Z danych Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lublinie wynika, że w stolicy regionu jest około 300 osób w kryzysie bezdomności. To informacje z 2019 roku, kiedy odbyło się liczenie osób bezdomnych zlecone przez Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej.
Mamy do czynienia z ubożeniem społeczeństwa
Zdaniem Justyny Orłowskiej z Centrum Wolontariatu w Lublnie, takich osób może być nawet dwa razy więcej. – To liczenie obejmowało osoby, które jednej konkretnej nocy przebywały w schroniskach i noclegowniach oraz takie osoby, które zostały zidentyfikowane przez np. straż miejską. Natomiast wiele osób bytuje na co dzień w wiatach śmietnikowych, pustostanach, ogródkach działkowych. Zresztą to są dane jeszcze sprzed pandemii. Natomiast sytuacja postpandemiczna bardzo się zmieniła i mamy do czynienia z ubożeniem społeczeństwa.
– Większość byłych więźniów boryka się z problemem bezdomności – mówi Barbara Bojko-Kulpa, prezes Stowarzyszenia „Postis”. – Są to też osoby, które nie chcą wracać do miejsca poprzedniego pobytu z różnych względów. Część z tych osób próbuje rozpocząć od nowa i wtedy okazuje się, że przeliczyli się co do swoich możliwości. Jest wsparcia państwa w zakresie pomocy postpenitencjarnej, jednak te środki mają charakter bardzo doraźny. Czasami pomagamy osobom bezdomnym poprzez opłacenie pokoju na okres jednego miesiąca, ale taka osoba nie zawsze potrafi w ciągu miesiąca podjąć prace.
– Według nas główną przyczyną bezdomności są konflikty rodzinne spowodowane najczęściej na tle uzależnienia – mówi Katarzyna Matuszewska-Piątkowska, pracownik socjalny z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lublinie. – Są też sprawcy przemocy, osoby bezrobotne, z eksmisji. Bezdomność jest skutkiem tych wszystkich nawarstwiających się problemów.
To wieloletni proces
– Trzeba długofalowej pracy psychologicznej. Jest to proces wieloletni, który jest związany z terapią uzależnień, podratowaniem stanu zdrowia. Te osoby, kiedy przestają pić i idą na odwyk, wtedy okazuje się, że te choroby, które były maskowane przez alkohol, się ujawniają. Pojawiają się wtedy problemy z nerkami, z wątrobą, z kręgosłupem i różnego rodzaju zwyrodnienia. To ciężkie doświadczenia, które bardzo często powodują, że te osoby rezygnują z tego procesu – dodaje Justyna Orłowska.
– W pierwszej kolejności staramy się zapewnić tym osobom wsparcie w postaci schronienia i zapewnienia elementarnych potrzeb. Trudno od kogoś wymagać, żeby poszedł do pracy jak nie ma gdzie spać, co jeść. Bardzo często nie ma gdzie się umyć czy ubrać albo nie wie, jak to zrobić – dopowiada Katarzyna Matuszewska-Piątkowska.
Bezdomność to przede wszystkim samotność
– Mówi się, że jeśli ktoś przebywał na ulicy 2 lata, to 2 lata będzie trwało jego wychodzenie z bezdomności. A i też nie ma żadnej gwarancji, że ta osoba trwale rozstanie się z tym problemem. Bezdomność to przede wszystkim samotność. To też problemy psychiczne, depresje, schizofrenie, wyuczona bezradność – wyjaśnia Justyna Orłowska.
Przede wszystkim wspólna praca
– Naszą zasadą fundamentalną jest wspólna praca – mówi Zbyszek Drążkowski, prezes stowarzyszenia „Emaus” i fundacji Między Nami. – To daje nam poczucie niezależności, autonomię. Bez tego nie zacznie się żaden proces usamodzielnienia. Praca to obowiązki, odpowiedzialność, wspólne podejmowanie czasami bardzo ważnych decyzji np. o utworzeniu pizzerii. Cała sztuka to prowadzić normalne życie. Mówiłbym o nas jak o wspólnocie usamodzielnienia się wspólnego.
– Pracuje jako kierowca. Rozwożę pizzę i kebaby – mówi jeden z podopiecznych stowarzyszenia „Emaus”. – Praca, którą tutaj wkładam, daje mi siłę i uwierzyłem w siebie. Mimo swojego wieku potrafię coś od siebie dać.
– Nigdy jeszcze nie spotkałam osoby bezdomnej, która byłaby osobą bezdomną z wyboru. W gruncie rzeczy jeśli zadamy sobie trud, żeby poznać lepiej te osoby, to okaże się, że potrzebują czegoś więcej niż te 10 zł na alkohol – dodaje Justyna Orłowska.
Coraz częściej na ulicę trafiają osoby młode oraz kobiety.
LilKa / opr. AKos
Fot. archiwum RL