Drugi tom X-Statix (wyd. Mucha Comics) jest jeszcze bardziej ekstatyczny niż pierwszy. Peter Milligan i Mike Allred, z pomocą takich mistrzów jak Darwyn Cooke i Paul Pope, konsekwentnie eksplorują superbohaterski szołbiznes. Czytając drugi tom opowieści o młodej i brawurowej drużynie mutantów, w której rotacja jest równie częsta co w dużych rozmiarów call-center, uświadomiłem sobie, jak bardzo osadzony jest on w klasyce, którą świadomie przetwarza. Bo Milligan mruga okiem, mówiąc: „patrz, w latach 60. XX wieku superbohaterom też uderzała sodówa do głowy, Fantastyczna Czwórka z tamtych lat też pragnęła sławy, chwały i wdzięczyła się do kamer”. Ale wtedy był to jedynie kilkukadrowy wątek w jednym z zeszytów, a tu temat zostaje rozbudowany i ukazany od podszewki.
Biurokracja, nieczyste zagrywki, wykorzystywanie supermocy do niecnych celów, spiski, parcie na szkło – tym żyją bohaterowie tego komiksu. Jeśli miałbym wskazać komiks superbohaterski najbardziej osadzony w rzeczywistości, to byłby to właśnie X-Statix. Co więcej, jest to komiks niegłupi, o co w branży superhero niełatwo, oraz dziwny, co w czasach schodzących z taśmy śmieciowych zeszytów jest wręcz na wagę złota.
Peter Milligan, świadomie czy nieświadomie, sięga tu do klimatu, jaki cechował jego starsze dzieła, zrealizowane na początku lat 90. ubiegłego wieku, w stylu Inwazji porywaczy ciał opublikowanej na łamach serii Shade. Chociażby odcinek o pewnej piosence – jeśli ją nucisz, musisz wyrecytować jej tekst w ciągu minuty, inaczej po tobie. To jednak ta bardziej rozrywkowa strona horroru, jaki serwują nam autorzy – na przestrzeni albumu dominuje ta mroczniejsza i bardziej codzienna, skupiająca się na niegodziwości, która drzemie w ludziach.
X-Statix to bez wątpienia najlepsza superbohaterska seria na polskim rynku. Drugi tom przebija pierwszy. Jego premierę polski wydawca zaplanował na 6 października.
Fot. materiały wydawcy