„Zapaliłem cienką zieloną świeczkę
Abyś stała się o mnie zazdrosna
Ale cały mój pokój zaroił się od komarów
Które wyczuły moją samotność”
Takimi słowami rozpoczyna się utwór „One Of Us Cannot Be Wrong”, będący ostatnią pozycją na pierwszej płycie Leonarda Cohena. Album zatytułowany po prostu „Songs of Leonard Cohen” z 1967 roku był dosyć późnym debiutem: autor w momencie wydania miał 33 lata. Jednak, zanim Cohen zajął się muzyką, cieszył się już uznaniem w środowisku literackim, na koncie miał kilka powieści i tomików poezji, a muzykowanie było dla niego podróżą w nieznane.
Piosenka „One Of Us Cannot Be Wrong” jest osadzona w kulturze popularnej Ameryki lat 60., ale przede wszystkim w osobistych przeżyciach Cohena. Poświęcił on utwór Nico — modelce, aktorce oraz piosenkarce, będącej wówczas wokalistką zespołu The Velvet Underground. Zresztą, zawróciła w głowie nie tylko Cohenowi — była muzą takich artystów jak Jimmy Page, Bob Dylan czy Jim Morrison. Jednak, w przeciwieństwie do powyżej wymienionych muzyków, Leonard nigdy nie miał okazji być bliżej Nico, niż na odległość wyciągniętej ręki, choć bardzo zabiegał o względy modelki. Jednakże cierpienia Cohena nie poszły na marne: ich owocem było powstanie kilku piosenek, w tym najbardziej popularnej spośród nich, „One Of Us Cannot Be Wrong”. Pierwsze dwa wersy utworu:
„Zapaliłem cienką zieloną świeczkę
Abyś stała się o mnie zazdrosna”
Odnoszą się do zabawnej historii, która przydarzyła się Cohenowi w 1967 roku. W wywiadzie udzielonym Billowi Flanaganowi lata później, muzyk wspominał:
„Edie Sedwick, muza Andy’ego Warhola, mieszkała nieopodal mnie w Hotelu Chelsea. Przez jej mieszkanie przewijali się najatrakcyjniejsi mężczyźni i kobiety tamtych czasów — nie było mnie wśród nich, chociaż wówczas bardzo bym sobie tego życzył. Na skrzyżowaniu 7. Alei z 24. Ulicą [w Nowym Jorku] mieścił się meksykański sklep ezoteryczny, gdzie można było dostać mikstury, świece i proszki, które miały zabezpieczać związki, zagwarantować sukces czy też w inny sposób wpłynąć na życie. W tamtym czasie wierzyłem w takie rzeczy, więc kupiłem parę świeczek oraz książkę im poświęconą. Przeczytałem ją i jeszcze Księgę Przemian, ale niewiele z nich zrozumiałem.
Jakimś dziwnym zrządzeniem losu pewnego dnia zostałem zaproszony do pokoju Edie Segwick, wypełnionego po brzegi pięknymi i młodymi ludźmi. Było tam ciemno, jedyne oświetlenie stanowiły świece, 30 albo 40 świec, porozstawianych wszędzie, na talerzykach, na kuchence… Nie miałem jeszcze wtedy obycia, nie wiedziałem jak się odezwać. Wszedłem do pokoju, do tego pełnego blichtru towarzystwa i powiedziałem: „Ta ekspozycja świec jest skrajnie niebezpieczna”. Tak więc dałem się poznać jako… Ekspert od świec. To nie zostało wtedy dobrze przyjęte, dlatego też poszedłem sobie stamtąd szybko. Następnego dnia mieszkanie Edie spłonęło, a mój prestiż gwałtownie wzrósł.”
Tak więc wszystko stało się jasne – Cohen – bo przecież nie ma już teraz wątpliwości, że piosenka jest o nim — zapala magiczną świecę, by przekonać do siebie wybrankę serca, czyli wspomnianą już Nico, która jednak nie odwzajemnia jego uczuć. Za to pokój bohatera wypełnia się komarami, które zorientowały się jak bardzo czuje się on samotny i bezwartościowy. Wkrótce wyznaje, że rozpuścił o niej niemiłe plotki, by oczernić ją przed innymi, co obrazuje słowami:
„Wyznałem, że zniszczyłem suknię,
Którą przecież podbiłaś ten świat”
Następnie narrator udaje się do lekarza i pokazuje mu swoje serce. Doktor po badaniu zaczyna wątpić w swoje możliwości, dochodzi do wniosku, że musi zrezygnować z zawodu — wypisuje dla siebie receptę z imieniem wspomnianej przez pacjenta kobiety, po czym zamyka się w bibliotece wraz z jego relacją z podróży poślubnej. Bohater wspomina:
„Usłyszałem później od pielęgniarki
Że bardzo mu się pogorszyło
Że jego praktyka legła w gruzach”
Pozostaje pytanie, co tak naprawdę stało się doktorowi, dlaczego zareagował w taki sposób na opowieść swojego pacjenta? Prawdopodobnie, kiedy przekonywał bohatera do otrząśnięcia się po rozstaniu z kobietą, sam się w niej zadurzył, jedynie poprzez samo wysłuchanie historii.
W dalszej kolejności bohater opowiada o spotkaniu z pewnym świętym, będącym niegdyś kochankiem tej samej kobiety. Narrator postanowił więc zaczerpnąć wiedzy z jego doświadczeń, jak zresztą relacjonuje:
„Mówił, że obowiązkiem kochanków
Jest uchybienie złotej zasadzie
I kiedy miałem już pewność, że jego nauki są czyste
On utopił się w stawie
Jego ciało przepadło
Lecz jego duch wciąż powtarza to samo”
Widzimy, że bohater przygląda się świętemu w ten sam sposób, jak wcześniej doktor przyglądał się bohaterowi. Przywołanie w tym miejscu postaci świętego nie jest przypadkowe; Cohen poświęcił wiele czasu na studiowanie żywotów świętych, pewne osobiste spostrzeżenie na ich temat umieścił w swojej wcześniejszej, kontrowersyjnej ze względu na śmiałość obyczajową, powieści „Piękni przegrani”:
„Święci nie unicestwiają chaosu – pisze Cohen – gdyby to robili, świat już dawno by się zmienił. Nie sądzę również, by święci unicestwiali chaos sami dla siebie, ponieważ jest coś aroganckiego i wojowniczego w wizji człowieka porządkującego wszechświat. Chwała świętych polega na czymś innym – na utrzymaniu pewnej równowagi.”
Dlaczego narrator tak bacznie przygląda się postaci świętego? Ponieważ był osobą wiele wartą w oczach upragnionej przez niego kobiety. Powyższy cytat odzwierciedla jego wnioski: nawet święty nie poradził sobie z miłością do niej, nie zdołał utrzymać tej chwalebnej harmonii, o której Cohen pisał w swojej powieści.
A czym jest wspomniana w zwrotce złota zasada, której kochankowie, według świętego, muszą uchybić? Złota zasada, znana tez jako złota reguła etyczna lub zasada wzajemności, mówi: Traktuj innych tak, jak Ty byś chciał być traktowany. O tej zasadzie mówili już starożytni filozofowie: Konfucjusz, Arystoteles czy Platon, możemy ja odnaleźć również w świętych księgach wielkich religii, takich jak buddyzm i chrześcijaństwo. Zastanawia jednak kwestia uchybiania złotej regule, o której mówi święty; wynika ono z egoizmu dwójki kochających się ludzi – w swojej wielkiej, skądinąd, miłości często zapominają oni o tym fundamentalnym wzorcu moralnym.
Ostatnią osobą napotkaną przez bohatera jest Eskimos. Nie będzie wielkim zaskoczeniem, kiedy powiem, że on również nie podołał kobiecie. Ale dlaczego akurat Eskimos? Ponieważ jest to człowiek przyzwyczajony do zimna i nawet on nie poradził sobie z jej wyjątkowo chłodnym temperamentem. Narrator wspomina, że:
„Biedak przez cały czas się trząsł
Jego usta i palce zsiniały z zimna
Przypuszczam, że zamarzł w momencie
Gdy wiatr zerwał twe ubranie
Pewnie nigdy już się nie rozgrzał”
Na sam koniec zwraca się do adresatki utworu słowami:
„A Ty stoisz tak ujmująco w tej śnieżnej burzy
O proszę, pozwól mi wejść w tę zamieć”
Nie bez powodu w piosence znalazło się miejsce dla lodu, wiatru i chłodu — Nico często była nazywana Królową Śniegu ze względu na niedostępność oraz oziębłość. Wspomniana przez Cohena śnieżna zamieć może zatem odzwierciedlać jej naturę. Mimo wszystko, narrator pragnie wejść w tę burzę, kosztem obrażeń, zupełnego zrujnowania, czy nawet utraty życia. Wokalizy Cohena pod koniec piosenki początkowo mogą budzić uśmiech — brzmią jak zawodzenie pijanego człowieka. Jednakże, znając kontekst utworu, ten śpiew sugeruje słuchającemu, że bohater zdecydował się wkroczyć we wspomnianą zamieć.
Zatem żadna z postaci pojawiających się w utworze (łącznie z narratorem) nie poradziła sobie z tą przemożną siłą, którą okazała się dysponować jego adresatka. Piosenka ma słodko-gorzki wydźwięk, ponieważ opowiada o cierpieniu, o złamanym sercu, jednak w sposób zabawny, nieco drwiący poprzez ukazanie w nim osób, które teoretycznie powinny poradzić sobie z tym uczuciem. Tymczasem obserwujemy doktora porzucającego praktykę jedynie z powodu wysłuchania opowieści narratora, świętego, który mimo całego swojego opanowania, topi się w stawie oraz Eskimosa, który zamarza, choć przecież trudno znaleźć osobę, która byłaby bardziej odporna na mróz. W końcu mamy i samego narratora, który widząc, że więksi od niego już polegli, postanawia ulec bezwzględnej femme fatale.
MM