Nicolas de Crecy znany jest z Dziadka Leona, Super Pana Owoca czy Visy tranzytowej – to komiksy nowsze lub starsze, lecz zawsze trzymające poziom. Ci, którzy od momentu ujrzenia prac słynnego artysty po raz pierwszy zastanawiali się jak wyglądały jego debiutanckie plansze, mogą mieć powód do radości – oto bowiem na rynek wjechał Foligatto (wyd. Nagle!), pierwszy album francuskiego wirtuoza. Zdecydowanie widać tu ten ogień młodego artysty – ogień buchający tak mocno, jakby ten początkujący młokos od razu chciał zostać mistrzem.
Foligatto to opowieść osadzona w mieście Eccenihilo, targanym społecznymi niepokojami. W obawie przed wybuchem zamieszek, władze decydują się na zorganizowanie karnawału, w nadziei, że ludzie sobie popiją, pojedzą, może przy okazji się pozabijają i problem sam się rozwiąże. Gwiazdą wydarzenia zostaje tytułowy śpiewak operowy Foligatto, niegdyś zamieszkujący Eccenihilo, lecz obecnie raczej gardzący jego mieszkańcami, włącznie ze swoją rodziną. Zresztą Foligatto niespecjalnie przejmuje się tym, że jest marionetką reżimu, twierdząc, że nie odpowiada za to, co reprezentuje. No proszę, temat wiecznie żywy. Tutaj ubrany w sekwencje surrealistycznych scen.
Tak naprawdę tytułowy kastrat nie jest tutaj najważniejszy – choć w retrospekcjach dostajemy trochę faktów na temat jego życia, to są to fakty równie nieistotne, co ubiór ministra prawa i porządku. No, chociaż ten akurat jest imponujący – de Crecy przewspaniale kładzie barwy na swoje rysunki, ale jeszcze lepiej operuje piórkiem. Ten album pęka w szwach od przepychu, w kadrach roi się od – w większości paskudnych – barwnych postaci, a autorzy prowadzą nas od speluniarskich slamsów po jeszcze gorsze, ubabrane w złocie i obrzydliwym bogactwie stoły władców świata mieszkających w pałacach z krwi.
Foligatto to satyra, która wciąż jest aktualna, ujęta w nieco przestarzałą formę, ale narysowana znakomicie. To kreska zupełnie inna od tej, do której francuski artysta przyzwyczaił swoich czytelników – bogata, pulchna, napakowana, mroczna, drapieżna. A co więcej, jest to kreska, która właśnie w tym wydaniu uświadamia, jak mocno polscy artyści komiksowi lat 90. czerpali z de Crecy’ego. Jakże fantastycznie jego pracami inspirował się Adrian Madej, chociażby w komiksie Leszczu, ileż znakomitych chwytów rysunkowych po dziś dzień przebija w twórczości rozwijających się artystów.
A wszystko to zaczęło się od Foligatto.
Surrealistyczna uczta dla oczu. Kanon komiksu artystycznego.
Fot. GM