłodzić baterię pojazdu – dodaje Piotr Drzymała.
CZYTAJ: Wystąpili przeciwko zaborcy. Dziś lublinianie uczcili ich pamięć [ZDJĘCIA]
Prof. Dariusz Zieliński z Politechniki Lubelskiej zwraca uwagę, że w przypadku pożarów aut elektrycznych kluczową rolę odgrywa czas. Nie chodzi nawet o uratowanie samego samochodu, ale życia kierowcy: – 60 do 80 sekund to czas na ucieczkę jeżeli chodzi o samochód elektryczny. Następnie mamy do czynienia z pożarem wysokości ok. 1,5 metra i temperatury 1,5 tysiąca stopni. Czas jest bardzo krótki – mówi prof. Zieliński.
Tego typu przypadki będą coraz częstsze – Andrzej Borowski, zastępca dyrektora Wydziału Komunikacji Urzędu Miasta w Lublinie zwraca uwagę, że liczba aut z napędem zeroemisyjnym rośnie lawinowo: – W roku 2019 było to 179 pojazdów, w 2020 – 260, w roku 2023 przekroczyliśmy już tysiąc pojazdów. W większości są to pojazdy osobowe, autobusów elektrycznych jest ok. 40.
Problem z gaszeniem elektryków dotyczy w większości przypadków samochodów osobowych. To one są wyposażone w łatwopalne baterie litowo-jonowe: – W autobusach króluje bateria litowo-tytanowa. To jest bateria pierwszego wyboru dla wojska i bateria pierwszego wyboru jeśli chodzi o służby medyczne. I to jest tak bezpieczna bateria, że możemy ją nacinać i ona się nie zapali. Ona się zabliźni w tym miejscu i jeszcze działa dalej – mówi prof. Dariusz Zieliński.
CZYTAJ: Domorośli drifterzy pod policyjną lupą. Zatrzymano 10 dowodów rejestracyjnych
W większości przypadków samochody i autobusy elektryczne są i będą gaszone tak, jak ta mała osobówka z Janowa Lubelskiego. Rzecznik prasowy Lubelskiego Wojewódzkiego Komendanta Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie, mł. kpt Tomasz Stachyra przypomina, że w Polsce maty czy koce gaśnicze nie są wykorzystywane do gaszenia aut. Jest za to inne rozwiązanie: – Wiem, że komenda miejska w Lublinie wygrała projekt na zakup takiego kontenera gaśniczego, natomiast jest to jakaś ostateczność, którą w szczególnych przypadkach trzeba by było zastosować w trakcie gaszenia, żeby ograniczyć chociażby zużycie wody. Mamy samochody techniczne, które są w stanie podnieść taki pojazd i umieścić w takim kontenerze.
W całej Polsce takie kontenery są dwa – w skrajnych przypadkach strażacy wykorzystują też te zwykłe, używane przez służby oczyszczania miast.
Strażacy apelują do właścicieli aut elektrycznych o wożenie w osłonie przeciwsłonecznej kart ratowniczych pojazdów. Zawierają m.in. schemat instalacji elektrycznej danego samochodu. Takie karty można za darmo pobrać z Internetu.
FiKar/ opr. DySzcz
Fot. archiwum