Batman: Epidemia (wyd. Egmont), czyli superbohaterskie Gotham walczy z zarazą. Śmiertelny wirus działa szybko – przeraźliwy ból, krwawiące oczy i rychły zgon. W walce z niewidzialnym wrogiem Batman sprzymierza się z kolegami i koleżankami, szukając odtrutki na truciznę.
I tak sobie szukają tej odtrutki w stylu lat 90. – są więc momenty napisane lepiej i gorzej, jest też huśtawka na placu zabaw grafików tej serii. Album składa się bowiem z odcinków publikowanych na łamach różnych okołobatmańskich seriali. Dla fanów postaci jest to spełnienie snu – nareszcie mogą dozbierać sobie brakujące zeszyty takich serii jak Shadow of the Bat czy Detective Comics, lecz dla oczu taka przeplatanka bywa bolesna – bo popsuty w druku sterydorealistyczny Barry Kitson sąsiaduje tu z kreskówkowym Frankiem Fosco, a prace weterana Grahama Nolana zostają zniszczone przez lateksowe kolory. A Kitson i Nolan razem wzięci nie mają nawet startu do występującego w jednym epizodzie Tommy’ego Lee Edwardsa czy wyjętego z jeszcze innej szuflady Vince’a Giarrano.
Specjalnie na deser zostawiłem sobie najlepszy batmański duet wszech czasów, który w Epidemii ma dużo do powiedzenia: scenarzysta Doug Moench i rysownik Kelley Jones – ależ to jest uczta dla oczu! Warto nabyć Epidemię chociażby dla tych czterech opublikowanych w niej zeszytów. A dodam, że na chwilę pojawia się też Norm Breyfogle – kolejny z mistrzów.
Epidemia to porządne tomiszcze i lektura w sam raz dla fanów trykotów z lat 90.