O „Smole” i lęku przed białą kartką. Rozmowa z Piotrem Marcem

02 2023 05 10 091019

Piotr Marzec z przytupem wkroczył w świat polskiego komiksu – własnym sumptem wydał Sweet-ass dudes like us – album, który zapewnił mu Złote Kurczaki i doczekał się reedycji w oficjalnym obiegu. Przez ostatnie miesiące Piotr pracował nad kolejnym autorskim projektem – solidnie zapowiadającą się Smołą.

Smoła to Twój nowy album, który w pewnym sensie został już ukończony. Czegoś jeszcze brakuje. Czego?

Piotr Marzec: Pierwszą wersję Smoły przeczytali beta readerzy, między innymi Dominika Gracz-Moskwa, która pisze recenzje komiksów m.in. dla „Czasu kultury”, ostatnio publikowała w „Tygodniku Powszechnym”. Mam zaufanie do jej opinii, lubię jej pisanie. Wskazała mi, gdzie się wywaliłem na twarz pod względem sztuki komiksowej. Zaznaczyła mi parę uwag, które były miej więcej takie, że trzeba wyrzucić jeden fragment, 30 stron. Ponadto gdzieś trzeba było coś dorysować, bo czegoś zabrakło. Aktualnie mam całość narysowaną – to ponad 300 stron, koło 320. I w tej liczbie jest właśnie tych osiem ostatnich stron, które mam w formie storyboardu, jeszcze do narysowania na czysto. Część mam już pokolorowane, a część jeszcze koloruję. Kolorowanie nie jest łatwe, bo to jest kompletnie nie ścisła dziedzina, ale z drugiej strony relacje między kolorami są bardzo matematyczne. Tak mi się kojarzą. Cała teoria koloru, że ciepłe barwy wychodzą do przodu, a chłodne chowają się z tyłu – czasami jest tak, że jedną planszę koloruje się przez trzy dni, a inną w pół godziny. Nie da się tego przyspieszyć. Dużo jest tutaj poszukiwania. Skończyła się ta ścisła, regularna, zamknięta w ramy praca. Wszystko jest narysowane. Nic więcej, poza tym, co jest w rysunkach, się nie pojawi, a kolor pomoże w czytelności tego komiksu, żeby było wiadomo jaka jest pora dnia, jaki bohater rozmawia z jaką bohaterką.

ZOBACZ ZDJĘCIA: Wystawa prac Piotra Marca i Bartosza Zaskórskiego

Podczas prac redaktorskich 30 stron zostało wyrzuconych?

Prawie zeszyt, nie? Ten komiks, który sobie wymarzyłem, jest formą bardzo barokową. Tam się dzieją jakieś rzeczy, które grają z konwencją tej opowieści. Tak jak mój pierwszy komiks o słodkich chłopakach jest historią o tym, jak buduje się historie przez to, że wiele osób opowiada jakieś jej fragmenty, wielogłosem buduje się wielka opowieść, to Smoła jest w jakiejś części historią o powstawaniu komiksu. Wydaje mi się, że to jest tam istotny wątek, że tam trwa jakiś proces i to się buduje trochę na naszych oczach, możemy wziąć w tym udział. Właśnie przez to pojawiają się różne wstawki barokowe, jest dużo ozdobników – na przykład pojawiają się fragmenty komiksu, który jedna z bohaterek rysuje i pokazuje koleżance. To jest taka rzecz, która podoba mi się jako czytelnikowi. Mamy wtedy pogłębione doświadczenie świata z komiksu. Czytamy na przykład kartkę z książki, którą czyta bohaterka. To jest ciekawe.

Czy nie bolało cię ucięcie o tyle stron? Zdaję sobie sprawę, że koncepcja tego wymaga, ale w pewnym sensie jest to chyba bolesne dla twórcy, kiedy wypada nawet jedna plansza…

Ja nie wykluczam, żeby – kiedy zamknę temat Smoły – zrobić spin-off. Bo te 30 stron to zamknięta forma, która jest jak zeszyt w formie komiksu. On wylatuje ze względu na to, że w niektórych momentach, kiedy robimy jakiś przerywnik, to on buduje suspens. Wstrzymujemy oddech. Tutaj, akurat w tej sytuacji, to nie zadziałało, wybija nas z rytmu czytania. Te plansze nie idą zupełnie do kosza. Tam są fajne rysunki. Jest tam kilka plansz malarskich jeszcze z 2018 roku, które były wyrwane z kontekstu, nie tworzyły żadnej historii, a udało się je w tej formie zamknąć w jakąś opowieść. To jest zamknięta forma i myślę, że ona nie zniknie, tylko jeszcze się jakoś dodatkowo pojawi.

Plansze Piotra Marca na wystawie podczas Poznańskiego Festiwalu Sztuki Komiksowej 2023

Może jako zin? Podobnie jak Smoła miała swój trailer w postaci zina Mała Smoła Demo: lekcja gry na gitarze, wydanego na Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej.

W tym zinku jest krótki fragment ze Smoły, bardzo reprezentatywny. Wybrałem go, bo tam są fajne rysunki i jest to też taki fragment, który wyrwany z całej tej historii może jakoś nadawać się do czytania. Możemy sobie zobaczyć proces, jak bohaterka komiksiarka słucha sobie nagrania na walkmanie i na tym nagraniu jest osoba, której nie zna, jakiś nieznajomy chłopak, który gada ze swoim kolegą podczas gry nauki na gitarze. Oni sobie grają piosenkę, ćwiczą akordy. Słuchanie tego nagrania uruchamia proces wyobrażania sobie tych postaci, wyobrażania sobie jakichś historii dokoła nich. To drugorzędna sprawa czy to jest prawda czy fikcja, i tylko wyobrażenie, bo nie o to chodzi, jak się wymyśla jakąś historię. Piosenka, którą grają to taka historyczna ballada morderców. Jeśli dobrze pamiętam, jest to piosenka być może nawet o Jesse’em Jamesie z filmu Zabójstwo Jesse’ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda. Jest tam scena, gdzie Nick Cave w meloniku gra na gitarze tę piosenkę i ta piosenka jest autentycznie historycznym tekstem kultury z XIX wieku. To też mega ciekawe, że udało się w ten komiks, w Smołę, który jest dla mnie bardzo ważny, kilka takich smaczków wcisnąć.

Abyśmy mieli lepszy ogląd sytuacji, czy mógłbyś zanucić tę pieśń?

A jak zafałszuję, to zostanie tylko w naszych sercach? Nie puścisz tego?

Puszczę.

Jesse James was a man who killed many men,
He robbed the Glendale train,
He stole from the rich and he gave to the poor,
He’d a hand and a heart and a brain.

Pięknie! Piotrze, popraw mnie jeśli się mylę, ale kiedy czytam Twoje komiksy, to mam takie wrażenie naturalnego flow. Nie ma tam męki twórczej, tylko są to delikatne, precyzyjne, trafiające w sedno rysunki, jakbyś mówił tym komiksem. I mam takie wrażenie, że potrafisz przy zachowaniu takiego perfekcjonizmu, jednocześnie robić to szybko i sprawnie. Czy mylę się? Czy jednak ślęczysz nad planszami?

To trochę jak z tym pytaniem o to, czy nie było mi żal wyrzucić 30 stron z komiksu. Są takie różne lęki związane z rysowaniem. Jest cała paleta różnych lęków. Z tych najbardziej powszednich to lęk przed białą kartką. Biała kartka jest onieśmielająca i ciężko na niej postawić jakiś ślad, żeby tej bieli nie pokalać.

Ale wtedy warto posłuchać piosenki Smashing Pumpkins Blank Page.

Okej. Nie znam dobrze tekstu tej piosenki, ale wyobraziłem ją sobie. Wyobraziłem sobie, że jest piękna. Można ją sobie wtedy puścić i ten lęk mija.

Jest zaiste piękna, ale chyba raczej pogłębia ten lęk.

Ja się trochę nie boję białej kartki i nie boję się, że zrobię jakiś babol na rysunku na czysto. Kiedy się boimy, to jest to paraliżujące, więc nie można się bać. Ja też prokrastynuję bardzo mocno przy rysowaniu, więc bardzo dużo czasu i energii mi ucieka. Jak już się uda tak skupić mózg na tej jednej czynności, czyli na rysowaniu, to już wtedy trzeba działać szybko, żeby nie stracić tego momentu. Nie bać się. Siedzieć na pupie dopóki się tego nie skończy. I tak to leci do przodu.

Ile czasu spędzasz nad jedną planszą?

Najpierw sobie piszę komiks. To jest w formie bardzo luźnego tekstu bez opisywania. To nie jest klasyczny scenariusz, tylko bardziej prosty skrypt, pokazujący co bohaterowie mówią. Już wtedy mniej więcej wiem, o co chodzi w danej scenie. Potem jest rysowanie storyboardu, który jest bardzo szkicowy. To bardzo swobodny rysunek z mojej strony. Na tym etapie mamy ustalone, gdzie się pojawiają napisy, jak kamera krąży wokół bohaterów, jaki jest podział na kadry – wszystkie te rzeczy się dzieją w tym momencie. I to jest chyba najfajniejszy moment tej pracy. Bardzo dużo tego szkicu w tym momencie udaje się zachować, rysując tę planszę na czysto. No i jest tak, że fajnie jest przy rysowaniu mieć taką regularność. Jeżeli uda ci się narysować planszę komiksu dziennie i utrzymasz takie tempo przez rok, to możesz wycisnąć 300 stron w rok. Takie było moje założenie. Rzeczywistość trochę to zweryfikowała, bo pojawiają się ruchome święta, na przykład Wielkanoc czy inne sytuacje, czy też dni, w które normalnie chodzi się do pracy, po której nie ma już siły na nic więcej. Wtedy w te wolne dni trzeba nadganiać. Mój rekord to cztery plansze w ciągu dnia, od rana do wieczora. To jest chyba taki poziom rekordu. Rozmawiałem o tym kiedyś z Anią Krztoń, która powiedziała, że max, co można narysować, to są cztery plansze dziennie, ale nie jesteś w stanie tak codziennie pracować, bo to jest mordercze tempo.

Widzę, że rekord Marcina Rusteckiego jest zagrożony! Obstawiam, że Marcin mógł popełnić pięć plansz w ciągu dnia w ołówku.

Nigdy chyba nie przeskoczyłem tych czterech plansz, także to jest dobry rekord. Na razie myślę, że nie będzie zagrożony.

Ja kiedyś zrobiłem sześć, ale chyba dwie „na śpioszka”.

Okej, okej. Tam się mogły wydarzyć jakieś mega ciekawe rzeczy. Nick Cave opowiada jakieś sytuacje bardzo uduchowione, rozmawiają z nim duchy, przychodzą do niego i szepczą, kiedy pisze swoje piosenki. Na koncertach razem z publicznością przechodzi jakąś transformację – to mniej więcej takie rzeczy, jakie mówi Nick Cave. Ja nie do końca rozumiem wszystko, co się u niego dzieje, ale być może dzieją się jakieś magiczne rzeczy w procesie, że jak przekroczysz ograniczenia własnego ciała, zmęczenie, w końcu znajdziesz taką równowagę, że wyciszysz głowę od wszystkich rozpraszających bodźców, wjedziesz na stan śpiocha i wtedy wydarzą się rzeczy olśniewające, poruszające, coś takiego, co byłoby niedostępne w takim normalnym, codziennym stanie świadomości.

Tym samym można stworzyć coś mega zaskakującego, czego się nawet po sobie nie spodziewało.

Yhym.

Piotr Marzec podczas sesji autografów, Poznański Festiwal Sztuki Komiksowej 2023

DySzcz

Fot. DySzcz

Exit mobile version