Polski wiceminister z Rodos: Widzieliśmy kłęby ognia buchające z drzew

mid epa10767988 2023 07 25 194008

– Jak wyjeżdżaliśmy z hotelu w Kiotari to widzieliśmy na widnokręgu czyli gdzieś w odległości 300 metrów kłęby ognia buchające z drzew – powiedział wiceminister sportu i turystyki Andrzej Gut-Mostowy, przebywający obecnie na wyspie Rodos.

Ewakuowaliśmy się sami

– Jesteśmy z rodziną na Rodos. Byliśmy właśnie w Kiotari – tej miejscowości, która była ewakuowana – powiedział wiceminister sportu i turystyki Andrzej Gut-Mostowy.

Wiceminister zaznaczył, że wraz z rodziną ewakuowali się sami, pół godziny przed nadejściem alertu. – Ale od kilku godzin widać było kłęby dymu nad naszym hotelem dlatego widzieliśmy, że sytuacja nie jest bezpieczna i w sobotę (22.07) między godziną 13.00 a 14.00 wyjechaliśmy już z naszego hotelu – opowiedział wiceminister.

– Godzinę później przyszedł alarm, który oficjalnie kazał się ewakuować. I wtedy kilka tysięcy ludzi wyległo na plaże i zazwyczaj plażą udawało się na południe lub na północ. Nam się udało pozabierać walizki i dokumenty – zaznaczył.

Wiceminister wraz z rodziną w tej chwili jesteś około 30 km od Kiotari.

CZYTAJ: Polacy na Rodos zostali przemieszczeni w bezpieczne miejsce [ZDJĘCIA]

Cały czas widać kłęby dymu

Opowiada, że na horyzoncie cały czas widać kłęby dymu – ogień dalej się rozprzestrzenia. – Wszystko zależy od kierunku wiatru, który się teraz zmienił. Sytuacja jest nadal trudna do przewidzenia – dodał.

– Nie ma takiego dramatu, jak w Kiotari, że jak wyjeżdżaliśmy z hotelu to widzieliśmy na widnokręgu, czyli gdzieś w odległości 300 metrów, kłęby ognia buchające z drzew – przekazał.

Hotel, w którym teraz jest, w niedzielę w nocy został wyznaczony jako centrum ewakuacji. To duży hotel, z wieloma kortami i boiskami. – Zwieziono tu autobusami ludzi z zagrożonych miejscowości. Można powiedzieć, że było tu jedno wielkie koczowisko przez półtora dnia. Z tysiącami ludzi, z walizkami lub bez walizek, z całego świata – powiedział wiceminister, dodając, że wydawało się, że jednak zdecydowana większość zdołała ze sobą zabrać osobiste rzeczy.

– Według doniesień medialnych wiem, że nie było żadnych ofiar śmiertelnych albo sytuacji, które groziłyby ciężkimi urazami. Można powiedzieć, że to wszystko odbywało się w miarę bezpiecznie i z wyprzedzeniem czasowym – powiedział. – Jednak wszyscy zdążyli się ewakuować, chociaż część ludzi musiała na nogach plażą lub wąskimi dróżkami przejść 2-3 kilometry. Potem zabierały ich autokary i przywoziły do centrum ewakuacji – wyjaśnił.

Dodał, że przez całą niedzielę ludzie ci byli rozwożeni z hotelu autobusami i relokowani albo na lotnisko, albo do innych hoteli.

CZYTAJ: Rodos w płomieniach. Ewakuacja polskich turystów z wyspy [ZDJĘCIA]

„Względna normalność”

– W tym momencie jest tutaj względna normalność – powiedział wiceminister. – Zdecydowana większość turystów po przekwaterowaniu na północ wyspy kontynuuje swoje urlopy – dodał.

W poniedziałek i wtorek odbyły się spotkania przedstawicieli ministerstwa z największymi touroperatorami w sprawie sytuacji w Grecji.

– Na dziś biura nie zgłosiły potrzeby interwencji MSiT w proces organizacji powrotu polskich turystów do kraju. Jeżeli taka potrzeba nastąpi, jesteśmy gotowi użyć do tego procesu samolotów pozostających w dyspozycji rządu RP – napisał we wtorek na Twitterze minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk.

Minister podkreślił, że resort pozostaje w stałym, codziennym kontakcie z biurami podróży, których klienci przebywają w Grecji.

Grecja w ogniu

Pożar, który wybuchł na Rodos w ubiegłym tygodniu (prawdopodobnie na skutek podpalenia) dotarł w weekend do nadmorskich kurortów, co spowodowało konieczność ewakuacji dziesiątek tysięcy turystów. Obecnie z żywiołem walczą na Rodos setki strażaków, wspomagani przez kolegów z Turcji i Słowacji. Walkę z ogniem utrudniają wysokie temperatury i wiatr.

Ogień strawił dotychczas również spore obszary na wyspach Korfu, Eubea, a także w okolicach Aten. We wtorek władze wydały ostrzeżenie przed ryzykiem pożarów także na Krecie.

RL / PAP / opr. ToMa

Fot. EPA/LEFTERIS DAMIANIDIS

Exit mobile version