24 lipca 1959 z taśm lubelskiej Fabryki Samochodów Ciężarowych zjechał pierwszy Żuk. W sumie powstało prawie 600 tysięcy sztuk tej lekkiej ciężarówki z Lublina. Była eksportowana do ponad 30 krajów świata. Kilka z tych aut można było zobaczyć na weekendowym zlocie pojazdów PRL. Niektóre z nich to prawdziwe perełki.
– Kiedy mówimy “Żuk”, myślimy o jednym samochodzie, a to była cała rodzina pojazdów – mówi pasjonat i współorganizator zlotu, prof. Leszek Gardyński z Politechniki Lubelskiej. – Były w niej furgony, samochody z krótką kabiną, podwójną kabiną, metalowymi burtami integralnymi, czyli kultowy pick-up A13, oraz pojazdy, które jeździły w łączności.
Tylko kilka w kraju
– Mamy tutaj około 10 żuków. Jest bardzo ciekawy Żuk, który przyjechał z dość daleka, bo ze Starachowic, w wersji strażackiej – wskazuje prof. Leszek Gardyński .
– Pojazd pochodzi z jednostki OSP z miejscowości Mokre. Został odtworzony, czyli przywrócony do takiego kształtu, w jakim opuszczał fabrykę samochodów ciężarowych w Lublinie – opowiada właściciel tego pojazdu Dariusz Dąbrowski z powiatu starachowickiego. – Żuki były produkowane w wielu wariantach. Ten A151C to wersja ze zbiornikiem 400-litrowym na wodę z autopompą. Były także wersje, które posiadały motopompę z tyłu, miejsca dla drużyny strażackiej, bagażnik na dachu. Ten pojazd, z tego, co wiem, został wyprodukowany w liczbie poniżej 500 egzemplarzy. Zachowało się ich naprawdę niewiele. Takich samochodów, które mają sprawną autopompę z przodu, jest tylko kilka w kraju.
Eksportowy hit z Lublina
– Ikoną zakładu był Żuk, którego 585 tysięcy, a nawet śmiem twierdzić, że dużo więcej wyjechało z tej fabryki – opowiada Wojciech Rudzki, przewodniczący Organizacji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność”, działającej na terenie dawnej Fabryki Samochodów Ciężarowych. – Były montowane w różnych krajach, eksportowane na bardzo wiele rynków. Była to potężna produkcja i Lublin rzeczywiście rozwijał się dzięki tej fabryce. Było to miasto w mieście, które było samowystarczalne: od śrubki, poprzez wytłoczki, do silników – wszystko tutaj było produkowane.
– Żuk był eksportowym hitem. Był sprzedawany do kilkudziesięciu krajów świata. Samochody trafiały na różne kontynenty, a przede wszystkim do Egiptu. Tam były poszukiwane, sprawdzały się na tle innych busików – opowiada prof. Leszek Gardyński. – W pewnym momencie stanowiły podstawę transportu osobowego w tym kraju, do tego stopnia, że powstała tam montownia. Firma ELTRAMCO produkowała samochodziki Ramzes, które były de facto Żukami. Później trochę je pozmieniali, wydłużyli o jeden rząd siedzeń, a nadwozia były bardziej gładkie. I właśnie pod piramidami, z tego co opowiadali koledzy, bardzo łatwo było spotkać zarówno wielbłąda, jak i Żuka.
“Jedna wielka kontrolowana usterka”
– To jest Żuk tzw. towos, pięcioosobowy z silnikiem Andoria 4C90, wyprodukowany w roku 1993. Posiada nawet tapicerkę – mówi Maciej Drwięga. – Przez ostatnie cztery lata czekał na kontynuację swojego losu. Trafił w nasze ręce w październiku za sprawą młodszego syna, który postanowił, że powinniśmy pojechać na Złombol, czyli rajd charytatywny z samochodami z epoki PRL-u. Stąd jest właśnie żuk.
– Staramy się go utrzymać we względnie oryginalnym wystroju. Ma 5-biegową skrzynię biegów założoną w Lublinie, wnętrze zostało rozebrane i zrobione na nowo. Dodano trochę gniazdek USB, aby dało się naładować telefony i podłączyć nawigację, poza tym samochód jest “w oryginale” – opowiada Maciej Drwięga. – Żuk nie jest nigdy w pełni sprawny, to jest jedna wielka kontrolowana usterka. A z drugiej strony ten egzemplarz, choć nie sprawia takiego wrażenia, w zasadzie bezawaryjnie przejechał 7300 km do Nazare w Portugalii i z powrotem w 9 dni, z czego dwa dni na plaży.
– Trzeba powiedzieć, że epoka Żuków minęła ponad ćwierć wieku temu, 13 lutego 1998 roku, została zakończona produkcja, już wtedy był to pojazd przestarzały. Dzisiaj oczywiście też sprawia problemy na drodze nietypowe dla innych, takie jak przegrzewanie silnika, nie da się jechać 100 km/h, jest większe spalanie. Oczywiście w każdym pojeździe zabytkowym chodzi o coś innego – o klimat, o zapach tapicerki, o tę korbę rozruchową. Myślę, że fajnie by było, gdyby w Polsce powstała jakaś marka, która by produkowała pojazd dostawczy, nawiązujący do tej dawnej nazwy – Żuk, oczywiście w wersji spełniającej współczesne wymagania. Ale czy tak będzie – zobaczymy – stwierdza prof. Leszek Gardyński.
Fabryka Samochodów Ciężarowych w Lublinie była jedną z największych firm przemysłowych po prawej stronie Wisły i największym pracodawcą w Lublinie, zatrudniającym ponad 10 tysięcy osób.
FiKar / RyK / opr. LisA
Fot. Iwona Burdzanowska