Coraz mniej próbek pobranych od kotów z całej Polski trafia na badania do Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach. W ciągu ostatnich dwóch tygodni potwierdzono jednak kilkadziesiąt przypadków ptasiej grypy u tych zwierząt. Czy wirus H5N1 jest wśród kotów w odwrocie i na ile może być on groźny dla ludzi? Między innymi o tym w rozmowie naszego puławskiego reportera i jego gościa, prof. Stanisława Winiarczyka, dyrektora Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach.
Jak dużo próbek od padłych kotów trafiło do Instytutu Weterynaryjnego i ile tych próbek jest obecnie dodatnich, jeżeli chodzi o ptasią grypę?
– To nie tylko próbki od padłych kotów – zaznacza prof. Stanisław Winiarczyk. – Próbki były pobierane również od kotów, które chorowały, niektóre przeżyły. Do tej pory otrzymaliśmy 40 albo 41 próbek do badania, z czego 21 próbek okazało się pozytywne. To przypadki wirusa stwierdzone na terenie całej Polski, pochodzą głównie z dużych miast: Trójmiasto, Warszawa, Poznań, Wrocław, Lublin, Kraków.
CZYTAJ: „Przebieg choroby jest piorunujący”. Ptasia grypa u kotów
Czy jest jakiś wspólny mianownik dla tych wszystkich ognisk?
– Cały problem polega na tym, że nie ma klinicznego wspólnego mianownika. Natomiast jest wspólny mianownik, jeżeli chodzi o genotyp wirusa, który został zidentyfikowany na podstawie badań, które przeprowadziliśmy – wskazuje prof. Stanisław Winiarczyk. – Te badania dotyczą 9 wirusów wyizolowanych przez nas. Nasze Laboratorium Referencyjne ds. grypy ptaków jest jedynym laboratorium w Polsce akredytowanym w systemie jakości, współpracuje z Europejskim Laboratorium Referencyjnym, a także z Europejskim Urzędem ds. Bezpieczeństwa Żywności i z Europejskim Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób. Jeżeli już publikujemy wyniki, są to wyniki potwierdzone, nie tylko autorytetem naszym, ale również europejskim. A kontynuując, tym wspólnym mianownikiem jest genotyp wirusa – genotyp CH, który jest wspólny dla wszystkich szczepów wirusa wyizolowanego od tych kotów. Tych 9 zsekwencjonowanych wirusów jest niemalże identycznych, co wskazuje, że pochodzą raczej z jednego – w tej chwili jeszcze niezidentyfikowanego – źródła, które jest powiązane z krążącymi wirusami H5N1. Głównego źródła należy upatrywać w kontakcie z dziko żyjącymi ptakami, ale także z drobiem, zwłaszcza drobiem wodnym. Trzeba mieć na uwadze fakt, że od stycznia do dnia dzisiejszego na terenie kraju notowaliśmy 61 albo 62 ogniska grypy ptaków wśród drobiu. Jeżeli chodzi o mewy, to permanentnie otrzymujemy próbki, które są próbkami dodatnimi. Można by powiedzieć, że jesteśmy w permanentnym kontakcie z tym wirusem, a więc w niektórych przypadkach trudno uniknąć zakażenia. To jest główne źródło, aczkolwiek źródłem może być też mięso zakażone tymże wirusem pochodzącym np. od padłej mewy, od drobiu zagrodowego, który chodzi gdzieś po podwórku i jest narażony na kontakt z dzikimi ptakami. Takie możliwości istnieją.
Dzisiejsza prasa informuje o tym, że naukowcy z Gdańska i Krakowa wykryli wirusa ptasiej grypy w mięsie drobiowym sprzedawanym w sklepach.
– Takie rzeczy zawsze muszą niepokoić, ale żeby poważnie odnieść się do tych informacji, musiałbym mieć odpowiedź na kilka pytań: w jaki sposób została pobrana próbka? Przez kogo została pobrana próbka? W jaki sposób była przygotowana do badania? Jaką metodą była badana? Czy metoda była akredytowana w systemie jakości? To są pytania, bez odpowiedzi na które nie jestem w stanie odnieść się do tego – mówi prof. Stanisław Winiarczyk. – Na pewno wirus, gdyby pojawił się w mięsie, stanowi dla nas niebezpieczeństwo. Raczej nie jemy surowego mięsa. Jemy mięso przetworzone, obrobione termiczne. Wirus jest wrażliwy na obróbkę termiczną. Jeżeli będziemy przestrzegać zasad higieny osobistej i nie spożywać mięsa surowego, to raczej to mięso nie powinno nam zagrozić w jakikolwiek sposób.
CZYTAJ: Ptasia grypa zagraża kotom. O czym powinni pamiętać właściciele?
W jednym z ostatnich komunikatów instytut informuje, że ten wirus mutuje w kierunku coraz większej adaptacji do ssaków. Na ile jest to groźne dla człowieka?
– Zacznijmy od tego, że wirusy grypy, generalnie rzecz biorąc, mutują bardzo intensywnie – wskazuje prof. Stanisław Winiarczyk. – Jeżeli chodzi o naszą konkretną sytuację, jeżeli chodzi o koty i o te wirusy, które zostały wyizolowane, to faktycznie pojawiły się dwie mutacje, ale to są mutacje punktowe wskazujące na dryft genetyczny, który występuje permanentnie u wirusów tego typu. Te dwie mutacje, które poprawiają aktywności polimerazy wirusowej, zwiększają replikację wirusa, czyli mówiąc językiem popularnym, zwiększają dynamikę namnażania się wirusa w organizmie, to są mutacje, które mogą powodować lepszą adaptację do organizmów ssaków.
Wirusolodzy twierdzą też, że bardzo trudno zarazić się od kotów, bo ilość wydychanego przez koty wirusa jest zbyt mała. Chyba jednak powinniśmy tu zachować spokój, przy środkach ostrożności.
– Zgodzę się z tą tezą. Tak dla uporządkowania, zasadnicza informacja jest taka, że do tej pory nie mamy udokumentowanego przypadku zakażenia człowieka, gdzie źródłem byłby kot – mówi prof. Stanisław Winiarczyk.
Jakie jest teraz tempo rozprzestrzeniania tego wirusa? Jak dużo próbek obecnie trafia do badania? Czy nadal próbki od kotów trafiają do instytutu?
– Muszę powiedzieć, że w ostatnich kilku dniach liczba próbek zmalała – przyznaje prof. Stanisław Winiarczyk. – Jak zaczął się problem, chyba dwa tygodnie temu, to w pierwszym tygodniu spłynęło do nas relatywnie dużo próbek, bo około 20. Później przez następne półtora tygodnia spłynęło następne 20. Z tym że wśród tych kolejnych 19-20 próbek jedna okazała się pozytywna. Sytuacja ulega uspokojeniu, co nie oznacza, że w następnym tygodniu nie może się odmienić.
Czy zalecałby pan jakieś szczególne środki ostrożności dla osób, które mają w domu koty? Jak należy z nimi postępować?
– Są ogólne zasady: zasady zachowania higieny osobistej, nie karmić mięsem niewiadomego pochodzenia. Jeżeli już, to gotowanym mięsem drobiowym – mówi prof. Stanisław Winiarczyk.
Wypuszczać koty czy nie wypuszczać?
– Uważam, że nie jesteśmy w stanie uniknąć kontaktu z dzikimi ptakami, z tym wirusem. Podszedłbym do tego spokojnie -odpowiada prof. Stanisław Winiarczyk.
CZYTAJ: Nieznany wirus atakuje koty?
Co nowego wiemy o tym wirusie, czego nie wiedzieliśmy jeszcze na początku roku? Czy pojawiły się jakieś nowe informacje, które mogą pomóc nam walczyć z nim?
– Na to pytanie trudno mi w tym momencie odpowiedzieć. Bazujemy na wiedzy, którą posiadamy. Nic rewelacyjnego się nie wydarzyło – stwierdza prof. Stanisław Winiarczyk.
Nie wiemy, w którym kierunku i jak bardzo ten wirus mutuje. To chyba jest największe zagrożenie.
– Na to będziemy mogli odpowiedzieć za jakiś czas. Na bieżąco monitorujemy sytuację. W zależności od pojawiających się zmian w wirusie czy zmian w przebiegu klinicznym, będziemy wnioskować co do tego, o co pan redaktor pyta. Chciałbym zwrócić uwagę na jedną rzecz – człowiek może być zdrowy tylko wówczas, kiedy zwierzęta i środowisko będą zdrowe. To jest dewiza, którą powinniśmy się kierować w życiu – podkreśla prof. Stanisław Winiarczyk.
Będziemy trzymali rękę na pulsie razem z Państwowym Instytutem Weterynaryjnym w Puławach.
ŁuG / opr. WM
Fot. Iwona Burdzanowska